Bawarscy sojusznicy Angeli Merkel chcą przyspieszyć termin odejścia od spalania węgla z 2038 do 2030 roku. Apeluje o to premier tego silnego gospodarczo landu Markus Söder. Jednak rząd chce się trzymać dalszego terminu – informuje Reuters.
To kolejna oznaka napięć w niemieckiej koalicji, którą i bez tego targają konflikty polityczne.
Söder uważa, że Niemcom nie uda się osiągnąć wyznaczonych na rok 2030 celów klimatycznych, jeśli nie przyspieszy się odejścia od energetyki opartej na węglu. Rząd jest z kolei zdeterminowany, żeby pozostać przy terminie 2038 roku, który został zarekomendowany przez ekspertów. Ci obliczyli też, że proces będzie kosztował co najmniej 40 miliardów euro.
Bawarii łatwo jest składać takie deklaracje, ponieważ znajduje się tam tylko pięć z ponad 100 elektrowni węglowych w Niemczech. Nie ma tam też ani jednej kopalni.
Niemcy w zeszłym roku podwyższyły cel udziału źródeł odnawialnych w miksie energetycznym do 65 proc. na 2030 rok. Jednak na razie wszystko wskazuje na to, że krajowi nie uda się osiągnąć pośredniego celu 40 proc. OZE wyznaczonego na 2020 rok.