Chcemy wyjść z działalności deweloperskiej i zainwestować m. in. w energetykę. Analizujemy możliwości zaangażowania się w budowę farm wiatrowych albo fotowoltaicznych – jako wykonawca, ale także jako inwestor – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką Dariusz Blocher, prezes grupy Budimex.
Dariusz Blocher to prezes firmy Budimex, który wszedł do pierwszej pięćdziesiątki Rankingu Najbardziej Wpływowych Osób Polskiej Gospodarki 2020 przygotowanego przez portale 300Gospodarka.pl, Money.pl i radio RMF FM.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Jaki jest najciekawszy projekt, w którym w tej chwili uczestniczy Budimex?
Dariusz Blocher, prezes Budimexu: Ciężko wybrać, bo mamy 200 różnych projektów. Jeżeli uznamy, że najciekawszy to najbardziej skomplikowany, to uznałbym, że jest to elektrownia w Turowie. Bardzo ciekawym projektem jest rozbudowa Dworca Zachodniego w Warszawie czy budowa odcinków „ekspresówek”, jak S6, S17, A1, dostęp do portu w Gdyni, albo gigantyczna inwestycja zbiornika retencyjnego dla KGHM.
W Wejherowie i Białymstoku budujemy nowe szpitale, a teraz w kilku lokalizacjach weźmiemy udział w przygotowaniu szpitali tymczasowych na czas pandemii Covid-19.
Jaka będzie rola firmy budowlanej w przystosowywaniu już istniejących obiektów do potrzeb medycznych?
To tylko w telewizji wygląda tak, że wstawiamy łóżka i przywozimy tlen. Gdyby to było takie proste, to wystarczyłoby zaadaptować łóżka hotelowe. Taki obiekt musi spełniać warunki szpitala: umożliwiać diagnostykę i leczenie, dlatego musi mieć choćby odpowiednio poprowadzoną elektrykę, instalacje gazów medycznych, wentylację, przywoływanie personelu itp.
W jakich miastach współpracujecie przy szpitalach tymczasowych?
Uczestniczyliśmy w przekształcaniu Stadionu Narodowego. Wojewoda podlaski zlecił nam adaptację hali sportowej na około 200 łóżek w Białymstoku. Podpisaliśmy także umowę z wojewodą pomorskim na adaptację sanatorium MSWiA w Sopocie. O takim projekcie w Lubinie rozmawia z nami także KGHM, a wojewoda małopolski na temat przystosowania hali Jaskółka w Tarnowie. I to nie są wcale takie proste inwestycje.
Zarabiacie na nich?
Nie, to zadania non-profit. Nie chcemy tylko tracić. To są inwestycje od kilku do kilkudziesięciu milionów złotych i chcemy, żeby inwestor pokrywał koszty. Ja nazywam to patriotyczną odpowiedzialnością biznesu.
To są inwestycje „na chwilę”, na kilka miesięcy. W dodatku adaptacja obiektów typu stadion to nie tylko koszt przekształcenia w szpital, ale także przywrócenia stanu pierwotnego. Pracowaliśmy kiedyś nad koncepcją mobilnego szpitala modułowego – jednego lub kilku, które byłyby własnością Skarbu Państwa – i myślę, że warto dziś do tego wrócić.
To szpital, który wygląda jak budynek, ale stawia się go z konstrukcji stalowej i paneli, które można później łatwo rozebrać. Za zaplecze służą zaś kontenery. Taki obiekt spełnia wszystkie wymagania intensywnej terapii a jego największą zaleta jest to, że można go zmontować w dowolnie wskazanym miejscu.
Zgodnie z wynikami za II kwartał Budimex jest w doskonałej sytuacji finansowej. Sam pan podkreślił że pozycja gotówkowa była znakomita. Czy to oznacza, że nie mieliście problemu ani z kadrą, choćby z pracownikami z Ukrainy, ani z ograniczeniem zamówień?
W pierwszej fali pandemii oczywiście odczuliśmy odpływ pracowników z Ukrainy i Białorusi. To był okres paniki, ludzie u siebie czuli się najbezpieczniej. W tej chwili wszystko wróciło do normy, na tyle, na ile to jest oczywiście możliwie w czasie światowej epidemii.
W grupie Budimex i u współpracujących z nami podwykonawców pracuje łącznie około 50 tys. ludzi, z czego w tej chwili 190 osób choruje, a 300 przebywa na kwarantannie, w tym także Ukraińcy, którzy wracając do Polski poddają się temu obowiązkowi, a jest ich w całej grupie 23-30 proc. Ale jest też pozytywny trend w spadku aktualnie zakażonych w grupie -11 listopada mieliśmy ich 161.
Nie da się budować zdalnie – jestem też przeciwnikiem pracy zdalnej w biurze, skoro większość naszych pracowników musi pracować klasycznie. Staramy się zapewnić im maksymalne bezpieczeństwo – wykonujemy testy, zapewniamy dodatkowe środki ochrony, pracujemy na zmianę. To ma wpływ na koszty – oszacowaliśmy je na ten rok na około 30-36 mln zł. Ale warto, bo od tygodnia nie mieliśmy przyrostu nowych zakażeń.
Czy spadła liczba zleceń w Polsce?
GUS podał, że produkcja budowlano-montażowa w sierpniu i we wrześniu spadła – w infrastrukturze o prawie 15 proc. a w kubaturze o ok. 7 proc. w stosunku do analogicznego okresu 2019 roku. U nas tego jeszcze nie odczuliśmy, zwłaszcza jeśli chodzi o inwestorów po stronie publicznej, czyli GDDKiA, PLK i Wody Polskie. Ogłaszają przetargi – czekamy teraz na plan przetargów na rok przyszły.
Dotąd tylko raz zdarzyło się, że inwestor wstrzymał projekt – chodzi o inwestycję w branży lotniczej, więc jest to w pełni uzasadnione. Jeśli chodzi o wieżowce czyli biurowce, buduje się to, co zostało rozpoczęte przed pandemią. Jeśli chodzi o nowe inwestycje w biurowce, centra handlowe i hotele to na ile mi wiadomo w zasadzie inwestorzy nie rozpoczynają nowych inwestycji. Próbują zbierać dane, by móc ocenić, jak zmiana sytuacji na świecie zmieni ich położenie – czy np. praca zdalna zostanie utrzymana, co oznaczałoby inne potrzeby powierzchni biurowych. Ale może przeciwnie, trzeba będzie pracownikom zapewniać w biurowcach większą przestrzeń żeby zachować dystans. W handlu zmieniają się trendy, co także wyznacza nowe ścieżki dla właścicieli sklepów.
Jeżeli chodzi o mieszkania to rozpoczynamy wszystkie budowy, które były przygotowane. Przez ograniczoną pracę urzędów trochę przedłużyły się procedury uzyskiwania zgód, pozwoleń itd., ale bardzo duży popyt na mieszkania utrzymuje się, więc te projekty na pewno będą realizowane.
Dosyć mocno zmieniła się struktura właścicielska niektórych deweloperów – pojawiły się pieniądze np. funduszy emerytalnych, które patrzą na rynek długoterminowo. Jeśli widzą, że w Polsce jest najmniejsza liczba mieszkań na 1000 mieszkańców w Unii Europejskiej – 375, to dla nich jest to teren do zagospodarowania. Ci inwestorzy nie patrzą na to, że teraz jest jakiś problem.
To, co martwi to bardzo mała liczba zleceń z samorządów. Większość mocno ograniczyła wydatki na nowe projekty, nawet te, które już były na jakimś etapie przygotowań. Są też takie samorządy, które radzą sobie naprawdę dobrze, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach na ścianie wschodniej. Ale w skali całego kraju, co pokazał GUS, inwestycji samorządowych jest znacznie mniej. Nie mają takich narzędzi, jak ma rząd – nie mogą zwiększać poziomu zadłużenia.
Nie obawia się pan, że – jak po każdym kryzysie – zacznie się wojna cenowa? Wiele firm, zwłaszcza pewnie mniejszych, będzie próbowało zdobywać kontrakty za wszelką cenę, czyli w tym wypadku przez najniższą cenę.
Symptomy tego zaczynamy już obserwować. To jest groźne zjawisko przede wszystkim dla realizacji tych inwestycji. Bez stabilnej sytuacji finansowej wykonawcy to się może zawsze skończyć tak, jak już to nieraz widzieliśmy – porzuceniem budowy.
Te sygnały ekstremalnego obniżania cen są najbardziej zauważalne w sektorze zamówień publicznych, gdzie jednak na końcu de facto decyduje cena, chociaż formalnie takiego wymogu już w prawie nie ma. W ostatnich dwóch miesiącach w nowych przetargach pod względem oferowanych cen lądujemy w drugiej połowie oferentów.
Mniejsi wykonawcy zakładają, że w następnych trzech, czterech latach będą spadały koszty i to jest największe ryzyko takiego podejścia. Założenie spadku kosztów to założenie, że zapłaci się mniej za pracę, bo to jednostkowo najważniejsza pozycja – u nas to ok. 25 proc. kosztów ogółem.
Ja spodziewam się raczej, że płace będą rosły, nie spadały. Myślę, że koszty materiałów też będą rosły i nawet jeśli niektóre potanieją to naprawdę nie sądzę, żeby koszty całościowe spadły o 15 czy 20 proc., a takie właśnie zaczynają być różnice w ofertach. To dużo, dlatego nawet szefowie GDDKiA i PKP PLK apelują do wykonawców o rzetelne szacowanie ich możliwości realizacji kontraktów w stosunku do oferty. Konkretnych narzędzi eliminowania takich ofert jednak nie mają. Chociaż zdarza się, że jeśli cena jest rażąco niska to oferta wypada z gry.
My w każdym razie do tej walki cenowej nie przystępujemy.
Panie prezesie, a może lądujecie w drugiej połowie, bo wasze ceny są ekstremalnie wysokie, a nie dlatego, że konkurencja je ekstremalnie zaniża?
Nie zmieniliśmy naszej strategii ofertowej. Kalkulujemy rynek, koszty, a na końcu dokładamy między 1 a 3 proc. marży, czasem 5-6 proc., jeśli inwestycja jest bardziej ryzykowna. Takie są nasze założenia od dawna i nic się w nich nie zmieniło od roku – w zeszłym roku był istotny wzrost cen, bo nastąpił gigantyczny wzrost kosztów po stronie podwykonawców i materiałów.
I mimo, że nie zmieniliśmy naszej strategii, nagle okazuje się, że Budimex zaczyna być na czwartym, piątym czy szóstym miejscu w przetargach, a od pierwszej oferty nie dzieli nas kilka procent – co by mnie nie martwiło – lecz nawet 20-30 proc. A to już sygnał niezdrowej konkurencji.
Kiedy zakończy się budowa Muzeum Historii Polski?
Pandemia miała wpływ na część naszych prac i, zgodnie z zapowiedzią dyrektora MHP, pierwsi zwiedzający będą mogli wejść do muzeum w 2023 roku. Pamiętać tylko należy, że w zakresie Budimeksu jest wykonanie budynku, ale bez części ekspozycyjnej.
A kiedy ruszy przebudowa dworca Warszawa Zachodnia?
Prace już się rozpoczęły. Na początek trzeba było przygotować działający przecież dworzec. Szykujemy dojścia tymczasowe dla pasażerów, przygotowujemy konstrukcję kładki nad peronami. To duży projekt – za prawie 1,8 mld zł – składa się z kilku etapów, a na całość mamy 30 miesięcy od przekazania placu budowy. Jak tylko uprawomocni się pozwolenie na budowę zacznie się modernizacja. Szczyt prac zacznie się koło maja 2021 r.
Jedną z branż, gdzie Budimex jest zaangażowany mniej niż w innych sektorach jest energetyka. Czy nie interesuje was szersze wejście w sektor energetyki odnawialnej? Razem z transformacją energetyczną ten obszar do zagospodarowania będzie się stale zwiększał przez wiele lat.
Zrewidowaliśmy naszą strategię – chcemy być obecni w energetyce, ale tylko w kontraktach, gdzie jesteśmy w stanie skwantyfikować ryzyka. To lekcja wyniesiona z budowy elektrowni Turów, na której tracimy. Osiem, dziesięć lat temu Budimex budował też dużo farm wiatrowych, w tej części infrastrukturalnej – drogi, fundamenty itp. Resztę wykonywały specjalistyczne firmy. I jeżeli te zlecenia wrócą będziemy się o nie ubiegali. Analizujemy także, czy możemy zaangażować się w o offshore.
Ale poza tym, że chcemy realizować takie zlecenia, analizujemy też, czy możemy sami inwestować w tym sektorze – w budowę farm wiatrowych albo fotowoltaicznych.
Mówiąc inaczej, Budimex chciałby zostać producentem energii.
W uproszczeniu – tak.
Dlaczego?
Bo zależy nam na dywersyfikacji działalności w grupie. Postanowiliśmy wyjść z działalności deweloperskiej, więc będziemy mieli trochę gotówki, którą moglibyśmy zainwestować w taką właśnie działalność. Zmieniło się prawo, zielone inwestycje wracają do łask, pojawia się zarys strategii neutralności klimatycznej w Polsce, pojawia się finansowanie projektowe, państwo przez swoje spółki zaczyna np. inwestować w offshore. Na razie analizujemy możliwości. Realnie podejmiemy kroki pewnie za dwa lata, bo my jeszcze tego rynku nie znamy. Jest to jeden z obszarów infrastruktury użytkowej, która nas bardzo interesuje: kanalizacja, wodociągi, sieć energetyczna, ciepło, energetyka odnawialna, także centra danych. To jest rynek, który na świecie się szybko rozwija.
Jeżeli jakieś miasto chciałoby sprzedać swoją sieć kanalizacyjną albo sieć gazową albo jakąś inną, to nam się to podoba i chcielibyśmy być właścicielem lub też koncesjonariuszem takiej infrastruktury – być odpowiedzialnym, dbać o nią i rozbudowywać, remontować itp., inwestować własne pieniądze, otrzymując wynagrodzenie w taki czy inny sposób.
Podpisaliśmy list intencyjny w sprawie budowy wspólnie z niemiecki EEW spalarni śmieci w Inowrocławiu o zdolności przerobu do 300 tys. ton, gdzie moglibyśmy wytwarzać energię elektryczną, ale przede wszystkim ciepło, czyli parę, do zakładów chemicznych Ciech. Pracujemy nad zdobyciem wszelkich pozwoleń. Niemcy nas przekonują, że ten model się bardzo sprawdza.
A samo budownictwo drogowe czy mieszkaniowe zmienia się w stronę zrównoważonych klimatycznie i środowiskowo inwestycji? Czy to w ogóle jest możliwe, skoro najniższa cena ofertowa od wykonawcy wciąż odgrywa tak dużą rolę?
Do budownictwa zero waste przed branżą jeszcze lata świetlne, nie ma się co oszukiwać. Ale też to nie oznacza, że sektor się w ogóle nie zmienia, tyle że małymi krokami, decyzjami, bez medialnego szumu. I inwestorzy, i sami wykonawcy podejmują wiele działań. Wiele zależy od tego, kto jest inwestorem. Prywatni inwestorzy, zwłaszcza zagraniczni, nie dostaliby finansowania na projekty bez certyfikatu „green”. Inwestor publiczny jeszcze przywiązuje do tego dużo mniejszą wagę, cena ma wciąż znaczenie, ale to też będzie się pewnie zmieniać, wraz z większym zainteresowaniem opinii publicznej.
My zwracamy uwagę choćby na to, skąd kupujemy energię elektryczną – mamy w celach, że 50 proc. musimy mieć z certyfikatem energii odnawialnej, segregujemy śmieci, odzyskujemy co się da. Eksperymentujemy z nowymi rozwiązaniami.
Wreszcie udało się na przykład przekonać Ministerstwo Klimatu, że warto powtórnie wykorzystywać destrukt, czyli zerwany stary asfalt. Reorganizacja pracy pomaga oszczędzać energię, paliwo; zmniejszyliśmy emisje CO2. Zmieniły się standardy co do materiałów budowlanych, także stolarki okiennej, technologia prefabrykacji też jest dużo bardziej przyjazna środowisku. Nowe budynki są bardziej efektywne energetycznie.
To są może rzeczy drobne, ale w dużej skali, przy ponad 50 inwestycjach w ciągu roku tylko w naszej grupie, mają znaczenie.
W ostatnim pytaniu wrócę do spraw kadrowych. Pandemia, izolacja, edukacja zdalna. Czy da się wykształcić inżyniera online? Gdy za kilka lat będzie pan zatrudniał absolwentów nie będzie pan omijał szerokim łukiem tych, którzy przez rok – co najmniej – edukowali się zdalnie?
Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia i nie będzie miało żadnego znaczenia. Jest bardzo duży rozdźwięk między tym, czego my oczekujemy od młodych inżynierów czy techników, a tym, czego uczą uczelnie. Potrzebujemy miksu specjalizacji, umiejętności i zorientowana na biznes, a tego raczej dzisiaj na uczelniach się nie uczy. Powoli niektóre uczelnie zaczynają to zmieniać, widząc, na co jest popyt w firmach. Prawdopodobnie spadnie nasza ekspozycja na budynki a wzrośnie na drogi i kolej, dlatego na niektórych uczelniach finansujemy potrzebne kierunki, np. kolejnictwo na Politechnice Krakowskiej.
Duży nacisk kładziemy także na praktyki – co roku trafia do nas około 500 studentów z dziewięciu uczelni technicznych. Uczymy ich budownictwa w praktyce. Sztuką nie jest zbudowanie tylko zarabianie na budowaniu. Trzeba więc umieć policzyć koszty, trzeba też umieć stanąć przed brygadą pracowników i wydać im polecenia, podzielić pracę itp. To zdecydowanie nie tylko siedzenie przy desce kreślarskiej.