„Siła lobby, które broni swoich przywilejów, jest tu bardzo duża. Dlatego tak powszechna jest narracja, że większość podatników straci na Polskim Ładzie, podczas gdy będzie dokładnie odwrotnie” – mówi 300Gospodarce Łukasz Czernicki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów.
Marek Chądzyński, 300Gospodarka: I jak wrażenia po pierwszym tygodniu konsultacji ustawy podatkowej z Polskiego Ładu? Spodziewał się pan tak ostrej krytyki?
Łukasz Czernicki, ekonomista w Ministerstwie Finansów: Tak, spodziewałem się. Problemem jest to, że mamy dwa otwarte fronty: z prowadzącymi działalność gospodarczą i z samorządami. Ten drugi można by szybko wygasić, gdyby udało się przedstawić rozwiązanie ograniczające ubytki w samorządowych budżetach. Trwają rozmowy z przedstawicielami JST.
Te dyskusje przybierają dość radykalne formy. Jak duża jest jeszcze przestrzeń do ustępstw w propozycjach podatkowych z waszej strony?
Wydaje mi się, że raczej niewielka. Raczej kalibracja. W ryczałcie chyba największa, ale ja będę bronił pomysłu, by mieć liniowość składki zdrowotnej również w ryczałcie. Dzięki niej ci, którzy średnio uzyskują przychody do 60 tys. zł rocznie, zyskają na nowym sposobie naliczania składki zdrowotnej, jeśli jej wielkość będzie wynosiła jedną trzecią stawki ryczałtu podatkowego. Cały Polski Ład idzie w tym kierunku, żeby odciążyć podatkowo niskie dochody. Ale z ryczałtu korzystają też osoby, które zarabiają naprawdę dużo. Przypominam, że od początku roku bardzo rozszerzono możliwości korzystania z tej formy opodatkowania, dzięki czemu ryczałtem zaczęło się rozliczać dodatkowe 65 tys. podatników. W sumie jest ich już ponad pół miliona.
Czy zmiany w ryczałcie to największy punkt zapalny zmian podatkowych?
Na pewno nie jedyny. Przedsiębiorcy apelują na przykład, by w liniowym PIT wprowadzić górną granicę dochodów, powyżej której składka zdrowotna byłaby już ryczałtowa.
A jest już jakaś konkretna propozycja takiego górnego progu?
Na razie nie, to bardziej wymiana poglądów. Podobnie jak postulaty wprowadzenia dłuższego vacatio legis, tak, żeby przepisy nie wchodziły w życie z początkiem 2022 r. tylko np. rok później. Byłoby szkoda, bo w Polskim Ładzie jest mnóstwo korzystnych rozwiązań dla przedsiębiorców. Choćby rozszerzenie estońskiego CIT czy cały szereg ulg związanych z wdrażaniem innowacji. A poza tym niwelowanie nierówności dochodowych, co jest jednym z celów Polskiego Ładu, też da pozytywny efekt dla całej gospodarki, w tym przedsiębiorców.
Ale przecież estoński CIT nie jest dla wszystkich przedsiębiorców. Samozatrudnieni o wysokich dochodach, rozliczający się według PIT, nie skorzystają z niego.
No właśnie to jest pytanie, czy takie działalności gospodarcze powinny korzystać ze specjalnych przywilejów.
Pan uważa, że nie powinny?
Jeśli w systemie podatkowym mają być jakieś preferencje, to powinny być one ściśle zaadresowane. Tymczasem liniowy PIT od działalności gospodarczej, który jest przecież taką preferencją, jest po prostu skierowany do osób osiągających najwyższe dochody niezależnie od tego, czym oni się zajmują. Ci ludzie często ani nie zatrudniają, ani nie inwestują, nie podejmują jakiegoś wysokiego ryzyka – po prostu dużo zarabiają, a system umożliwia im niskie opodatkowanie i oskładkowanie tych zarobków.
To chyba zbyt duże uproszczenie, przecież grupa jednoosobowych działalności gospodarczych na liniowym PIT nie jest tak jednorodna. Są tam też ludzie, którzy zatrudniają i inwestują.
To co oni tam jeszcze robią? Powinni być już na CIT.
Może są tam choćby ze względu na uproszczoną rachunkowość?
Prowadzenie firmy w formie jednoosobowej działalności gospodarczej też ma szereg wad, np. jest problem z sukcesją. Trudniej taką firmę przekazać następcy. A poza tym wydaje mi się, że tu działa siła przyzwyczajenia. Komuś, kto poukładał swój biznes i prowadzi go tak samo od lat, nie chce się tego zmieniać.
Wśród samozatrudnionych jest jeszcze jedna grupa, o której się zapomina – to ci, którzy są tam nie dlatego, że chcą, a dlatego, że muszą, bo tak jest poukładany rynek pracy w ich branży. I to ich pracodawcom-zleceniodawcom zależy na tym, żeby utrzymać ten stan rzeczy bardziej, niż im samym.
Ludzie o niższych kwalifikacjach i dochodach – a to oni są najczęściej w takiej sytuacji – zyskają na Polskim Ładzie, nawet prowadząc działalność gospodarczą. Po pierwsze, rozliczając się według skali skorzystają na radykalnym wzroście kwoty wolnej i podniesieniu progu podatkowego. Po drugie, to między innymi do takich osób, które nie są na JDG z wyboru, kierowane są nasze pomysły dotyczące nowych zasad dla ryczałtowców.
Wspomniał pan o dwóch frontach „walki o Polski Ład” – drugim jest spór z samorządami. I że można by go było uniknąć, gdyby udało się szybko przedstawić rozwiązania dla nich. O czym mowa, o tzw. subwencji inwestycyjnej?
Tych dyskutowanych rozwiązań jest kilka, ale tak – subwencja jest jednym z nich.
Samorządy na Polskim Ładzie mają stracić grubo ponad 13 mld zł…
Powiedzmy sobie otwarcie: nie może być tak, że robimy dużą przekrojową reformę podatkową, a samorządy w tym nie partycypują. Trzeba oczywiście wyrównać straty, ale nie w pełnej skali. Dlatego rozmawiamy z JST.
No tak, ale samorządy partycypują teraz w kosztach reformy bardziej, niż budżet centralny.
Jeśli założymy, że dostaną zastrzyk z subwencji inwestycyjnej, a do tego dołożymy kolejne rozwiązania, to te proporcje się zmienią.
Jakie będą te „kolejne rozwiązania”?
Decyzji jeszcze nie ma, ale to może być np. zmiana reguł wydatkowych samorządów, tak by były bardziej elastyczne. Poza tym pracujemy nad mechanizmem stabilizującym dochody JST z podatków.
Myśli pan, że to wystarczy?
Zobaczymy. Dotychczasowy przebieg rozmów, jakie prowadzimy, napawa optymizmem.
Samorządy stawiają jeszcze jeden zarzut: że nie jest jasne, na jakich zasadach będzie przyznawana subwencja inwestycyjna, boją się, że tam, gdzie rządzi Zjednoczona Prawica pieniądze będą płynąć szerszym strumieniem, niż do tych, gdzie rządzi opozycja.
Parametry podziału subwencji będą zapisane w ustawie i nie będzie tu miejsca na jakąkolwiek uznaniowość.
Proponujecie obniżenie progu dla rozliczeń gotówkowych między firmami do 8 tys. zł i wprowadzenie progu dla płatności konsumenckich w wysokości 20 tys. zł. Co na to NBP?
Nie wiem, ale pamiętajmy, że ograniczenie obrotu gotówkowego w gospodarce to jedna z najbardziej skutecznych metod ograniczania szarej strefy…
…tymczasem NBP pracuje nad strategią rozwoju gotówki i wspiera projekt prezydenta, który wprowadza gwarancje przyjmowania gotówki w sprzedaży detalicznej.
Tak jak reforma klina podatkowego cywilizuje polską sferę korporacyjną, tak i wprowadzenie progu dla płatności gotówką między konsumentem a przedsiębiorcą daje duże nadzieje na zwalczanie szarej strefy.
Patrząc na przebieg dyskusji o podatkach w Polskim Ładzie – nie macie sobie nic do zarzucenia? Czy to jest dobrze przygotowana reforma?
Być może można ją było lepiej przygotować od strony komunikacyjnej. Siła lobby, które broni swoich przywilejów, jest tu bardzo duża. To osoby wykonujące wolne zawody, w tym dziennikarze, którzy uzyskują wysokie dochody z działalności gospodarczej. Dlatego tak powszechna jest narracja, że większość podatników straci, podczas gdy będzie dokładnie odwrotnie. Przy czym pomija się cały szereg dodatkowych aspektów, związanych z tą reformą, np. taki, że ktoś, kto zarabia 3-4 tys. zł zyska nawet 150-200 zł dodatkowo, na czym skorzysta nie tylko on, ale też jego pracodawca. Bo zdjęta zostanie z niego część presji na podwyżki płac. A będzie ona przecież duża, bo z jednej strony mamy rynek pracownika, z drugiej rosnącą inflację. W efekcie dla dużych firm Polski Ład może być też korzystny, ale nikt o tym nie mówi.
Może związki zawodowe powinny wziąć w obronę Polski Ład?
Nie słyszę jakoś głosu związków zawodowych w mediach w tym temacie. A przydałby się on bardzo. Ktoś zażartował na Twitterze, że związki milczą dlatego, że nie mają swoich głównych ekonomistów.
Ale chyba mają swoje zdanie na tematy, które mogą bezpośrednio dotyczyć ich członków?
Dlatego czekamy, może się wypowiedzą. Na razie główne role w debacie odgrywają rząd i przedsiębiorcy.