Miała być większa sprawiedliwość w nakładaniu obciążeń, uporządkowanie rynku pracy i przeciwdziałanie jego patologiom. Są wrzutki w ostatniej chwili potęgujące wrażenie chaosu i komplikujące system.
Wprowadzając Polski Ład, rząd zapowiadał najważniejszą od lat zmianę w podatkach. Taką, która zwiększy progresję podatkową, odbierze nienależne przywileje zamożnym, czy ograniczy tzw. arbitraż na rynku pracy. Teraz, gdy kończą się prace nad ustawami w Sejmie, postanowiliśmy sprawdzić, ile zostało z tych zapowiedzi.
Miałoby być sprawiedliwiej
Podatki miały być niższe dla tych, którzy zarabiają mało. System miał działać tak, by nie zachęcać do uciekania na samozatrudnienie (i wypychania na nie przez pracodawców). Dodatkowo miało być więcej pieniędzy na zdrowie. Tyle mniej więcej usłyszeliśmy w maju.
W szczegółach wyglądało to następująco:
- wprowadzenie 30 tys. zł kwoty wolnej od podatku zmniejszało obciążenie niskich płac i emerytur.
- podniesienie progu podatkowego do 120 tys. zł (od którego płaci się 32-proc. PIT na skali podatkowej), zapewniało nieco większą progresję.
- zamiana ryczałtowej składki zdrowotnej u jednoosobowych działalności gospodarczych (JDG) na składkę liczoną od dochodu obniżała atrakcyjność JDG względem umów o pracę (gdzie składka od dochodu naliczana jest od zawsze).
Przy okazji tym ostatnim ruchem gwarantowano też większy napływ pieniędzy do NFZ.
Początek rozkładu
Niedługo później pojawiły się pierwsze zmiany projektu Polskiego Ładu, wskazujące, że cele reformy niekoniecznie uda się osiągnąć. Pierwszym niepokojącym sygnałem była tzw. ulga dla klasy średniej. To matematyczny wzór, wymyślony przez Ministerstwo Finansów tylko po to, by na reformie nie tracili pracownicy etatowi z dochodem między 6 a 11 tys. zł brutto na miesiąc.
Nie o to chodziło pierwotnie twórcom zmian. Ulga dla klasy średniej była więc pierwszą łatą do systemu. I to jeszcze, zanim propozycję przekuto na język ustaw podatkowych.
Okazało się też, że nie przemyślano, jak w Polskim Ładzie umieścić tzw. ryczałtowców. To osoby prowadzące działalność gospodarczą i odprowadzające podatek od całego przychodu, a nie od dochodu. Problem polegał na tym, jak tu policzyć składkę zdrowotną, która ma zależeć od dochodu, skoro nie ma dochodu? Ministerstwo Finansów biedziło się nad nowym rozwiązaniem dość długo, a swój pomysł zaprezentowało dopiero pod koniec lipca.
I to po tej sprawie (o której poniżej) stało się jasne, że reforma nie jest dopracowana, co tylko przyspieszyło proces rozkładu podatkowego Polskiego Ładu.
Krok wstecz
Pierwszym ustępstwem rządu było wprowadzenie, np. lekarzy, czy informatyków. Miało ich to zachęcić do wyboru tej właśnie formy opodatkowania, skoro na liniowym PIT (z którego korzystali wcześniej) straciliby przez radykalny wzrost składki na zdrowie. Mówimy o tych lekarzach i informatykach, którzy się samozatrudnili i działają jako jednoosobowa działalność gospodarcza (JDG). Rząd po prostu uznał, że w przypadku tych grup zasada znoszenia preferencji przy JDG nie powinna obowiązywać.
Niższa składka dla liniowców, podatek od korporacji. Rząd zmienia Polski Ład
Drugim było zaskakujące ustąpienie pod presją liniowców na JDG. Rząd ostatecznie obniżył im wielkość składki na zdrowie z 9 proc. dochodu do 4,9 proc.
I to już miało wymierny efekt finansowy w postaci mniejszych wpływów do NFZ. Zamiast 12,4 mld zł fundusz miałby w przyszłym roku dostać ok. 7 mld zł. Więcej pisaliśmy o tym tutaj.
Zmiana dla liniowców stanowiła pierwszy poważny wyłom w strukturze Polskiego Ładu. I wiązała z koniecznością zrobienia pierwszej wrzutki, czyli wymyślonego w pośpiechu tzw. podatku od wielkich korporacji. Firmy z dochodem, który stanowi mniej niż 1 proc. przychodu, mają płacić minimalny CIT w wysokości 0,4 proc. tych przychodów.
Tylko bardzo szybko się okazało, ze wrzutka wymaga rządowej autopoprawki, bo największym płatnikiem podatku od wielkich korporacji byłyby spółki Skarbu Państwa.
Chocholi taniec w Sejmie
Dzieła dopełniły prace w Sejmie. Najpierw ktoś z prawicy uznał, że Polski Ład będzie też elementem polityki prorodzinnej. I tak powstało zwolnienie z PIT dla rodzin z co najmniej czwórką dzieci, uzyskujących dochód w roku do 230 tys. zł.
Równocześnie zlikwidowano samotnym rodzicom możliwość wspólnego rozliczenia z dziećmi, zastępując to 1500 zł ulgi, którą można będzie odliczyć od podatku. I składek, jak się potem okazało.
Ulga dla samotnych rodziców, zamiast rozliczenia z dziećmi. Wiemy kto na tym straci, a kto zyska
Potem ktoś inny stwierdził, że może jednak z tym arbitrażem na rynku pracy to przesada i tak oto tzw. ulgę dla klasy średniej dostały też jednoosobowe działalności gospodarcze. Na szczególną uwagę zasługuje styl, w jakim poinformowano o tym opinię publiczną: dowiedzieliśmy się o tym z konta twitterowego szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Łukasza Schreibera.
Wrzutka z ulgą dla JDG nastąpiła dopiero w trakcie drugiego czytania w Sejmie, czyli na finiszu prac nad ustawą. Trudno więc powiedzieć, jaki będzie miała wpływ na ostateczny bilans Polskiego Ładu, bo pozarządowi eksperci nie byli w stanie tego policzyć, a Ministerstwo Finansów swoich szacunków nie pokazało.
Podobnie jest zresztą z drugą poprawką, która wprowadza zerowy PIT dla osób w wieku emerytalnym, które nadal będą pracować. Jak to nazwał Henryk Kowalczyk, przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych, będzie to dodatkowa ulga w wysokości ponad 85 tys. zł rocznie. Jeśli dobrze rozumiem intencje, to w połączeniu z kwotą wolną i progiem „PIT 0 dla emerytów” byłoby 115 tys. zł dochodu.
To jeszcze nie koniec
Polski Ład trafił więc pod sejmowe głosowanie w formie znacznie odbiegającej od oryginału. Oto kluczowe różnice:
- Arbitraż na rynku pracy nie znika. Jedynie osoby na JDG być może będą odchodzić od liniowego PIT w kierunku skali podatkowej, albo – co bardziej prawdopodobne – ryczałtu ewidencjonowanego. Tam składka zdrowotna nadal będzie ryczałtowa.
- JDG dla etatowców z wysokimi dochodami nadal będzie kuszącą opcją, bo usunięto jakiekolwiek rozwiązania, które stawiałyby JDG w gorszej pozycji wobec umów o pracę.
- Więcej pieniędzy zostanie w kieszeniach podatników o najniższych dochodach – i to duży plus zmian. Ale jak miałoby to się przełożyć na wzrost podaży pracy i wyciąganie z szarej strefy – trudno dociec. Pracodawcy nie zyskują na Polskim Ładzie zbyt wiele, chyba że obniżka podatków zarabiającym poniżej średniej krajowej zdejmie z nich presję na podwyżki płac.
- Znacznie zwiększy się skomplikowanie systemu podatkowego. Obok progu dochodów, używanego do skali podatkowej, pojawi się kilka nowych (dla dużych rodzin, dla osób w wieku emerytalnym, przy uldze dla klasy średniej). Będzie też kilka podstaw wyliczania składki zdrowotnej, sama wielkość składki też będzie różna. Raz będzie to 9 proc. od dochodu podatnika, raz 4,9 proc., innym razem podstawą wymiaru będzie 60 proc. od średniej płacy. Albo 100 proc. lub 180 proc.
To pogmatwanie i tryb prac sprawia, że o intencjach, jakie przyświecały autorom Polskiego Ładu, już nikt nie pamięta. W ciemno można zakładać, że nawet uchwalenie ustawy przez Sejm i jej przyjęcie przez Senat nie zamknie tematu.
Natomiast przed służbami Ministerstwa Finansów miesiące ciężkiej pracy polegające na wydawaniu interpretacji do tych przepisów. I, zapewne, przygotowywanie kolejnych nowelizacji.
500 plus, żłobki, przedszkola – nic nie pomaga. Kobiety z małymi dziećmi zostają w domach