Dziewięć państw strefy euro zaproponowało emisję wspólnych obligacji, dzięki którym eurozona pozyskałaby środki do walki z kryzysem epidemicznym. Inicjatywa napotkała jednak twardy opór ze strony krajów tzw. „Oszczędnej Czwórki”, na czele której stoi Holandia.
W Europie od pewnego czasu toczy się dyskusja dotycząca możliwych sposobów walki z kryzysem, który może wywrócić do góry nogami gospodarki niemal wszystkich państw Europy.
W najtrudniejszej sytuacji są te kraje, które fala zachorowań na COVID-19 uderzyła najmocniej – Włochy i Hiszpania.
Pierwsze kroki zostały już zresztą wykonane. Europejski Bank Centralny zobowiązał się do uruchomienia programu wykupu obligacji o wartości 750 mld euro. Problem w tym, że w obliczu skali kryzysu takie środki wydają się dalece niewystarczające.
Pojawiła się więc nowa koncepcja wewnątrz strefy euro – emisji wspólnych obligacji wszystkich 19 państw, w których oficjalnie używa się europejskiej waluty.
Skąd pomysł na wspólne obligacje strefy euro? Pomysł emisji wspólnych obligacji przez państwa należące do strefy euro w dobie kryzysu nie jest nowy. Po raz pierwszy inicjatywa zyskała popularność w czasie ostatniego kryzysu finansowego niespełna dekadę temu.
Zgodnie z koncepcją obowiązującą wówczas, wszystkich 19 członków wspólnoty walutowej zostałoby obciążonych solidarnie i w równych częściach zaciągniętym długiem.
To rozwiązanie miało jedną kluczową zaletę – dzięki przejęciu części odpowiedzialności za spłatę długu przez państwa bogatej północy, w tym np. Niemcy, wysokość oprocentowania tych obligacji byłaby stosunkowo niska.
W efekcie państwa najbardziej dotknięte kryzysem, takie jak Włochy, Grecja i Hiszpania, otrzymałyby tańszy dostęp do bardzo potrzebnego im kapitału.
Jednak zwolennicy tej koncepcji napotkali na opór – wśród państw przeciwnych emisji euroobligacji były przede wszystkim Niemcy, ale również Austria, Holandia, Finlandia i Estonia.
Powodem braku zgody części państw unii monetarnej na emisję papierów dłużnych był żal do pogrążonych w kryzysie krajów o to, że nie były one w stanie w rozsądny sposób zarządzać swoimi finansami, przez co ciążyła na nich częściowa odpowiedzialność za wybuch kryzysu finansowego w Europie.
Ostatecznie koncepcja emisji euroobligacji upadła. W zamian za to uruchomiono wówczas tzw. Europejski Mechanizm Stabilności.
Czym są „koronaobligacje”? Teraz, w czasach być może jeszcze trudniejszej próby dla europejskich gospodarek, pomysł emisji wspólnych obligacji powraca pod nową marką – już nie „euroobligacji” a „koronaobligacji”. Jednak mechanizm ich działania miałby pozostać niemal identyczny.
Na czele tej nowej-starej inicjatywy stoi 9 państw eurozony – Francja, Włochy, Hiszpania, Belgia, Irlandia, Portugalia, Grecja, Słowenia i Luksemburg.
Pamiętając jednak o przyczynach fiaska tego projektu niemal 10 lat temu, dziś europejscy decydenci wyraźnie mówią o tym, że nikt nie jest bezpośrednio odpowiedzialny za wywołanie obecnego kryzysu.
„Argumenty przemawiające za emisją takich instrumentów dłużnych są silne. Wszyscy obecnie stawiamy czoła podobnym efektom zewnętrznego szoku, za wywołanie którego nikt nie jest odpowiedzialny, ale którego negatywne konsekwencje ponoszą wszyscy” – powiedział szef Rady Europejskiej i były premier Belgii Charles Michel.
W myśl proponowanego obecnie projektu każde z uczestniczących w nim państw odpowiedzialne byłoby jedynie za spłatę własnych depozytów, a dostęp do kapitału otrzymałyby wyłącznie państwa, które zobowiążą się do przestrzegania zasad polityki zaciskania pasa.
Kto jest przeciw i o co toczy się konflikt? Jak na razie nie udało się uniknąć konfliktu. Przeciwko pomysłowi emisji wspólnych obligacji są niemal te same państwa, które sprzeciwiły się mu podczas ostatniego kryzysu – Niemcy, Holandia, Austria i Finlandia – czyli grupa, która zapracowała już sobie na miano tzw. „Oszczędnej Czwórki”.
Minister finansów Niemiec Olaf Scholz w ostatnim czasie powiedział, że Niemcy są „gotowe na europejską solidarność” ale nie poprą pomysłu emisji koronaobligacji.
Zamiast tego państwa czwórki proponują po raz kolejny to samo – udzielanie najbardziej dotkniętym kryzysem państwom pożyczek z Europejskiego Mechanizmu Stabilności, którego środki wyceniane są obecnie na 200 mld euro.
Argumenty przeciwników wspólnych papierów dłużnych także nie uległy niemal żadnej zmianie – uważają oni, że emisja wspólnych obligacji byłaby niesprawiedliwa dla państw, które oszczędzały środki na czas kryzysu i zachęcała do prowadzenia nierozważnej polityki w przyszłości, tworząc w istocie tzw. pokusę nadużycia.
Takich argumentów użył w swoich wypowiedziach m.in. minister finansów Holandii Wopke Hoekstra. Z kolei premier Holandii Mark Rutte powiedział, że „nie widzi żadnych okoliczności, w których Holandia mogłaby wyrazić zgodę na emisję euroobligacji”.
Tym samym Holendrzy postawili się w roli najzagorzalszych przeciwników pomysłu „koronaobligacji”.
Minister Hoekstra posunął się nawet do wystosowania do Brukseli propozycji wszczęcia śledztwa dotyczącego rzekomych zaniedbań w sferze przygotowań niektórych państw UE do epidemii koronawirusa.
W ten sposób wywołał emocjonalną reakcję przedstawicieli państw, które poczuły się dotknięte takimi oskarżeniami.
„Taka wypowiedź w ramach działania instytucji Unii Europejskiej jest obrzydliwa. I zdecydowanie jest to właściwe określenie: obrzydliwa” – powiedział premier Portugalii António Costa.
„Nie prosimy Holendrów o dodatkowe pieniądze. Pomysł, że Holandia miałaby za wszystkich płacić jest kłamstwem – to nieprawda. W tej sytuacji uważam, że Unia Europejska jest w ogromnym niebezpieczeństwie” – powiedział z kolei były premier Włoch Enrico Letta w wywiadzie dla holenderskiej gazety Volkskrant.
Kto w tym sporze zyskał większe poparcie? Zdaniem dużej liczby ekspertów przeciwnicy emisji obligacji tym razem stoją na niewłaściwym stanowisku.
Emisja papierów dłużnych wiąże się oczywiście z wątpliwościami – dotyczącymi np. tego, że państwa takie jak Włochy, które już przed kryzysem mierzyły się z potężnym zadłużeniem, musiałyby stawić czoła spłacie jeszcze większych długów.
Jednak według obecnych szacunków wielkość środków możliwych do pozyskania na drodze emisji wspólnych instrumentów dłużnych wynosi 1 bilion euro – aż pięciokrotnie więcej niż wynoszą środki dostępne w ramach proponowanego do uruchomienia po raz kolejny przez „Oszczędną Czwórkę” Europejskiego Mechanizmu Stabilności.
Taka kwota prawdopodobnie bardziej odpowiadałby potrzebom gospodarek strefy euro w obecnym kryzysie – wystarczy porównać ją do zatwierdzonej już przez Senat USA sumy pomocy dla amerykańskiej gospodarki wynoszącej 2 biliony dolarów.
Te argumenty przemawiają do coraz większego grona państw – według informacji włoskiej gazety La Repubblica do grupy popierającej emisję papierów dłużnych mają niedługo dołączyć oficjalnie Litwa, Łotwa, Cypr, Słowacja oraz Estonia, która nie poparła emisji euroobligacji podczas ostatniego kryzysu.
Istotne są jednak w tym przypadku nie tylko proste argumenty ekonomiczne – na szali jest w tym przypadku także wiarygodność Unii Europejskiej jako wspólnoty narodów i państw.
„Silni muszą pomóc słabym. Nadszedł czas, by słynna ‚wspólnota losów’ pokazała swoje prawdziwe oblicze” – napisało we wspólnym artykule, który ukazał się w pięciu europejskich gazetach, siedmiu prominentnych niemieckich ekonomistów.
W podobnym tonie wypowiadają się także ekonomiści holenderscy – 60 z nich podpisało list krytykujący stanowisko rządu w Hadze.
„Jeśli południe upadnie, bogata północ (Europy) przestanie istnieć” – powiedział były szef holenderskiego banku centralnego Nout Wellink.
Czytaj także: