Zakaz importu stali z Rosji, jaki zamierza wprowadzić Unia Europejska w kolejnym pakiecie sankcji, oznacza, że to Polska będzie miała do odegrania jedną z najważniejszych ról w tym ekonomicznym starciu. Bo jesteśmy jednym z pięciu najważniejszych rynków dla rosyjskiego eksportu stali gotowej.
Zakaz importu rosyjskiej stali i żelaza zapowiedziała w piątek 11 marca przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen. Ma być on elementem kolejnego pakietu sankcji, jakie Unia Europejska nałoży na Rosję za jej atak na Ukrainę.
– Zabronimy importu kluczowych towarów w sektorze hutnictwa żelaza i stali z Federacji Rosyjskiej. Uderzy to w centralny sektor rosyjskiego systemu, pozbawi go miliardów wpływów z eksportu i sprawi, że nasi obywatele nie będą dotować wojny Putina – głosi oficjalny komunikat Komisji Europejskiej opublikowany w piątek.
Nie tylko ropa
Rosja to obecnie piąty największy światowy producent stali. Według danych World Steel Association w ubiegłym roku rosyjskie huty wyprodukowały około 76 mln ton tego produktu, o 6 proc. więcej, niż rok wcześniej.
Ile tej stali idzie w świat? Niemało. Według raportu amerykańskiego Departamentu Handlu z 2019 r., Rosja przed pandemią była trzecim co do wielkości eksporterem stali na świecie, wysyłając za granicę około 33 mln ton rocznie. W 2017 roku eksport Rosji stanowił około 7 proc. całego globalnego eksportu stali. Pod względem wartości, sprzedaż stali za granicę stanowiła 4,4 proc. całkowitej wartości rosyjskiego eksportu.
Od tamtego czasu zmieniło się tyle, że ceny stali na świecie notują historycznie wysokie poziomy, a zapotrzebowanie na rosyjski produkt w niektórych krajach wzrosło. Pozwoliło to odrobić Rosji pandemiczne spowolnienie i poprawić opłacalność eksportu. Z danych zebranych przez serwis S&P Global Commodity Insights wynika, że w 2021 r. Rosja wyeksportowała 15,9 mln ton stalowych półproduktów i 16,8 mln ton gotowej stali. Co oznacza, że wolumen eksportu wrócił do stanu sprzed Covid-19.
Polska na pierwszej linii
Dla skuteczności zachodnich sankcji najważniejsza jest jednak geograficzna struktura zagranicznych rynków zbytu. I tu Polska ma bardzo ważną rolę do odegrania.
Według danych S&P Global nasz kraj jest bowiem w pierwszej piątce najważniejszych rynków dla rosyjskiej stali gotowej, obok Turcji, Kazachstanu, Białorusi i Uzbekistanu. Łącznie do tych pięciu państwa Rosja sprzedaje połowę eksportowanego towaru.
Kolejnym krajem Unii Europejskiej, który na pewno stanie obok Polski na pierwszej linii sankcyjnego frontu, jest Belgia. To wiodący europejski rynek dla rosyjskich stalowych półproduktów. Do Belgii, Meksyku, Tajwanu, Turcji i Kazachstanu Rosjanie wysyłają aż 70 proc. swojego eksportu w tym segmencie.
Import stali skokowo rósł
Czy stal z Rosji była ważna dla polskiej gospodarki? Niestety, w ostatnich latach polski przemysł i budownictwo sprowadzały jej coraz więcej. Już w przywoływanym raporcie amerykańskiej administracji analitycy Departamentu Handlu zwracali uwagę na skokowy wzrost sprzedaży stali do Polski między 2017 a 2018 rokiem. Wtedy import z Rosji nad Wisłę wzrósł aż o 160 proc.
W 2021 r. wcale nie było lepiej, na co z kolei wskazują informacje GUS. Według oficjalnych danych do Polski trafiło 1,4 mln rosyjskiej stali i żeliwa, o wartości 4,7 mld zł. I było to dwukrotnie więcej, niż rok wcześniej. Import z Rosji stanowił około 10 proc. całego importu stali, a Rosja była drugim co do wielkości dostawcą dla polskich firm, po Niemczech.
Unijne embargo musi więc wywołać napięcia na polskim rynku, tym bardziej, że zbiegnie się z innym poważnym problemem: wojna może zatrzymać tez import stali z Ukrainy. A to z kolei trzeci najważniejszy dostawca: w poprzednim roku sprowadziliśmy od wschodnich sąsiadów około 1,4 mln ton.
W sumie import z Rosji i Ukrainy stanowił aż 20 proc. importu stali do Polski. A to właśnie zakupy za granicą były jednym w ważniejszych źródeł zaopatrzenia w poprzednim roku dla szybko rosnącego budownictwa i przemysłu budzącego się po pandemicznym 2020 r.
– Na każde 1000 ton wyrobów zużytych przez gospodarkę aż 800 przyjechało z zagranicy. Co trzecia tona przyjeżdżająca z zagranicy pochodzi spoza Unii Europejskiej (…) Trzeba sobie zadać pytanie, czy przy takich łańcuchach dostaw polska gospodarka jest bezpieczna? – zwracał uwagę podczas ubiegłorocznego Europejskiego Kongresu Gospodarczego Stefan Dzienniak, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Ceny stali pójdą w górę
Wojna w Ukrainie i jej gospodarcze skutki – w tym sankcje nakładane na Rosję – będą więc mieć bezpośredni wpływ nie tylko na sytuację na rynkach ropy czy gazu, ale też stali. A więc pośrednio również w przetwórstwie przemysłowym – czyli na przykład produkcji AGD, czy w branży motoryzacyjnej. No i w budownictwie. Jeśli nawet stali nie zabraknie, bo przedsiębiorcy znajdą innych dostawców, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że będzie ona droższa.
Rosyjska stal wyróżniała się bowiem m. in. niską ceną. Na podstawie danych GUS można wyliczyć, że średnio jej tona sprowadzona do Polski była najtańsza pośród najważniejszych importerów. Tańsza była tylko ta kupowana z Białorusi.
Zresztą i bez embarga na Rosję ceny na świecie zaczęły szybko rosnąć po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Drożeje stal chińska, według danych S&P Global Commodity Insights w ciągu pierwszych dziesięciu dni wojny wzrost wyniósł niemal 12 proc.
Dlaczego? Chiny to światowy potentat w wielkości produkcji, ale systematycznie ją ogranicza. Oficjalny powód to konieczność zmniejszania emisji CO2. W 2021 r. chińska produkcja spadła o około 3 proc. i nie zanosi się, żeby ten trend miał się zmienić. A to oznacza, że może być trudno wypełnić ubytek po stali rosyjskiej (piąte miejsce na świecie) i ukraińskiej (czternaste miejsce).