Niemcy będą płacić coraz mniej za prąd, przekonuje niemieckie Ministerstwo Gospodarki i jego szef Robert Habeck. Taki ma być efekt przestawienia się niemieckiej energetyki na energię odnawialną. Spadek rachunków nie jest wcale pewny, ripostują ekonomiści z dwóch bawarskich uniwersytetów. Ich zdaniem cena za prąd to nie tylko koszt wytworzenia energii ze słońca czy wiatru, ale inwestycja w urządzenia i ich eksploatacja.
Pod kierownictwem ekonomistki Veroniki Grimm, zespoły z Uniwersytetu Technicznego w Norymbergii (UTN) oraz Uniwersytetu Friedricha-Alexandra w Erlangen-Norynbergii (FAU) doszły do wniosku, że same koszty produkcji energii to za mało, żeby stwierdzić jakie będą przyszłe rachunki za prąd. Opinia naukowców stoi w sprzeczności z tezami, jakie stawia niemieckie ministerstwo gospodarki.
Rząd przekonany o samych korzyściach
– Przy korzystaniu ze źródeł odnawialnej energii, koszty graniczne są niskie, często wynoszące zero, ponieważ słońce i wiatr, są do dyspozycji, za darmo – stwierdza w jednej ze swoich analiz Federalne Ministerstwo ds. Gospodarki i Energii (Bundesministerium für Wirtschaft und Energie). Robert Habeck, minister gospodarki z partii Zielonych, przedstawił już rok temu dokument, w którym dowodzi, że ceny prądu spadają. W wielu publicznych wypowiedziach Habeck przekonuje, że w przyszłości rachunki za energię dalej będą spadać. Jego zdaniem, będzie to skutek instalowania urządzeń fotowoltaicznych i wiatraków, w całym kraju.
Szef resortu gospodarki jest przekonany, że od 2030 roku ceny energii w Niemczech będą niskie, właśnie dzięki energii z OZE, nawet bez dodatkowych subwencji. Zdaniem Habecka, energia odnawialna powinna być tania dla przemysłu, czyli przekazywana po cenach zbliżonych do kosztów produkcji. Robert Habeck twierdzi, że dalsze inwestycje w odnawialne źródła energii oraz pobudzanie wewnętrznego rynku energetycznego, będą kluczowe dla spadku cen prądu w przyszłości.
Sprawa cen energii wychodzi zresztą poza ekspercie dyskusje. Podczas jednego z posiedzeń w Bundestagu, jeden z polityków zarzucił Habeckowi, że w gruncie rzeczy raport ministerstwa, na który minister się powołuje, pokazuje coś odwrotnego: ceny prądu wzrosną. Habeck odpierał ten zarzut mówiąc, że analiza nie jest prognozą. A ceny przyjęte do symulacji celowo zawyżono. W ten sposób, tłumaczył, ministerstwo sprawdzało opłacalność pomp ciepła, nawet przy założeniu wyższych cen. Habeck podaje za przykład cenę za 1 KWh. W dokumencie z 2023 roku założono 40 centów za KWh, natomiast w praktyce ceny oscylują między 28-30 centów, zdaniem szefa resortu. Co jego zdaniem pokazuje, że ceny spadają szybciej niż zakładał raport.
Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.
Ekonomiści liczą inaczej
Odmienne zdanie ma zespół ekonomistów, który uważa, że Habeck popełnia błąd w prognozowaniu przyszłych cen energii. Ich zdaniem, same koszty wytworzenia energii to za mało, żeby postawić tezę o mniejszych rachunkach, jakie będą płacić odbiorcy. Wskaźnik Levelized Cost of Electricity (LCOE), używany przez rząd, bierze pod uwagę średni koszt wytworzenia jednostki energii elektrycznej (np. kilowatogodziny) przez elektrownie wiatrową czy słoneczną. LCOE nie uwzględnia jedna wszystkich kosztów, które ponosi końcowy odbiorca.
Ekonomiści pod kierownictwem Veroniki Grimm, są zdania, że do określenia przyszłych cen energii dla przeciętnego konsumenta lepiej zastosować wskaźnik Levelized Cost of Load Coverage (LCOLC). Obejmuje on nie tylko koszty produkcji, ale także te związane z dostarczeniem energii w odpowiedniej ilości i w odpowiednim czasie oraz koszt magazynowania energii.
Zdaniem zespołu badaczy, przyszłe ceny energii mogą być wyższe, niż wstępnie zakładano. Zespół Grimm bierze w swoich wyliczeniach pod uwagę zmienność popytu, integrację sektorów czy rozbudowę infrastruktury energetycznej.
Niezbędna dodatkowa technologia
Przyszłe ceny energii odnawialnej trudno jednoznacznie oszacować, ponieważ nie da się jej kontrolować, tak jak tej z konwencjonalnych elektrowni. Nawet współczesna meteorologia nie jest w stanie dokładnie przewidzieć, w którym regionie będzie najsilniej wiać albo świecić słońce, aby móc skoordynować przepływ energii.
W związku z tym, aby energia pochodząca z naturalnych źródeł nie ustępowała energii konwencjonalnej, potrzeba dużych nakładów inwestycyjnych w technologie jej magazynowania. Pozwoliłoby to wyrównać proces: w czasie dużej produkcji można być zmagazynować nadwyżki, które potem byłyby wykorzystywane w czasie niskiej generacji energii ze słońca i wiatru. Jak podkreśla zespół badaczy to aby prognozować przyszłe rachunki za prąd trzeba też uwzględniać koszty instalacji i eksploatacji urządzeń do magazynowania energii.
Tymczasem Federalny Związek Energii Solarnej, określa przeciętny koszt magazynu energii (dla paneli fotowoltaicznych) na ok. 10 000 euro. Dokładnie nie da się jednoznacznie oszacować kosztu takiej inwestycji, ponieważ zależy on od wielkości urządzenia i jego mocy.
Polecamy:
- Kontrowersyjna dyrektywa budynkowa. To trzeba wiedzieć o nowych przepisach UE [EXPLAINER]
- Wydobycie magnezu znów ruszy w Europie. Pierwszy taki przypadek od dekady
- Siła dezinformacji: Polacy są podatni na manipulację. Wyróżniają się trzy dziedziny