W związku ze wstrzymaniem podróży z Europy do USA i postępującymi ograniczeniami w transporcie, popyt na paliwa (tym samym na ropę) spadnie – oceniają eksperci. Za dalszą przeceną ropy naftowej przemawiają także działania producentów z Bliskiego Wschodu.
Notowania ropy naftowej (benchmarku WTI) są obecnie bardzo mocno rozchwiane. Po tym, jak w poniedziałek baryłka potaniała o niemal 25 proc., przyszło odbicie (+10 proc. we wtorek), które – jeżeli środowy spadek połączymy z czwartkowym – zostało już praktycznie w całości zniwelowane.
Nie bez powodu.
Wczoraj ciosem dla notowań ropy naftowej okazał się komunikat ze strony Stanów Zjednoczonych o wstrzymaniu podróży do USA z Europy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że przełoży się to negatywnie na popyt na paliwa.
„Rozprzestrzeniający się koronawirus sprawia, że wiele lotów zostało wstrzymanych, biura podróży znacząco ograniczyły swoją działalność, pojawiają się także ograniczenia w handlu – co przekłada się negatywnie na popyt na paliwa. Istnieją uzasadnione obawy o to, że spowolnienie popytu na ropę będzie odzwierciedlane w danych w kolejnych tygodniach i miesiącach” – napisała w raporcie Dorota Sierakowska, analityczka DM BOŚ.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) opublikowała prognozy globalnego popytu na ropę w 2020 roku, które zakładają pierwszy spadek zapotrzebowania na surowiec od 2009 roku.
„Tegoroczny słaby wynik to oczywiście w przeważającej mierze skutek koronawirusa, który w samym pierwszym kwartale bieżącego roku prawdopodobnie ograniczy popyt na ropę o niebagatelne 2,5 mln baryłek dziennie” – komentuje analityczka.
Według MAE, w całym 2020 roku popyt na ropę na świecie ma być jednak mniejszy „tylko” o 90 tys. baryłek dziennie niż w ubiegłym roku.
„Organizacja zakłada więc, że po początkowym dużym spadku, w kolejnych kwartałach sytuacja powinna się ustabilizować” – uważa Sierakowska.
Przepychanki producentów
Jednym z czynników, który obecnie negatywnie wpływa na ceny ropy naftowej, są zapowiedzi wzrostu produkcji tego surowca w krajach Bliskiego Wschodu.
I tak, do Arabii Saudyjskiej, która zapowiedziała zwiększenie produkcji ropy naftowej od kwietnia do poziomów przekraczających 4 mln baryłek dziennie (historyczne rekordy), dołączyły Zjednoczone Emiraty Arabskie, które również planują zwiększenie możliwości produkcyjnych do około 5 mln baryłek dziennie.
„Jeśli oba kraje zrealizują swoje założenia, to w kwietniu produkcja ropy naftowej wzrośnie łącznie o 3,6 mln baryłek dziennie, czyli około 3,6 proc. całkowitej globalnej produkcji. Szansą na przynajmniej częściowe zrównoważenie tego efektu będą potencjalne cięcia wydobycia w Stanach Zjednoczonych, które wydają się jeszcze bardziej realne w obliczu utrzymywania się niskich cen ropy naftowej” – uważa Sierakowska.
Ekspertka dodaje, że szansą na brak realizacji powyższego scenariusza jest porozumienie państw OPEC z Rosją, pomiędzy którymi trwa obecnie próba sił.
Te pokerowe zagrywki producentów surowca powodują, że wojna cenowa na rynku trwa w najlepsze.
Nie można wykluczyć, że w przypadku ropy naftowej ziści się cenowy scenariusz ekonomistów Goldman Sachs, który jeszcze nie tak dawno można byłoby traktować jako rynkową aberrację.
Czytaj dalej:
>>> Ceny ropy spadły najmocniej od 29 lat – co to oznacza dla kierowców i gospodarki?
>>>Ropa naftowa tanieje jak szalona. Zbliża się recesja?