Niemiecki minister finansów Olaf Scholz był do tej pory dość spokojny. „Mamy finanse pod kontrolą”, ogłosił przy okazji prezentacji ostatnich szacunków fiskalnych, pomimo wszystkich miliardów utraconych dochodów.
Próba opanowania nerwów wynika prawdopodobnie z tego, że jest kandydatem swojej partii SPD na kanclerza. Bo jako minister finansów ma wszelkie powody, aby zacząć bić na alarm – pisze Handelsblatt.
Dziury w budżecie są ogromne: brakuje prawie 30 mld euro w planie finansowym do 2024 r., aby w ogóle przedstawić konstytucyjne budżety. I to rok po roku.
Solidny i praktyczny niemiecki budżet wpadł w kłopoty w wyniku kryzysu koronawirusa. I nic tego nie zmieni w najbliższym czasie.
Po rekordowym zadłużeniu na poziomie 218 mld euro w tym roku, również w przyszłym roku zadłużenie netto będzie historycznie wysokie. Według informacji niemieckiego dziennika biznesowego Handelsblatt nowe pożyczki będą wtedy wynosić od 90 do 100 mld euro.
Kończy się tym samym era „schwarze Null”, czyli absolutnego zbilansowania w niemieckim budżecie. W swoich planach finansowych do roku 2024, które rząd federalny przyjmie w przyszłym tygodniu, Scholz przewiduje deficyt na każdy rok.
Koalicyjni politycy oczekują, że budżet pozostanie na czerwono nawet przez resztę dekady.
W Berlinie nie chodzi więc już o to, czy budżet federalny jest zrównoważony, ale o to, jak rząd federalny zamierza wznowić hamowanie zadłużenia, a nawet doświadczeni politycy budżetowi nie wiedzą, jak można to osiągnąć bez zwiększonych dochodów.