Strona główna NEWS „Wszyscy tak jeżdżą”, a przecież można inaczej. Przegląd patologii na polskich drogach [WYWIAD]

„Wszyscy tak jeżdżą”, a przecież można inaczej. Przegląd patologii na polskich drogach [WYWIAD]

przez Dorota Mariańska
Wypadek samochodowy, kolizja, zderzenie aut. Fot. Shutterstock.com

Nie da się jeżdzić samochodem szybko i jednocześnie bezpiecznie. Kancelarie odszkodowawcze zarabiają krocie na „śmierciówce”. Są sposoby na odkorkowanie polskich miast i miasteczek, mówi 300Gospodarce Bartosz Józefiak*, autor książki „Wszyscy tak jeżdżą”.

Dorota Mariańska, 300Gospodarka: Często Pan jeździ samochodem? Krótkie trasy? Dłuższe?

Bartosz Józefiak, autor książki „Wszyscy tak jeżdżą”: Raz w tygodniu jeżdżę do rodziców do Pabianic. To jest pod Łodzią, czyli krótka trasa. Ale w takie dłuższe trasy też ruszam raz na tydzień, na dwa tygodnie. Jadę gdzieś do bohaterów czy na jakiś temat, to wtedy. Po mieście nie jeżdżę samochodem.

Jest Pan w stanie policzyć, ile razy przekroczył Pan prędkość w tym roku? I wyjaśnić dlaczego?

Nie jestem w stanie powiedzieć, ile razy przekroczyłem prędkość, ale mogę powiedzieć, w jakich okolicznościach mi się to zdarza. Jak jadę na autostradzie, albo na ekspresówce, spieszę się, no to wtedy przekraczam prędkość. Mówimy o takich przekroczeniach rzędu 130, 140, 150 km/h. To są tego rzędu prędkości. Jak na polskie warunki autostradowe, to i tak dosyć spokojnie.

Da się jeździć szybko, ale bezpiecznie?

Nie, nie da się jeździć szybko, ale bezpiecznie. Nasz mózg nie jest przyzwyczajony do poruszania się z nadmierną prędkością. Nie jesteśmy w stanie przetworzyć wszystkich bodźców, które do nas docierają. Nie jesteśmy w stanie zareagować odpowiednio szybko. Nie jesteśmy w stanie zahamować. Jeśli jadę po mieście z prędkością 70, 80 nawet 60 km/h, to mój czas reakcji jest krótszy niż jak jadę 50 km/h albo mniej. Kierowcom się wydaje, że jak wcisną hamulec, to zahamują od razu. To nieprawda. Zahamują za 10, 20, 30 metrów.

Teoretycznie powinni o tym wiedzieć. Przecież na kursach prawa jazdy tego uczą.

Jest też społeczne uczenie się. Moje osobiste uczenie się. To znaczy, że jeśli ja prosto po kursie jeżdżę 50 km/h po mieście i widzę, że mnie wszyscy wyprzedzają, to się uczę, że można jechać szybciej. Nikt od razu nie jest piratem drogowym. To jest tak, że najpierw przekraczamy prędkość delikatnie. Jadę 60 km/h. Nic się nie dzieje. Nie spowodowałem wypadku a przecież dojeżdżam codziennie do pracy. Zaczynam przyspieszać 65, 70 km/h. Mogę jeździć 15-20 lat bez wypadku aż do momentu, kiedy spowoduję ten wypadek. I wtedy jest już za późno.

Z którego rocznika jest Pana auto?

2014. Skoda Fabia.

Czy gdybym powiedziała, że to “trumna na kółkach”, to by się Pan obraził?

Na pewno z perspektywy np. prawnika Marcina K., czyli bohatera mojej książki, to jest “trumna na kółkach”. Za rok moja Skoda Fabia będzie miała 10 lat, więc wejdzie w wiek samochodów starszych. A 40 proc. samochodów na polskich drogach ma więcej niż 10 lat. Albo jeszcze więcej. Te nowsze samochody, młodsze niż 10 lat, to jest raptem 20 proc. Upraszczając, są dwa typy kierowców. Jeden, który kupuje samochód najtańszy do codziennej jazdy i nie chce w niego dużo inwestować. I drugi, który kupuje samochód jak najdroższy, który jest dla niego wyznacznikiem statusu.

Przestały na nas robić wrażenie doniesienia o śmiertelnych wypadkach? Przeczytamy, czy usłyszymy o takim zdarzeniu a potem sami dajemy po gazie.

I tak i nie. Tak, ponieważ nigdy nie zakładamy, że to właśnie nas może czekać taki los. Przecież ja jeżdżę bezpiecznie. Nawet kiedy widzę na własne oczy jakieś auto owinięte o drzewo, to nie mam takiej refleksji, że to mogłem być ja. Tak nasze mózgi nie działają. Jak ja będę miał stłuczkę, albo jakiś niegroźny wypadek, to wtedy zacznę jeździć wolniej, bo wtedy mój mózg uświadomi sobie, że to może mnie spotkać.

Jak byśmy zakładali, że to może nas spotkać, to byśmy w ogóle nie wsiadali za kółko. Tak mi tłumaczyli psychologowie transportu. Z drugiej strony kończy się już pomału przyzwolenie na piratów drogowych, na bardzo szybką jazdę. Patrząc na komentarze pod wypadkami, mam wrażenie, że coś się w społeczeństwie przełamuje. To jest proces oczywiście.

Nawiązując do skutków wypadków. Kto i dlaczego amputował sobie sumienie i zarabia na “śmierciówce”?

Na “śmierciówce” zarabiają rozmaici przedstawiciele do spraw odszkodowań. To jest ogromny biznes idący w miliardy złotych. To są ci ludzie, którzy przyjadą do nas, kiedy my będziemy ofiarami wypadku, będziemy poszkodowani i będziemy wymagali leczenia albo nie daj Boże ktoś bliski nam umrze. Wielu Polaków nie zdaje sobie sprawy, że należy im się odszkodowanie z OC sprawcy wypadku. To czasami setki tysięcy złotych dla najbliższej rodziny.

Kancelarie odszkodowawcze mają to do siebie, że po pierwsze obchodzą prawo, które zabrania prawnikom się reklamować. Mają nie tylko prawników, ale też agentów odszkodowawczych, czyli bardzo przebojowych ludzi, którzy do niedawna sprzedawali kurczaki albo odkurzacze a dzisiaj sprzedają odszkodowania. Jeżdżą i pukają od drzwi do drzwi i proponują poprowadzenie sprawy odszkodowawczej.

Z kancelariami problem jest taki, z jednej strony robią dobrą robotę docierając do ludzi w małych miejscowościach albo na wsiach, którzy nie wiedzą, że należy im się odszkodowanie albo nie stać ich na prawników. Z drugiej jednak biorą złodziejski procent, bardzo często 30-40 proc. wartości odszkodowania plus VAT. To nie jest rzadkość w tej branży. Po drugie nie jestem przekonany, że poprowadzą sprawę dobrze, bo ja słyszałem od pracowników, moich informatorów, że oni idą na ilość, a nie na jakość. Wolą mieć duży przemiał tych spraw.

Trzecia najbardziej oburzająca rzecz dotyczy wiedzy, gdzie mieszkają rodziny ofiar. Przekupują pielęgniarki, rehabilitantów, laweciarzy, a nawet zakłady pogrzebowe. Mają policjantów emerytowanych w swoich szeregach. To jest wtórna trauma dla rodzin, które nie potrzebują tabuna akwizytorów z firm odszkodowawczych.

Traumą dla rodzin jest też sytuacja, kiedy dowiadują się, że sprawca wypadku, który zabił ich córkę, męża, dziecko jednak nie trafi do więzienia. Czy polskie sądy są za mało surowe?

Orzecznictwo się zmienia, ale bardzo dużo zależy od kilku czynników. Od sędziego, zainteresowania medialnego. Nie chcę być niesprawiedliwy dla polskich sędziów, ale nie miałbym nic przeciwko, żeby te wyroki były wyższe. Z drugiej strony adwokaci rodzin postulują, żeby jak ktoś jedzie ponad 100 km/h w terenie zabudowanym, to taki wypadek traktować jako zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Nie mamy na to przepisów. Ja uważam, że powinniśmy mieć.

Co należałoby zrobić, żeby poprawić bezpieczeństwo? Więcej fotoradarów? Jeszcze wyższy taryfikator?

Fotoradary są kluczowe, bo fotoradary po prostu zmuszają nas do tego, żeby zwolnić. Ktoś powie, kierowca zwalnia a potem znowu pruje – fotoradary nie działają. Ale celem fotoradaru jest to, żeby on zwolnił właśnie w tym konkretnym miejscu, które jest niebezpieczne, np. przed skrzyżowaniem. Plus mamy odcinkowe pomiary prędkości, które zmuszają do wolniejszej jazdy.

Podwyższany co kilka lat taryfikator – jasne, ale to nie jest magiczne rozwiązanie.

Co jeszcze?

Infrastruktura dróg, żeby były bezpieczniejsze. Nasze drogi są dosyć niebezpieczne. Nie mówię o autostradach i ekspresówkach, ale nadal mamy długie proste drogi, ze szpalerem drzew po bokach. To są po prostu mordercze drogi. Bo tam kierowcy bardzo lubią wyprzedzać, a takie wyprzedzanie kończy się tragicznie.

Inne oczywiste rozwiązania: barierki przy drogach, które spowodują, że jeżeli już mi się zdarzy wypaść z drogi, to ten wypadek nie będzie aż tak tragiczny w skutkach. Albo zwężanie dróg w centrum miast, żebyśmy nie mieli szerokich, wielopasmowych alei, które zachęcają do szybkiej jazdy.

W Polsce ludzie jeżdżą nawet po odebraniu prawa jazdy, więc może wyższe kary za takie przestępstwo. I porządny transport publiczny, który by sprawił, że jeździliby samochodami ci, którzy naprawdę muszą, bo nie mają jak inaczej dojechać. Mamy jeszcze sporo do zrobienia.

Wypadki to jest jedna rzecz. Dużo samochodów, dużo wypadków, nadmierna prędkość, ale jakby się rozejrzeć po mapie Polski wszystkie miasteczka i miasta są zakorkowane.

Kierowcy lubią mówić, że stoją w korku. Jakby ten korek spadł na nich jak jakaś kara z nieba. A oni przecież stoją w tym korku i też go tworzą. Natomiast nie ma co biczować kierowców. Trzeba im dać alternatywę w postaci autobusu czy tramwaju.

Jest jeszcze inny problem. Najbardziej wykluczone komunikacyjnie w Polsce są miejscowości na styku województw, które bliżej mają do dużego miasta w województwie, do którego nie należą. Mają 200 km do centrum swojego województwa i 50 km do dużego miasta w innym województwie, jak miasta na granicy woj. łódzkiego i mazowieckiego. Przydałaby się kooperacja samorządów, marszałków. Nikt jednak w Polsce o tym nie myśli.

Mieszkając w szeroko rozumianym śródmieściu Warszawy, Krakowa czy Wrocławia naprawdę nie potrzebujemy samochodu. Ale problem zaczyna się za rogatkami. Nawet na przedmieściach dużych miast.

Jak się Panu podoba obserwacja uczestnicząca jako narzędzie pracy dziennikarskiej? Jakieś zastraszenia się zdarzały?

Nie, ja nie miałem takich przygód. Najczęściej ludzie grożą mi pozwami. Najczęściej szefowie firm, które niekorzystnie opisuję. Ale jakoś na razie mnie nie pozwali. Czekam cały czas na te pozwy, więc chyba jednak piszę rzetelnie. Ja jeździłem z kierowcami, więc wiem, jak ich praca wygląda. Jak mi potem rzecznik InPostu opowiada, że jest bezproblemowy dostęp do toalety, to ja wiem, że to jest po prostu kłamstwo.

Kiedy kolejna książka?

Niedługo, bo wpadłem z perspektywy czasu na głupi pomysł. Kończyłem pracę nad jedną książką, a potrzebowałem zaliczki, zastrzyku pieniędzy, to wziąłem umowę na drugą książkę. W pewnym momencie pracowałem nad dwiema i dlatego druga książka pojawi się niedługo. Będzie dotyczyła patodeweloperki.

*Bartosz Józefiak – (ur. 1987 r.), absolwent Polskiej Szkoły Reportażu. Specjalizuje się w reportażach wcieleniowych. Współautor książki „Łódź. Miasto po przejściach”. Współautor audioserialu reporterskiego „Wietnamski dług”. Nominowany do Nagrody Grand Press i Nagrody „Newsweeka” Teresy Torańskiej.

To też może Cię zainteresować:

Powiązane artykuły