Silke Heimsoth z niemieckiego miasta Duisburg zrobiła karierę w mediach publikując zdjęcie samochodu z napisem „Dildo-Taxi”.
Napis w rzeczywistości jest jedynie fotoshopową wklejką, ale Heimsoth seks-zabawki rzeczywiście rozwozi. Jak jednak mówi w wywiadzie dla niemieckiego portalu jetzt, nie chce na tym zarobić.
Heimsoth ma 55 lat i na co dzień prowadzi sklep z gadżetami Pussy Pleasure. W wywiadzie zdradza, dlaczego nie zarobi dużych pieniędzy na Dildotaxi i dlaczego seks-zabawki są jak restauracja.
„Dildotaxi – cóż, to jest pomysł! Przypuszczam, że teraz odbierasz przez cały czas telefon?” – zaczyna wywiad dziennikarka jetzt Magdalena Pulz.
„Zdecydowanie. Ale nie z powodu prawdziwych zamówień! Ciągle dostaję prośby o rozmowę kwalifikacyjną. Na początku to wszystko było tylko żartem. Ale ludzie teraz podchodzą z entuzjazmem: otrzymałam nawet zapytanie od chłopaka, który chciał prowadzić taką Dildotaxi. Ale tak się nie stanie” – dopowiada Silke Heimsoth.
Zapytana o to, dlaczego – czyżby Dildo-Taxi nie istniała? – odpowiada, że istnieje, ale tylko w zakresie dostawy.
„Mój sklep istnieje od 15 lat i zdarza się raz po raz, że oferuję ludziom przywiezienie towaru po godzinie zamknięcia, jeśli nie chcą jechać samochodem do centrum miasta. Jednak naklejka ‚Dildotaxi’ nie istnieje”, tłumaczy.
Początkowo był to żart zamieszczony na fanpage’u, kiedy Heimsoth chciała się pożegnać z fanami na Facebooku z powodu konieczności zamknięcia sklepu na okoliczność pandemii koronawirusa. „Dzwonienie na Dildo-Taxi” było wcześniej takim wewnętrznym żartem między nią a jej mężem.
Dildo-Taxi nie jest więc pomysłem właścicielki na ratowanie biznesu w czasach pandemii, a źródłem drobnego dochodu, który powstał z żartu.
„Mam fundusz rezerwowy, bo chciałam zrobić kilka remontów w sklepie. Będzie mnie to trzymać przy życiu przez dwa lub trzy miesiące”, zwierza się właścicielka Pussy Pleasure.
Do tej pory z oferty „na dowóz” skorzystali jedynie stali klienci Heimsoth.
„Pierwszy klient, do którego dotarłam po wpisie na Facebooku, powiedział do mnie: ‚Dziękuję za twoje erotyczne zaangażowanie.’ Pewnego dnia naprawiłam też wibrator starszej klientki – to lepsze dla środowiska niż kupowanie nowego” – opowiada Heimsoth.
A o co chodzi z restauracją?
„Wiele osób ma zahamowania i myśli, że używa się zabawek miłosnych tylko wtedy, gdy ktoś nie potrafi sobie poradzić w inny sposób. Ale to nonsens. Nie chodzi się do restauracji, bo nam jedzenie w domu nie smakuje. Próbujemy różnych rzeczy i czasami mówimy: ‚wow, to było świetne, zrobimy to jeszcze raz!”, opowiada właścicielka sklepu z zabawkami erotycznymi.
>>> Czytaj też: Jak reaktywować gospodarkę po epidemii? Szybką identyfikacją zdrowych pracowników