Emisje CO2 miast w Stanach Zjednoczonych mogą być większe nawet o 20 proc. od oficjalnych danych.
O tym, że zanieczyszczenia miejskie mogą być istotnie wyższe niż dotychczas sądzono informuje Bloomberg Green.
Badanie, które ujawniło te dane, dotyczyło 48 miast w Stanach Zjednoczonych. Autorzy porównali dane ujawniane przez miasta z ogólnokrajowymi danymi dot. emisji zgromadzonymi w ramach projektu Vulcan.
Szacuje on emisje w całym kraju z dokładnością do kilometra kwadratowego. Naukowcy opierają się na wielu nakładających się zbiorach danych. Porównują również szacunki emisji z poziomami CO₂ w atmosferze, co stanowi kolejny sposób sprawdzenia dokładności danych.
Czytaj też: Joe Biden wyznaczył Johna Kerry’ego na specjalnego wysłannika ds. klimatu. Co to oznacza?
W efekcie okazało się, że miasta niedoszacowują swoich emisji CO2 o niemal 20 proc.
Miasta różnią się pod względem tego, co wliczają do rachunku swoich emisji. Ale również często pomijają przemysłowe lub handlowe zastosowania paliw kopalnych, a także emisje z prywatnych budynków. Mogą również na różne sposoby obliczać emisje związane z transportem i jazdą.
Dlatego różnica między szacunkami miast a szacunkami autorów badania wynosi 70 milionów ton CO₂. To tyle, ile produkuje cały stan Massachusetts.
Czytaj także: Trzaskowski: Warszawa będzie neutralna klimatycznie do 2050 roku
Gdyby różnica między 48 miastami uwzględnionymi w badaniu a szacunkami badawczymi została ekstrapolowana na cały kraj niedoszacowane emisje wyniosłyby 474 mln ton, czyli o 24 proc. więcej niż wyemitowano w Kalifornii w 2015 roku – pisze Bloomberg.
Wyniki badania pokazują, że pozostaje jeszcze wiele do zrobienia w obszarze rzetelnego mierzenia emisji CO2 przez różnych emitentów. Brakuje też uniwersalnych metod pomiaru emisji.
Ta wiedza jest natomiast niezbędna, by skutecznie redukować emisje w miastach i innych źródłach gazów cieplarnianych oraz mierzyć skutecznością tych redukcji.
USA wracają do Porozumienia paryskiego. To jedna z pierwszych decyzji Joe Bidena