Wszystko zaczęło się w wielkim entuzjazmie, na fali którego Juan Guaidó proklamował się na prezydenta. Miał na tym stanowisku zastąpić Nicolás Maduro, stojącego na czele jednego z najgorszych reżimów świata.
Guaidó wsparły stolice większości zachodnich krajów, jednak Maduro nie chce ustąpić; teraz politycy wraz z mediatorami spotykają się w różnych zakątkach świata, aby dojść do porozumienia.
Obecna sytuacja jest wyjątkowo niekorzystna zarówno dla Guaidó, jak i dla Maduro, ale najbardziej dla mieszkańców kraju.
O Guaidó brytyjski tygodnik The Economist pisze, że w ciągu swojego pół roku „u władzy”, pomimo młodego wieku, posiwiał.
Obóz jego politycznych zwolenników stracił morale i śmieje się z własnych sloganów, a jemu samemu nie udało się spełnić żadnej ze złożonych tłumom protestujących obietnic. Nadzieje i złudzenia powoli pryskają.
Obecnie Maduro sprawuje swoje nieudolne rządy z jedną misją: „przetrwać”. Przed obywatelami chowa się w wojskowych barakach w dzielnicy rządowej w Caracas.
Najgorzej jednak mają mieszkańcy Wenezueli. W tym roku PKB ich kraju zmniejszy się o 25 proc.; import dóbr niepaliwowych spadł o 90 proc. względem roku 2012, a eksperci zaczynają mówić o rozprzestrzeniającym się głodzie.
Jedyny wskaźnik gospodarczy, jaki w trakcie reżimu Maduro urósł, to sumy pieniędzy wysyłane przez Wenezuelczyków będących na emigracji do rodzin – w 2016 r. było to 200 mln dol., w 2018 r. – 2 mld dol.
Ostatnio spada też inflacja. Jej obecny poziom to 445 482 proc.
>>> Czytaj też: Juan Guaidó chce rekonstrukcji wenezuelskiego długu sięgającego 150 mld dolarów