Niemiecki przemysł zmaga się z problemami demograficznymi, energetycznymi oraz nadmiernymi regulacjami. Kraj przestaje być atrakcyjną miejscem dla lokowania inwestycji, a subwencje państwowe dla przedsiębiorstw tylko pogłębiają problem, uważa ekonomista Stefan Kooths.
Profesor w Instytucie Gospodarki Światowej w Kilonii (Institut für Weltwirtschaft; IfW) Stefan Kooths prognozuje skurczenie się niemieckiej gospodarki o kolejne 0,1 proc. w 2024 roku. W wywiadzie udzielonym dla magazynu „WirtschaftsWoche” wskazuje przede wszystkim na problemy strukturalne.
– Piętrzą się problemy związane z lokalizacją, nawet przy normalnej koniunkturze nie ma prawie dynamiki gospodarczej. Jest to spowodowane obok demografii i polityki energetycznej, także coraz gęściej splecionymi regulacjami – powiedział ekonomista kilońskiego instytutu, cytowany w magazynie.
Ponadto ekspert wskazuje, że w coraz większym stopniu z globalnego wzrostu koniunktury korzystają Chiny, które z najważniejszego rynku zbytu stały się przeciwnikiem Niemiec na kluczowych rynkach. Od lat także widać spadek Niemiec w rankingach konkurencyjności co widać po problemach dużych firm przemysłowych.
Kryzys widać na przykładzie koncernu motoryzacyjnego Volkswagen, któremu od początku swojego istnienia grozi zamknięcie fabryk w Niemczech. Dotyczy to utraty ponad 120 tys. miejsc pracy. Zdaniem profesora problemy VW ilustrują nie tylko ogólny brak konkurencyjności rynku niemieckiego, lecz przede wszystkim przyjęcie regulacji politycznych.
– Volkswagen intensywnie rozwijał produkcję swoich samochodów elektrycznych, a produkcję samochodów spalinowych przeniósł do innych krajów. Tym samym Volkswagen zgodził się na określone normy regulowane politycznie – i to jest z mojej perspektywy największy błąd strukturalny, który obciąża lokalizację, nie tylko z perspektywy Volkswagena – argumentował Kooths.
Ma on tu na myśli głównie zakaz silników samochodowych od 2035 roku, który co do zasady jest decyzją podjętą przez polityków i nie została pozostawiona siłom rynkowym. Jednak z konsekwencjami „decyzji przy zielonym stole” zderzą się przedsiębiorcy, nie zaś politycy.
Rozwiązanie mniej inwazyjne
Ekonomista z instytutu w Kilonii jest zdania, że przechodzenie na elektromobilność nie musi odbywać się kosztem zamknięcia wielu gałęzi niemieckiego przemysłu.
– Opodatkowanie emisji CO2 z paliw byłoby zupełnie wystarczające. Wówczas przejście na e-mobilność mogłoby rozwijać się na rynku w bardziej organiczny sposób. Zamiast tego polityka stara się przełamać opór za wszelką cenę. Efektem jest chaos przemysłowy przy produktach, które znajdują wystarczający popyt tylko dzięki dotacjom. Firmy zmagają się z nadprodukcją, a polityka ponownie spieszy, aby zwiększyć sprzedaż – argumentował.
Podobnie jak Volkswagen, także koncern stalowy Thyssenkrupp czy stocznia Meyer Werft są w kryzysie. Każdy z tych koncernów różni się sytuacją koniunkturalną i nie za wszystko odpowiada polityka energetyczna. Meyer Werft mierzy się z problemami dotykającymi jeszcze czasów pandemii w związku z opóźnieniami w realizacji zamówień. Przez to nie ma płynności finansowej. Z kolei firma Thyssenkrupp zmaga się z nadprodukcją oraz niepewnością utrzymania wielkich pieców. Przestawianie produkcji na zieloną stal nie idzie zgodnie z oczekiwaniami, ponieważ nawet 2 mld euro dotacji państwowych nie wyciągnęły koncernu z tarapatów.
– W przypadku segmentu stalowego jest już zainteresowany inwestor, dlatego teraz to przedsiębiorcy powinni być zaangażowani, a nie państwo, które zazwyczaj tylko opóźnia procesy restrukturyzacji. Jeśli firma może przetrwać tylko dzięki wsparciu państwa, to nie jest to oznaka szczególnie udanych interwencji. Co do Volkswagena: koncerny motoryzacyjne z mniejszym wpływem państwa zazwyczaj radzą sobie lepiej. Zresztą, także przed obecnym kryzysem – powiedział Stefan Kooths.
Ekonomista widzi powtarzającą się zależność w kłopotach dużych firm przemysłowych. Ingerencję państwa obwinia w głównej mierze za spadek konkurencyjności.
– Państwo przekracza swoje kompetencje, gdy chce kształtować struktury produkcyjne poprzez szczegółowe regulacje i dotacje polityczne. Polityka, która najpierw tworzy wady konkurencyjności – na przykład przez politykę energetyczną – a następnie stara się wyrównać skutki za pomocą dotacji, nie będzie skuteczna. Ostatecznie cierpi na tym konkurencyjność całego kraju – mówi profesor.
Subwencje prowadzą do dysfunkcji
Interwencje państwowe są częstym mechanizmem w gospodarce niemieckiej do ratowania czołowych krajowych koncernów. Volkswagen być może otrzyma korzystniejszą taryfę za energię oraz wsparcie na produkcję samochodów elektrycznych. Gigant stalowy Thyssenkrupp otrzymał już subwencje w wysokości kilku miliardów. Także Meyer Werft będzie mógł liczyć na dotacje z rządu, podaje „WirtschaftsWoche”. Stawia to pytanie, czy rząd powinien dotować firmy żeby ratować gospodarkę.
– Nie, rząd nie powinien tego robić. Kiedy firmy przeżywają trudności, jest to – choć brzmi to surowo – ważne w ramach gospodarki rynkowej. Jeśli rząd działa jako ratownik, usuwa zasadę odpowiedzialności, co prowadzi do tworzenia dysfunkcjonalnych sytuacji dla zamożnych. W kapitalizmie trzeba regularnie narażać swoje inwestycje na ryzyko, aby je utrzymać – argumentował Stefan Kooths.
Polecamy:
- Dzięki usługom Niemcy uniknęli recesji. Ale ze słabnącym przemysłem do wzrostu daleka droga
- Niemcy kontrolują na granicach, przewoźnicy ostrzegają. „Kto zapłaci kary za opóźnienia?”
- Niemcy zbyt wolno się zbroją. Eksperci: To za mało, by odstraszyć Rosję