W stosunkach z Chinami nie ma dziś żadnego wspólnego europejskiego frontu. Chociaż atmosfera ogólna jest taka, że Chiny to przede wszystkim rywal, również ideologiczny, to jednak biznesowo każdy kraj robi swoje. A Chiny są zainteresowane zachodnimi inwestycjami bardziej niż kiedykolwiek dotąd – mówi prof. Bogdan Góralczyk, sinolog, dyplomata, politolog UW.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Na 7-8 grudnia zaplanowano szczyt Chiny-UE. Co jest w planie rozmów polityków w tym roku?
Prof. Bogdan Góralczyk: Na pewno będą rozmawiali o gospodarce, handlu, jak zwykle, ale także o sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Jaka jest rola Chin w wojnie Hamasu i Izraela?
Chiny od początku zajmują jednoznaczne stanowisko, że rozwiązaniem problemu byłyby dwa państwa, czyli Izrael i Palestyna. Zdecydowanie bardziej stoją po stronie Palestyny niż Izraela. Ale nie jest to do końca jednoznaczne, bo z Izraelem Chiny prowadzą rozległe biznesy.
Ich rolą w tym konflikcie jest natomiast wpływanie na Iran – aby nie doszło do eskalacji.
A czego mogą się spodziewać po spotkaniu EU-Chiny europejskie rynki?
W stosunkach z Chinami nie ma dziś żadnego wspólnego europejskiego frontu. Wszystko zależy od tego, co zrobią i co osiągną Francuzi i Niemcy. Niezależnie od tego, że do Chin lecą przedstawiciele Unii, w połowie miesiąca, kolejny raz w tym roku, wybiera się tam także prezydent Macron. To pokazuje, że Francja, nie oglądając się na nikogo, próbuje zwiększać biznes z Chinami. Podobnie Niemcy, które przez wojnę na Ukrainie straciły rynek rosyjski i za żadne skarby nie mogą sobie pozwolić na zmniejszenie handlu z Chinami. Jest to dla nich bardzo intratny rynek. Niemcy przecież więcej samochodów sprzedają w Chinach niż gdziekolwiek na świecie.
Chociaż atmosfera ogólna w Europie jest taka, że Chiny to przede wszystkim konkurent i rywal, również ideologiczny, to jednak biznesowo każdy kraj robi swoje.
Chiny są zainteresowane zachodnimi inwestycjami bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Właśnie stamtąd wróciłem, uderza brak obcokrajowców. Wyraźnie widać, że wycofał się mały i średni kapitał zachodni. Jest to na tyle znaczące, że Pekin zliberalizował zasady inwestowania. Zgodził żeby duże inwestycje, jak Tesli czy BASF, miały 100-proc. własność zachodnią. Do tej pory nigdy nie zgadzali się na pakiet kontrolny inwestora, zawsze było to nie więcej niż 50 proc.
Odwilż w stosunkach Chiny-USA po ostatnim spotkaniu Bidena i Xi w San Francisco to zielone światło do zwiększenia inwestycji w Chinach także z Europy.
Czy to może oznaczać także ustępstwa Brukseli jeśli chodzi o inwestowanie Chin na terenie Unii? W ostatnich latach powstało kilka regulacji, które to ograniczyły, miały wzmacniać własną produkcję i uniezależniać od Chin. Czy kryzys wymusi zmianę tego trendu? Potrzebujemy swoich rynków więc będziemy się traktować ulgowo?
Przełomu nie będzie. Wielka umowa o inwestycjach, którą zawarła z Chinami Angela Merkel na koniec swojej kariery, jeszcze w pandemii, leży w zamrażarce i nikt do niej nie wraca. Nie ma atmosfery, żeby ktoś chciał wpuścić Chińczyków na dużą skalę do Unii. Nawet Niemcy. Ale po cichu handel będzie rozwijany.
Rozróżnia Pan Niemcy i Francję. Czy to znaczy, że różnią się w swoich działaniach?
Tak, każdy kraj ma własne interesy. A skoro nawet one nie tworzą jednolitego frontu, to tym bardziej Unia Europejska nie tworzy frontu. W środku stoi chociażby Orban, który otwarcie gra na Chiny. I tam Chińczycy mocno inwestują. Od czasów pandemii ulokowali w produkcji na Węgrzech miliardy dolarów.
Orban „łamistrajk” wprowadzi Chiny do Europy?
Orban trzyma Brukselę w szachu, szantażuje ją, nie chcąc się zgodzić na pomoc Ukrainie, na jej proces akcesji do Unii. A w drugiej połowie przyszłego roku to Węgry będą rządzić Unią, bo Budapeszt przejmie prezydencję. I to Orban będzie rozdawał karty. Można się wszystkiego spodziewać.
Czy Europa jest dziś w stanie poradzić sobie bez dostaw z Chin? Na przykład bez chińskich surowców, ziem rzadkich, w produkcji technologicznej?
Nie jest, nie na tym etapie. Tak czy inaczej jakoś musimy się z nimi trzymać. Szczególnie, że straciliśmy Rosję. A niewiele jest alternatywnych rynków.
Czy Unia Europejska w jakikolwiek sposób wtrąca się w rozgrywkę na Pacyfiku i to, co się dzieje między Chinami a Stanami Zjednoczonymi?
Werbalnie czasami tak, ale nie za wiele, bo też jej wpływ jest mocno umiarkowany.
Czy spotkanie Xi i Bidena zmienia coś w przebiegu sporu o Tajwan?
San Francisco traktować trzeba, jak zawieszenie broni na czas kampanii amerykańskiej, a nie rozwiązanie problemu. Spór nie zniknął. Zderzenie między tymi dwoma mocarstwami jest strukturalne, długofalowe i długoterminowe.
Cezurą będą wyznaczone na 13 stycznia wybory na Tajwanie. Opozycja jest tam gotowa na rozmowy pokojowe z Pekinem. Jeśli nie wygra, to kontynuacja aktualnej administracji oznacza eskalację napięć. Pekin będzie wówczas czekał na efekt wyborów w USA. Ewentualny powrót Donalda Trumpa będzie, moim zdaniem, oznaczał wielki „deal” – Chiny i USA podzielą się Pacyfikiem, jak kiedyś Portugalczycy i Hiszpanie. To wasze, to nasze, pokój i spokój. Z Bidenem tak łatwo nie pójdzie.
Ale dziś ostatnią rzeczą, którą mogę sobie wyobrazić jest chińska inwazja na Tajwan.
Chiny nie dążą do tego, żeby napadać pobratymców?
To Zachód zachowuje się tak, jakby je napuszczał, żeby napadły. Ale Pekin zobaczył jak się sparzył Putin na Ukrainie i teraz sto razy ktoś się zastanowi zanim podejmie taką decyzję.
Polecamy także:
- Orban jest zakładnikiem własnej polityki balansowania między Zachodem a Wschodem [WYWIAD]
- Chiny łokciami rozpychają się na niemieckim rynku [OPINIA]
- Miały być inwestycje, został głównie PR. Chiny zmieniają swoją taktykę w Europie [WYWIAD]
- Węgry szybko nie porzucą rosyjskiej energii. „To nie leży w węgierskim interesie narodowym”
- Polska na trasie wyścigu azjatyckich tygrysów. „Korea chce zająć chińskie miejsce w Europie”. [WYWIAD]
- „To nie jest pluszowa panda”. Europa zabezpiecza się przed wpływami Chin [WYWIAD]
- Odcięcie się od Chin byłoby dla Zachodu kosztowne i trudne