Anita Włodarczyk kojarzy się z lekkoatletyką i rzutem młotem. Jest trzykrotną zwyciężczynią złotego medalu podczas Igrzysk Olimpijskich i czterokrotną mistrzynią świata w tej dyscyplinie, a jej rekord jest jeszcze niepobity.
Zawodniczka pojawiła się na kongresie Impact’22, była gościnią Grzegorza Nawackiego, dziennikarza Puls Biznesu.
Sport to sukcesy i wyrzeczenia
Urodziła się w rodzinie sportowców, ale nie od zawsze wiedziała, że skończy z młotem w ręku. Chciała trenować lekkoatletykę, więc zaczynała od pchnięcia kulą, a następnie zaczęła się specjalizować w rzucie dyskiem.
Pierwszy złoty medal przywiozła w 2009 roku z mistrzostw świata w Berlinie. Sport sprawia Anicie Włodarczyk dużą przyjemność, choć sport to nie tylko zwycięstwa. Musi radzić sobie nie tylko z porażkami, ale także z brakiem kontaktu z rodziną. Poza domem spędza większą część roku. Cieszy się jednak, że jej pasja jest jednocześnie pracą zawodową.
Jak mówi, trzeba w to włożyć mnóstwo wysiłku, wyrzeczeń, czasu i pracy nad sobą, przejść przez trudne chwile. Nierzadko sportowcy trenują przez kilka lat, zanim zdobędą upragnione miejsce i medal.
– Nie wszystko jest usłane płatkami róż. Są wzloty i upadki. Trzeba to sobie wszystko zaprogramować, bo to jest najważniejsze. Możesz być świetnie przygotowany, bić rekordy na treningach. Ale nie jesteś gotowy na to, by dobrze wystartować na dużej imprezie, jeśli głowa nie jest przygotowana – mówiła Włodarczyk.
Dzisiaj czuje się dobrze, kiedy jest oglądana przez dużą publiczność, jednak nie zawsze tak było. Na swoich pierwszych Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie obserwowało ją 100 tys. ludzi, a była przyzwyczajona do kilkutysięcznej widowni.
Sport jest jak praca – dobrze jest ją lubić
A jak się zmobilizować, aby dać z siebie wszystko podczas tych kilku godzin Olimpiady? Przede wszystkim Anita Włodarczyk tak planuje swoje treningi, aby szczyt formy przypadł właśnie na najważniejsze zawody. Ważne jest także poskromienie stresu oraz szczęście.
– To są lata przygotowań. Jednego się tylko boję. Zawsze sobie powtarzam: obym tylko obudziła się rano zdrowa, bez gorączki, żebym się dobrze czuła. Nie wyobrażam sobie, żeby przed zawodami dopadła mnie choroba. Tyle pracy człowiek poświęcił i nagle nie jest gotowy do startu – powiedziała sportowczyni.
Jak mówi zawodniczka, najtrudniejszymi momentami są kontuzje. Włodarczyk miała kilka kontuzji, jednak najgorzej wspomina rok 2019, kiedy musiała zrobić dwa lata przerwy od sportu i zrezygnować z walki o kolejny tytuł mistrzyni świata. To jej nie zablokowało – wręcz przeciwnie, odnalazła dużo motywacji, by powrócić do treningów.
– Nie sztuką jest zdobywać medal, kiedy jest się zdrowym i doskonale przygotowanym. Pierwszy raz w karierze znalazłam się w sytuacji, gdzie spadłam na dno i od zera musiałam wracać na szczyt. Udało mi się to zrealizować i jestem z tego naprawdę bardzo zadowolona – mówiła.
Kontuzja mogła pokrzyżować jej plany konkurowania na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 2020 roku. Na szczęście dla niej, z powodu pandemii przesunięto imprezę na rok 2021 i dzięki temu dostała kolejny rok na przygotowanie się do zawodów. Dobrze wykorzystała ten czas, co zaowocowało złotym medalem w rzucie młotem.
Medale są wyrazem wdzięczności dla kibiców i sponsorów
W sumie Anita Włodarczyk ma na koncie trzy złote medale olimpijskie, cztery tytuły mistrzyni świata i ustanowiła historyczne rekordy. Dlaczego zatem chce dalej uprawiać sport po tych olbrzymich osiągnięciach? Chce czwarty raz stanąć na podium podczas Igrzysk, a trening nadal sprawia jej przyjemność.
– To tak samo, jak ktoś idzie do pracy i kocha to, co robi. Taki ktoś też pewnie by nie chciał zmienić zawodu czy pożegnać się z tą pracą. Póki sprawia mi to przyjemność, póki mogę dostarczać emocji kibicom, to kontynuuję karierę sportową.
Do jej pracy należą także spotkania ze sponsorami, które stanowią odskocznię od treningów. Anita Włodarczyk od 2009 roku – czyli od początku swojej sportowej drogi – jest związana z PKN Orlen. Dzięki temu ma poczucie przydatności, ktoś w nią inwestuje, a sportowczyni odwdzięcza się swoimi wynikami w swojej dyscyplinie.
Choć w ciągu ostatnich lat zmieniły się sposoby komunikacji w marketingu sportowym, zawodniczka nadal chętnie bierze w tym udział. Sama prowadzi swoje social media, na których dzieli się swoim życiem.
– To coś innego niż to, co było 13 lat temu, bo wtedy social media nie były tak popularne. Zwłaszcza dla młodzieży jest plusem to, że może się skontaktować bezpośrednio ze mną. Kiedy ktoś do mnie napisze na Instagramie, ja odpiszę, to to, co się wtedy dzieje, to niesamowita rzecz. Takie drobnostki sprawiają, że druga osoba się cieszy, mogę sprawić wiele radości – powiedziała Włodarczyk.