Nowa polityka gospodarcza Chin stawia przede wszystkim na rynek wewnętrzny – to tu mają być rozwijane i wdrażane najnowsze technologie, to tu ma być pobudzana konsumpcja, to dzięki temu mają się budować nowoczesne Chiny – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką prof. Adam Jelonek, dyrektor Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Skończył się kolejny zjazd chińskiej partii. Czy dostrzegł Pan w tym spotkaniu coś nowego, czego nie widział Pan na tych zjazdach nigdy dotąd? Mogliśmy na przykład przeczytać, że prezydent jeszcze bardziej zacieśnia władzę, ale co to w zasadzie znaczy w kraju autorytarnym, w którym rządzi jedna partia i wąska grupa ludzi? Skoro zacieśnia, to by oznaczało, że wcześniej oddał część kontroli?
Prof. Adam Jelonek, UJ: Nie on, ale tak się stało. Za poprzednika Xi Jinpinga, czyli pod rządami Hu Dzin Tao, Chiny stały się pewnego rodzaju federacją prowincji – w gruncie rzeczy władza spoczywała przede wszystkim w rękach lokalnych sekretarzy partii. Prezydent Chin głównie starał się mediować pomiędzy poszczególnymi grupami interesów. Niektórzy nazywali to demokracją konsultacyjną, co błędnie sugerowało, że Chiny zmierzają w kierunku demokracji. Chiny były oligarchiczne i takie pozostały. Ale prezydent Xi wybrał zupełnie inną drogę, chociaż dla Chin wcale nienową. To zakorzeniona kulturowo droga imperium. Dlatego przez zewnętrznych obserwatorów Xi Jinping jest nazywany „nowym cesarzem”. W kraju nikt go tak nie nazywa – jest po prostu „wujkiem Xi” – ale to on doprowadził do tego, że właściwie to on sam decyduje o tym kto będzie rządził we wszystkich komitetach prowincjonalnych.
Ten zjazd potwierdził, że Chiny zamierzają prowadzić politykę imperialną. Dostaliśmy bardzo wyraźne komunikaty, że Pekin zamierza, jak to się u nich mówi, skonsolidować władzę na terenie Chin, co jest sygnałem zwłaszcza w sprawie Tajwanu. Po raz pierwszy padła oficjalnie data kiedy Tajwan powinien stać się integralną częścią jednych Chin – to jest rok 2049, czyli rok stulecia powstania Chińskiej Republiki Ludowej.
Był to także kongres, w czasie którego raz pierwszy od czasów Mao Tse Tunga sekretarz generalny partii był nazywany także tytułem przewodniczącego.
To są symboliczne zmiany, które wskazują, że Xi Jinping konsoliduje swoją władzę i że prawdopodobnie tak samo jak Mao Tse Tung będzie nie tylko szefem partii, ale też szefem państwa. Niedawno zmieniono również konstytucję, z której usunięto zapis o kadencyjności władzy prezydenta. Od teraz możliwa jest wielokadencyjność prezydenta, co w praktyce daje Xi dożywotnią władzę.
Nazwałby pan ten zjazd partii przełomowym?
W Chinach nie ma przełomowych momentów. W Chinach wszystko co się dzieje to długoletnie i długotrwałe procesy. Ale myślę, że tak, że możemy traktować ten kongres jako przełomowy. Chiny znowu rządzone są przez przywódcę, który nawiązuje do starych imperialnych wzorców – czyli do cesarza, który kontroluje wszystko i jest absolutnie omnipotentny.
W przypadku takich nowych Chin zaczynają się pojawiać pewne cechy charakterystyczne już nie tylko dla autorytaryzmu, ale nawet totalitaryzmu. Po pierwsze, to pojawienie się tzw. totalitarnego proroctwa, czyli ideologii, która prowadzi obywateli ku lepszej przyszłości. W tym przypadku to ideologia budowy jednych i niepodzielnej Chin, z pełną inkorporacją Tajwanu, ale też regionów do tej pory były autonomicznych – Makao i Hongkongu.
Drugi element to obietnica powrotu Chin do poziomu światowej potęgi.
Potęgi gospodarczej, militarnej, kulturowej?
W Chinach głęboko zakorzeniona jest wiara, że mają być centrum światowej cywilizacji. To przekonanie większości Chińczyków. To pojęcie łączy w sobie wiele obszarów życia. Wyścig gospodarczy to oczywiście „stały element gry” Chin, który w ostatnich latach stwarza władzy nieco problemów wewnętrznych, przez to że gospodarka rozwija się wolniej.
Bardzo wyraźnie mówi się także o wzmocnieniu roli militarnej Chin przez większe inwestycje na armię i wzmocnienie poziomu technologicznego.
Powrót do światowego centrum jest takim argumentem, który przemawia do zwykłych Chińczyków. A władza potrzebuje poparcia. Do tej pory silne autorytarne rządy były legitymizowane nie siłą pałki policyjnej, ale potężnym wzrostem gospodarczym i potężnym wzrostem zamożności społeczeństwa. Prawdopodobnie czas największych wzrostów Chiny mają jednak już za sobą, natomiast poziom aspiracji społecznych pozostaje bardzo duży. Krzywa oczekiwań społecznych rośnie wciąż dość szybko. Dlatego zapewne taki zabieg o charakterze bardziej ideologicznym ma zapewnić przywództwu partyjnemu trwanie dłuższe niż mogłoby to wynikać wyłącznie z argumentów o charakterze ekonomicznym.
Rozumiem, że niezależnie od zbliżania się poziomem życia do krajów zachodnich w Chinach raczej nikt nie będzie pikietował za demokracja i śpiewał „wolności oddać nie umiem”?
Chińczycy akceptują prawodawstwo totalitarne. To nie jest nowość przywleczona przez komunizm – Chińczycy zawsze akceptowali władców, którzy zapewniali Chinom poczucie wyższości cywilizacyjnej.
Demokracja w Chinach jest w gruncie rzeczy nieznana. Istnieje pewna nostalgia za wyidealizowaną demokracją zachodnią, zwłaszcza w młodym, lepiej wykształconym pokoleniu. Tuż przed zjazdem partii w Pekinie doszło do demonstracji przeciwko wujkowi Xi.
Ale z drugiej strony, Chińczycy żyją tym, czym żyje większa część mieszkańców Zachodu, czyli sukcesem ekonomicznym – żeby mieć nowy samochód, lepszą pracę, mieszkanie itd. Chiny to dziś największy na świecie odbiorca topowych marek modowych czy najdroższych samochodów.
Przyzwolenie społeczne dla rządu było budowane przez ostatnie dwie dekady na bardzo wyraźnym wzroście PKB kraju i na silnym wzroście PKB per capita, co się oczywiście przekładało na bardzo wyraźny wzrost poziomu życia w Chinach. Skrajnie niskie jeszcze 10, 15 lat temu warunki życia na prowincji także bardzo się poprawiły, głównie dzięki tzw. wewnętrznej kolonizacji czyli przenoszeniu na prowincję zakładów produkcyjnych, które zatrudniały tysiące ludzi.
Covid tego nie zmienił w żaden sposób? Izolacja kraju, bardzo ostre restrykcje wewnętrzne, wstrzymywanie produkcji, problemy z dostępem energii, utracone dochody ze sprzedaży zagranicznej – jak to …
Izolacja kraju faktycznie wywołała wzrost niezadowolenia w Chinach. Ale generalnie covid nie był i nie jest tam traktowany jak okres przełomowy. W Chinach, jak mówiłem, wszystko jest procesem, a większość procesów, o których teraz rozmawiamy to kontynuacja działań rozpoczętych przed pandemią.
Covid dał jednak władzy dodatkowe narzędzie, by wcielać w życie nowy ład gospodarczy, bo potwierdził słuszność nowej polityki gospodarczej Xi Jinpinga – tak zwanej polityki dwóch obiegów.
Covid przyspieszył na świecie trend deglobalizacyjny, w którym poszczególne państwa, kontynenty, starają się znaleźć własną, bardziej lokalną receptę na wzrost gospodarczy. A dziś także na walkę z kryzysem. Chiny zawsze były wyjątkowo elastyczne w reagowaniu na światowe trendy. Przez trzy dekady rosły dzięki wpisaniu się w zmiany globalizacyjne i ekspansji na cały świat. Teraz także dostrzegły konieczność zmiany frontu. Zwłaszcza, że ich wzrost gospodarczy spowolnił i należało znaleźć pomysł, jak go pobudzić. Dla ludzi, których przy władzy utrzymuje pozwolenie społeczne oparte na wzroście dobrobytu to zadanie absolutnie kluczowe.
Chiny chcą skorzystać ze swoich atutów, których nie ma większość innych krajów – to ogromny rynek wewnętrzny. Ta nowa polityka gospodarcza Chin stawia więc przede wszystkim na rynek wewnętrzny – to tu mają być rozwijane i wdrażane najnowsze technologie, to tu ma być pobudzana konsumpcja, to dzięki temu mają się budować nowoczesne Chiny. Krąg wewnętrzny będzie obudowany obiegiem zewnętrznym, znacznie jednak mniejszym, który będzie się wpisywał w międzynarodowy obieg gospodarczy.
Miliard Chińczyków jest w stanie kupić, spożyć albo wytworzyć dokładnie to samo co miliard innych obywateli na świecie – o to chodzi?
Dokładnie tak.
Czy ta nowa polityka gospodarcza oznacza, że Chiny w ogóle nie zamierzają odbudowywać nadszarpniętych w czasie pandemii międzynarodowych relacji gospodarczych?
Oczywiście Chiny nie mogą gwałtownie odciąć się od rynków światowych, ale w tych relacjach będą przede wszystkim bazowały na technologiach i na produkcji odchodzącej. To co najnowsze ma zasilać Chiny. Pekin wychodzi z założenia, że skoro na świecie mamy do czynienia z coraz większym zamykaniem się rynków to nie warto w nie inwestować.
I będą chciały zupełnie oddać pole taniej produkcji, światowej fabryki, biedniejszym krajom?
To nie jest już kraj, który jest w stanie produkować i konkurować na rynkach międzynarodowych tanią produkcji. 20 lat temu koszt pracownika w Chinach to było pewnie ok. 100 dolarów, a w tej chwili ten koszt jest porównywalny z niektórymi krajami europejskimi. Dlatego Chiny inwestują w produkcję w krajach o wiele biedniejszych, jak Laos, Kambodża, Bangladesz, Indonezja itp. To tam są produkowane tanie tekstylia, elektronika i cała ta drobnica zamawiana przez internet.
I ta produkcja, którą już wyeksportowały będzie kontynuowana, chińscy udziałowcy pozostaną w tych zagranicznych spółkach. Ale strategicznie Chiny chcą wyjść z pułapki kraju, który produkuje właśnie tanio i na niskim poziomie technologicznym.
Jak się w ten nowej polityce gospodarczej zmienia pomysł Pasa i Drogi czyli budowy tzw. nowego jedwabnego szlaku na Zachód?
Projekt Pasa i drogi, tak samo jak towarzysząca mu w naszym regionie idea partnerów strategicznych 17+1 to jedną z większych porażek chińskich.
Co zawiodło? Wojna w Ukrainie i covid, izolując od siebie regiony świata pewnie przyłożyły do tego trochę rękę?
Wojna oczywiście ma tu duże znaczenie. Ważnym etapem Jedwabnego Szlaku była Ukraina – Chiny są nadal największym partnerem handlowym Ukrainy, ale kraj jest nie do wykorzystania jako szlak handlowy.
Ale na tę porażkę złożyło się znacznie więcej czynników, także po stronie samych Chin.
Chińczycy zakładali, że inwestycjami, pieniędzmi będą w stanie zapewnić sobie przyjazny sobie obszar przyjazny obszar, przez który miały przebiegać chińskie szlaki handlowe. To jest jedna ze starych doktryn chińskiej polityki zagranicznej. Imperialna, co znaczy, że celem polityki i celem armii jest zabezpieczanie szlaków handlowych. Szlak zasadniczy czyli tzw. lądowy Jedwabny Szlak który odtwarzał częściowo szlak klasyczny sprzed wieków, bo miał przebiegać przede wszystkim przez kraje Azji Centralnej, przez Rosję następnie przez Ukrainę, Polskę do Europy Zachodniej. Ze względu na nieudolność chińskiej polityki zagranicznej inicjatywa polityczna, która miała temu służyć czyli 17+1 okazała się nie drożna. Kraje, które były częścią projektu nie przyjęły chińskiego sposobu podejścia do inwestycji.
Wiele z krajów, które wydawały się już być pozyskane przez Pekin, jak na przykład Kazachstan gdzie Chiny poczyniły wiele inwestycji, w pewnym momencie zorientowały się jednak że chińska zagrywka to po prostu neokolonializm. Kazachstan od Chin się odwrócił. Odwróciły się też inne kraje, w tym Polska. Z jednej strony były rozczarowane niskim poziomem i jakością inwestycji, z drugiej w związku z sytuacją geopolityczną nie mogła stawiać na Chiny, musiała postawić na głównego wroga Chin czyli na Stany Zjednoczone.
Chińczycy, traktując region środkowej Europy niemal, jak jedno państwo…
Kropkę na mapie świata…
…Nie docenili też konfiguracji rozmaitych interesów, tego, że pomiędzy tymi krajami trwa nieustanna rywalizacja gospodarcza, istnieją wzajemne animozje polityczne, zaszłości historyczne, nawet religijne, jak na Bałkanach. Środkowo-wschodnia Europa nie dała się sprowadzić do jednego mianownika. Przykład: krajem który Chińczycy uważali za kluczowy dla siebie była Serbia. Ale w samej Serbii ścierają się zwolennicy chińskiego protektoratu i integracji z Unią Europejską.
Po tym, jak Chiny nie potępiły Rosji po napaści na Ukrainę, już wcześniej rozczarowane chińskimi pomysłami państwa bałtyckie oficjalnie wystąpiły z grupy 17+1 stało się jasne, że projekt dogorywa.
Porzucają te inicjatywy formalnie?
Chińczycy żadnych projektów oficjalnie nie porzucają, ale projekt lądowego Jedwabnego Szlaku w tej chwili praktycznie nie do wykonania. I oni to wiedzą. Alternatywą, na ich szczęście, nadal jest morski szlak jedwabny. Sporo zainwestowali w siatkę połączeń, rozbudowę infrastruktury portowej wzdłuż południowych wybrzeży Azji.
Pekin będzie się starał znaleźć inne rynki, na przykład zintensyfikować działania w Afryce albo w Ameryce Południowej?
Afryka nie jest dla Chin szczególnie atrakcyjnym rynkiem zbytu. Interesują ich nadal głównie inwestycje w przemysł wydobywczy, czyli pozyskiwanie surowców.
Natomiast wciąż atrakcyjny jest dla chińskiego eksportu rejon Pacyfiku i Azji Południowo-Wschodniej. Amerykanie stracili swoją strategiczną przewagę, gdy prezydent Trump nie zdecydował się dołączyć do krajów budujących antychińską koalicję handlową. To Chiny a nie USA ostatecznie stały się więc częścią największej na świecie strefy wolnego handlu.
I to jest kolejny powód, dlaczego Chiny mogą sobie pozwolić na odwrót od zachodnich rynków?
Przede wszystkim w stronę rynków sąsiednich – tam rzeczywiście Chiny inwestują i zabiegają o te rynki. „Lokalna” strefa wolnego handlu jest znacznie wygodniejsza i potencjalnie korzystniejsza dla Chin niż odległe rynki europejskie.
Co nie zmienia faktu, że wszystkie państwa azjatyckie, nawet te, które wydają się być sojusznikami Pekinu, boją się Chin, boją się ekspansji Chin, boją się potęgi gospodarczej i militarnej Chin. Boją się ponieważ państwa azjatyckie – w przeciwieństwie do Europejczyków i Amerykanów – świetnie rozumieją zasadę funkcjonowania dyplomacji i polityki chińskiej.
Idea Chin nie polega na anektowaniu, ale na podporządkowaniu sobie krajów za pomocą mechanizmów gospodarczych i handlowych, tak, by móc wpływać na ich losy.
Czy ostatnie wydarzenia z wojny handlowej między Chinami a USA – mam na myśli embargo na eksport technologii z USA związanych z produkcją półprzewodników – mają w tle Tajwan i Ukrainę?
W tym co się dzieje między Stanami Zjednoczonymi a Chinami na pewno znaczenie zerowe ma wojna w Ukrainie. Z punktu widzenia Pekinu i Waszyngtonu to jest konflikt peryferyjny i mało istotny.
Inaczej jest w przypadku Tajwanu, bo Tajwan jest dla USA niezmiernie ważny militarnie i politycznie ponieważ jest symbolem starej amerykańskiej doktryny, która mówi, że Pacyfik jest wewnętrznym amerykańskim morzem. Oddanie Tajwanu oznaczałoby porzucenie amerykańskiego marzenia o kontroli Pacyfiku.
Czyli w tym konflikcie nie ma gospodarki, jest tylko polityka?
Wątków gospodarczych jest tu całkiem dużo. Chiny przez lata w znacznej mierze polegały na technologiach zewnętrznych. Część z nich po prostu kopiowali, ale wykorzystywali także wiele technologii za zgodą ich dostawców, w tym technologii z Tajwanu właśnie. Inwestycje tajwańskie w Chinach sięgają dziesiątek miliardów dolarów, inwestycje chińskie na Tajwanie to setki miliardów dolarów, z tym że najczęściej są to projekty realizowane za pośrednictwem chińskich spółek kapitałowych z Hongkongu, Makao ale też ze Stanów Zjednoczonych. Gospodarki Chin i Tajwanu są więc mocno zintegrowane.
Amerykanie zdali sobie jednak sprawę z tego, że dokonując częściowego transferu technologii przyczyniają się do dodatkowego wzmocnienia swojego głównego konkurenta do przejęcia panowania nad Azją i Pacyfikiem.
Prezydent Xi powiedział na zjeździe, iż Chiny będą dążyły do „pokojowego zjednoczenia” z Tajwanem, ale „nigdy nie obiecają, że wyrzekną się” możliwości użycia siły przeciwko „zewnętrznym ingerencjom”. Należy się spodziewać wojny?
Dotąd strategia chińska wobec Tajwanu opierała się przede wszystkim na tym, że w ciągu kilkudziesięciu, może stu lat, Tajwan zostanie zdruzgotany przez Chiny gospodarczo i stanie się tak zależny od kontynentu, że nie będzie w stanie funkcjonować samodzielnie. A wtedy skapituluje. Retoryka Pekinu zakładała pokojowe rozwiązanie. Tamta strategia nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, wydaje się, że stąd zaostrzenie komunikatu Pekinu.
Po co Chinom Rosja? Słaby partner to nie jest większe obciążenie niż korzyść?
Xi Jinping nazwał Rosję młodszym bratem Chin, co obserwatorzy błędnie uznali za przejaw nierozerwalnego sojuszu. A w relacjach międzynarodowych Chin ten „młodszy brat” to nie jest partner tylko wasal – zależny, lojalny i potrzebny. Dla Chin Rosja osłabiona jest lepsza. Chińczycy potrzebują Rosji jako źródła możliwie tanich surowców, przede wszystkim energetycznych. Na razie jest to skomplikowane w związku z brakiem efektywnych linii przesyłowych, ale surowce rosyjskie są dla Chin kluczowe.
Chiny, od lat objęte zachodnim embargiem, potrzebują też transferu rosyjskiej technologii wojskowej, która – niezależnie od oceny przebiegu wojny w Ukrainie – jest lepsza niż obecna technologia chińska. Rosji nie należy traktować jako kraju zacofanego technologicznie w tym konkretnym obszarze. Po prostu technologia nie przekładała się na przemysł zbrojeniowy i na produkcję. Większość rosyjskiego uzbrojenia to sprzęt archaiczny. Ale Chińczycy nie potrzebują sprzętu – sami go sobie wyprodukują – potrzebują technologii, tylko i aż.