To na czas polskiej prezydencji w Europie przypadnie przygotowanie głównych założeń planu odbudowy konkurencyjności Unii Europejskiej według założeń głośnego już raportu, który w poniedziałek przedstawił były szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi. I to Polska będzie musiała przekonać do niego inne kraje.
O raporcie Mario Draghiego, byłego prezesa EBC i byłego premiera Włoch, mówiło się już na wiele miesięcy przed jego publikacją. Ekonomiści w publicznych debatach rekomendowali szereg rozwiązań, które jednocześnie wymuszą i wesprą nowe otwarcie gospodarcze Unii Europejskiej.
Generalnie, w raporcie byłego szefa EBC znalazły się wszystkie najważniejsze pomysły, które pojawiały się w tej debacie – bo też problemy gospodarki Unii już dawno zostały dość dobrze zidentyfikowane. Trzeba przyznać, że Mario Draghi, mając do wyboru ścieżki łagodną, ale długą lub krótszą i znacznie bardziej wymagającą przedstawił plan bardzo radykalny. Plan dający Unii Europejskiej szansę na odbudowę konkurencyjności. Ale czy plan realizowalny?
Odzyskać twarz i pozycję światowego lidera
Draghi znał cel: przywrócenie siły gospodarce Unii.
– Unia Europejska musi zwiększyć produktywność i rozwój. Tylko 4 na 50 najważniejszych światowych firm technologicznych to firmy europejskie – powiedział Mario Draghi, prezentując raport w Brukseli.
W raporcie wyznaczył model dojścia do niego: rozwijanie innowacyjnych rozwiązań, także w oparciu o dojrzałe technologie, z których słynie Europa (dziś najwięcej wśród europejskich firm inwestujących w badania i rozwój wydaje przemysł samochodowy), inwestycje w bezpieczeństwo, rozumiane również jako uniezależnienie Europy od globalnych rozgrywających. Rozwój europejskiego przemysłu ma być przy tym sprzężony z celami klimatycznymi.
Mario Draghi robi szereg porównań gospodarki unijnej do rynku USA, wskazując tym samym na kim Stary Kontynent musi się wzorować.
– Unia Europejska musi zwiększyć produktywność i rozwój. Tylko cztery na 50 najważniejszych światowych firm technologicznych to firmy europejskie – powiedział Mario Draghi, prezentując raport w Brukseli.
„Nie ma żadnej firmy w UE o kapitalizacji przekraczającej 100 miliardów euro, która zostałaby założona od podstaw w ciągu ostatnich 50 lat, podczas gdy w USA wszystkie sześć firm o wycenie powyżej 1 bln euro zostało stworzonych w tym okresie” – pisze Draghi. A także: „Rynek europejski pozostaje sfragmentaryzowany i nie oferuje tak wysokiego finansowania, jak np. w USA. Dlatego 40 spośród 147 tzw. jednorożców – startupów, których wartość przekroczyła 1 mld dolarów – przeniosło swoją siedzibę z Europy, w szczególności do USA”, czytamy w jego raporcie.
Draghi wskazał także możliwe źródła finansowania tej odnowy Starego Kontynentu: kolejne emisje wspólnego długu, na wzór funduszy odbudowy w pandemii. Innowacyjność miałyby także wspierać środki ze zreformowanej polityki spójności, która finansuje rozwój regionów.
Były szef EBC od razu bowiem przyjął i przyznał, że budżetu unijnego na tak duże przedsięwzięcie nie stać – stanowi on nieco ponad 1 proc. PKB UE, podczas gdy budżety państw członkowskich łącznie wynoszą blisko 50 proc. unijnego PKB.
Drugim źródłem kapitału do rozwoju innowacyjnych projektów ma być rynek kapitałowy.
Draghi wylicza, że aby zrealizować wyznaczone cele, Unia Europejska musi inwestować dodatkowo od 750 mld do 800 mld euro rocznie. To odpowiada 4,4-4,7 proc. PKB UE – byłby to najwyższy od 70 lat poziom inwestycji.
Plan zwiększenia zadłużenia na rzecz rozwoju pochwalił prof. Marcin Piątkowski, który od dawna postuluje zwiększenie inwestycji w Polsce i Europie nawet do 8% PKB.
– Europa musi odrzucić fiskalną anoreksję i zamiast tego zwiększyć inwestycje publiczne. Będzie to wymagało zmiany/reinterpretacji zasad fiskalnych i dodatkowego wspólnego finansowania UE – skomentował prof. Piątkowski raport na platformie X.
„Draghi said addressing the EU’s lagging competitiveness would require €750bn-€800bn in additional annual investments, equivalent to 4.4-4.7 per cent of EU GDP. This would bring investment-to-gross domestic product to a level not seen since the 1970s.”
Indeed. Europe needs to… https://t.co/qDhM8BggfT— Marcin Piatkowski 🇪🇺 (@mmpiatkowski) September 9, 2024
Polska do zadań specjalnych
Realizacja założeń z raportu będzie bardzo trudne. Ale najważniejsze (najtrudniejsze?), jak zwykle w Unii, będzie przekonanie do planu wszystkich 27 zainteresowanych państw.
A wprowadzenie zrębów tej zmiany przypadnie w obowiązku Polsce.
Wprawdzie do objęcia przez Polskę prezydencji w Radzie UE zostało jeszcze 3,5 miesiąca, ale w międzyczasie dojdzie do zmiany Komisji Europejskiej. Mandat obecnej KE wygasa 24 października. Zanim nowy skład (dziś jeszcze w trakcie wyboru) zacznie działać i okrzepnie, minie trochę czasu. Debacie nad strategicznymi zmianami w UE nie sprzyja też trwająca prezydencja Węgier, które przez większość krajów Unii (jeśli nie wszystkie) przestały być traktowane jak partner i przyjaciel. Nawet jeśli temat trafi na wokandę jeszcze w tym roku, to z pewnością będzie analizowany przez kolejny. Wdrożenie planu odzyskiwania konkurencyjności Unii Europejskiej nie będzie bowiem ani szybkie, ani łatwe.
Kamil Sobolewski, główny ekonomista organizacji Pracodawcy RP, uważa, że raport Draghiego i polska prezydencja są ze sobą blisko powiązane.
– Wszystko wskazuje na to, że Węgry poniosą spektakularną porażkę swojej prezydencji. Polska będzie więc pierwszym po wyborach europejskich krajem, który może rozpocząć merytoryczną dyskusję o przyszłości Europy. Raport Draghiego postawił ambitne cele i to od polskiej prezydencji będzie zależało, czy te cele przebiją się w państwach członkowskich, czy też raport Draghiego skończy, jak plan Junckera z [plan inwestycyjny dla Europy z 2015 r. – red.] – mówi 300Gospodarce Kamil Sobolewski.
Zapytaliśmy zatem polskich ekonomistów czy plan Draghiego jest realny i ma szansę zostać zrealizowany oraz na co należy zwrócić największą uwagę.
Prof. Marcin Piątkowski uważa, że rekomendowany w raporcie wzrost inwestycji nie jest wcale tak duży.
– Europa miała wcześniej jeszcze wyższy wskaźnik. Co do politycznej wykonalności, czyż nie byłby to świetny pomysł do wzięcia na nasze polskie sztandary, w czasie prezydencji i później? Stawiamy się wtedy w roli lidera Europy, któremu zależy nie tylko na własnym bezpośrednim interesie, ale na interesie całego UE chociaż wyższe inwestycje są dla nas jednoznacznie korzystne – ocenia Piątkowski.
Kamil Sobolewski zwraca uwagę na to, że Europa od lat ćwiczy pobudzanie innowacyjności, ale z niewielkimi sukcesami. Nie sztuką będzie znów wydać bez rezultatu.
– Skoro dotąd nakłady na innowacje nie były proporcjonalne do rezultatu, to pytanie brzmi, jak wreszcie spowodować, żeby nakłady na prawdziwie innowacyjne, odkrywcze inwestycje były skuteczne. Bo to jest prawdziwy filar konkurencyjności – mówi ekspert związku pracodawców.
Jego zdaniem to konkurencyjność jest także jednym z filarów bezpieczeństwa, dlatego jej wzmocnienie leży w interesie każdego kraju Unii.
– Izrael, Korea Południowa, Tajwan – kraje, które w ostatnich latach były i są zagrożone konfliktem zbrojnym – budowały swoje bezpieczeństwo, budując także silną konkurencyjną gospodarkę. To wspiera bowiem modernizację uzbrojenia, bezpieczeństwo wewnętrzne, odporność na zagrożenia hybrydowe, na dezinformację. A zatem cel bezpieczeństwa i cel konkurencyjności są spójne – mówi Kamil Sobolewski.
Zmiana kodu, innowacja z przodu
Eksperci zwracają uwagę na jeszcze jeden problem. Ich zdaniem nie jest nim rekomendowana kwota sięgająca 5 proc. PKB Unii, a skostniałość systemu finansowania biznesu i innowacji w Europie. Pobudzenie rynku kapitałowego będzie bardzo trudne, bo na Starym Kontynencie biznes finansuje się głównie w bankach.
– Europa, jako całość, tym się różni od USA, że ma znacznie płytsze rynki kapitałowe. Europa opiera finansowanie biznesu o bankowość komercyjną a nie rynki kapitałowe, co powoduje, że jest to system znacznie bardziej konserwatywny, czyli finansuje najchętniej duże firmy, o ugruntowanej historii, aktywach, zabezpieczeniach itp. Nie jest przyjazny dla start-upów, dla wynalazców. Po kryzysie finansowym w Stanach, który przełożył się też na banki w Europie i po sanowaniu tych instytucji, mobilizacja kapitału jeszcze się zmniejszyła. I to jest ten główny problem, nad którym pochyla się Draghi – mówi dr Maciej Bukowski, szef WISE Europa.
Czy doganianie USA może się więc udać, jak proponuje to Draghi?
– To wymaga bardzo dużej liberalizacji rynku finansowego, ale też nowej „technologii produkcji” nowych firm. Zmiana wymaga przebudowy fundamentu, a fundament zmienić nie jest łatwo, bo wiele korporacji – a przez to także rządów – takiej zmiany nie chce, ten model jest dla nich wygodny – ostrzega dr Maciej Bukowski.
Dobrze to widać w niemieckiej gospodarce, gdzie rozwój największych firm opiera się o bliskie związki z polityką [pisaliśmy o tym więcej >>>TU]. RFN chętnie dopłaca swoim korporacjom. Wsparcie finansowe niemieckiego rządu dla niemieckich firm w okresie pandemii przekroczyło połowę całej pomocy publicznej udzielonej łącznie we wszystkich krajach Unii w tym czasie. Z drugiej strony jednak, niełatwo będzie przekonać Niemców, by zgodzili się na zwiększanie zadłużenia na poczet inwestycji.
– Tam poziom długu do PKB jest znacznie wyższy niż w Polsce, państwo nie jest gotowe, żeby się zadłużać. Niemcy są nadmiernie konserwatywni w finansach publicznych. Bo gdy państwo robi to sensownie to i firmom jest łatwiej podejmować ryzyko. A ponieważ Niemcy są największą gospodarką to ich działania oddziaływają na całą Europę – mówi Maciej Bukowski.
Kamil Sobolewski zgadza się, że bardzo trudna będzie taka przebudowa ekosystemu rynku finansowego, by chętniej finansował bardziej ryzykowne przedsięwzięcia, ale wciąż potrafił przynosić zyski.
– Bardzo trudne będzie odtworzenie ekosystemu rynków kapitałowych, jak tego chce w raporcie Draghi. Za długo pracowałem na rynkach kapitałowych, aby wierzyć, że to można zrobić w miesiąc czy nawet w rok. Musi być nie tylko rzesza funduszy inwestycyjnych, ale też aniołów biznesu, specjalistów od wycen, od układania modeli biznesowych – żeby był nie tylko dobry produkt, ale też model, który pozwoli na nim zarabiać, ludzie, którzy się znają na kolejnych fazach inwestowania. I to w jakimś zakresie jest, ale Europa potrzebuje wielokrotnego zwiększenia skali – mówi ekonomista Pracodawców RP.
Chociaż dziś brakuje wielu szczegółowych odpowiedzi, jak przeprowadzić tę historyczną zmianę, żeby nie przepalić ogromnych środków, to zarówno eurosceptycy, jak i najwięksi fani istnienia Wspólnoty zgadzają się co do tego, że Unia potrzebuje nowego otwarcia. Utknęła w martwym punkcie – z jej indywidualizmem narodowym, problemami kadrowymi przy kiepskich trendach demograficznych, wysokimi cenami energii i rosnącymi kosztami pracy, próbując przy tym promować etykę pracy, kulturę biznesu, równouprawnienie, prawa człowieka i szanować odrębność kulturową. Mieszanka o tyle godna podziwu, co trudna do przyrządzenia w jednym kotle. Dlatego najbardziej ryzykowny, ale konkretny pomysł będzie lepszy niż status quo.
– To rola polskiej prezydencji, by temat wzrostu konkurencyjności stał się priorytetem Unii. Chodzi o to, by wykreować wolę w Unii, aby plan wdrożyć. To nie musi być konkretnie plan Draghiego – dajmy się wypowiedzieć wszystkim krajom – ale postawmy cel i dążmy, aby został zrealizowany. Zadanie dla polskiej prezydencji to tak pokierować Unią, aby chciała tej zmiany – podkreśla Kamil Sobolewski.
Warto przeczytać:
- Unia Europejska potrzebuje nowego otwarcia. „Brak jej wizji rozwoju gospodarczego i politycznego lidera” [WYWIAD]
- Co hamuje konkurencyjność UE? Żeby dogonić USA Europa musi się zintegrować
- Fatalne uzależnienie. 204 produkty z importu mogą sparaliżować gospodarkę UE
- Ekspert z Instytutu Zachodniego: Niemcy się nami nie przejmują. Nie bardzo ich obchodzimy [WYWIAD]
- Czy można się uniezależnić od importu z Chin? To będzie drogie, a i tak mało realne
- Niemcy szykują się do rewolucji przemysłowej. Ich plan może zagrozić innym krajom UE