Zamknięte szkoły, galerie handlowe, uniwersytety, restauracje, bary i puby. Urlopy na opiekę nad dzieckiem, w miarę możliwości praca z domu, ograniczenia w transporcie publicznym – tak opisuje dzisiejszą rzeczywistość w wielu krajach Europy w swoim Tygodniku Gospodarczym publiczny think-tank Polski Instytut Ekonomiczny.
Do tego dochodzi przywrócenie kontroli na wielu granicach, tysiące ludzi objętych kwarantanną, zakazy zgromadzeń publicznych – tak wygląda dzisiejsza rzeczywistość w wielu krajach Europy.
Cały Stary Kontynent wprowadza bezprecedensowe kroki, żeby możliwie ograniczyć rozprzestrzenianie COVID-19. Jest jednak jeden, jedyny kraj, zamieszkały przez nieugiętych Brytyjczyków, który dzielnie stawia opór takim rozwiązaniom.
Uniwersytety i szkoły wciąż działają, w pubach i restauracjach spotykają się ludzie, a rząd brytyjski ogranicza się do wydawania zaleceń co do stosowania środków dystansowania społecznego.
Choć premier Boris Johnson ugiął się pod naciskiem epidemiologów oraz opinii publicznej i podjął decyzję o częściowym zamknięciu szkół, uniwersytetów i żłobków, to wciąż brytyjskie środki zaradcze są znacznie mniej restrykcyjne niż te zastosowane niemal we wszystkich krajach kontynentalnej Europy.
Premier i jego współpracownicy podają kilka argumentów za słusznością swojego podejścia. Najważniejszym z nich jest to, że COVID-19, mimo iż na pewno jest chorobą ciężką i szybko rozprzestrzeniającą się, to w zdecydowanej większości ma dość łagodny przebieg. Dlatego też koszty zdecydowanych kroków podjętych w ramach walki z epidemią mogą być niewspółmierne do zysków.
Jak piszą analitycy PIE, w tej chwili niemożliwa jest jednak rzetelna ocena przyjętej przez Brytyjczyków strategii.
COVID-19 jest chorobą nową, o której wciąż niewiele wiadomo. Nie można wykluczyć na przykład, że jest to choroba o wysokiej amplitudzie zmian sezonowych. Nie wiadomo, czy i kiedy opracowana zostanie szczepionka. Nie wiadomo, czy i kiedy zwiększymy swoją skuteczność w leczeniu najcięższych przypadków.
Na chwilę obecną Brytyjczycy zdają się podejmować większe ryzyko w obszarach zdrowia publicznego i wydajności systemu ochrony zdrowia w celu ochrony gospodarki, podczas gdy kraje kontynentalnej Europy podejmują większe ryzyko gospodarcze w celu ochrony zdrowia.
Dane wskazują, że póki co Wielka Brytania podąża wolniejszą ścieżką przyrostu potwierdzonych przypadków niż porównywalne kraje europejskie, jednak (o ile po decyzji o zamknięciu szkół, uniwersytetów i żłobków nie będą wprowadzane kolejne restrykcje) kto ma ostatecznie rację będziemy mogli ocenić dopiero post factum.
Czytaj także:
>>> Ekspert: We Włoszech są nowe ogniska koronawirusa, na północy – katastrofa