W środę 25 marca w Nowym Jorku było ponad 13 tys. potwierdzonych przypadków zarażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Tylko w sześciu państwach na świecie odnotowano większą liczbę infekcji, pisze NewStatesman.
Jeszcze w zeszły piątek w Nowym Jorku chorych było 5,7 tys. osób – czyli ponad dwukrotnie mniej niż obecnie. Dla porównania, w mieście o podobnej liczbie ludności, Londynie, odnotowano jak dotąd w sumie 2,4 tys. zarażeń.
Co więcej, gdyby Nowy Jork był państwem, to zająłby 7. miejsce na liście krajów z największą liczbą przypadków zarażenia koronawirusem – za Włochami, Chinami, Hiszpanią, Niemcami, Iranem i Francją.
Gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo ostrzegł, że biorąc pod uwagę szybkość rozprzestrzeniania się wirusa, zachorować na niego może nawet do 80 proc. mieszkańców lokalnej populacji. Liczba zachorowań rośnie obecnie w tym rejonie w tempie szybszym, niż we Włoszech i Hiszpanii na podobnym etapie rozwoju epidemii.
Jak jednak sam przyznał, szpitale i służby medyczne już teraz zbliżają się do granic swoich możliwości.
Jednym z podstawowych powodów tak szybko pogarszającej się sytuacji jest fakt, że Nowy Jork jest ogromnym skupiskiem niezwykle mobilnej ludności dysponującej doskonale rozwiniętym transportem publicznym.
Zgodnie z przewidywaniami naukowców z londyńskiego Imperial College, ze względu na większe rozproszenie ludności w porównaniu do Europy, w całych Stanach Zjednoczonych szczyt śmiertelności przypadnie na nieco późniejszy etap rozwoju epidemii i skupiony będzie przede wszystkim wokół największych metropolii.
Według ich obliczeń, liczba ofiar koronawirusa w USA, przy założeniu braku odpowiednich decyzji ze strony władz, może wynieść nawet do 2,2 mln ludzi.
Czytaj także:
>>> Węgry: Spodziewamy się szczytu epidemii koronawirusa w czerwcu-lipcu
>>> Belgia: podwoiła się liczba nowych infekcji koronawirusem. 1298 przypadków w 24 godziny