Strona główna TYLKO W 300GOSPODARCE Zmiany w podatkach nie są polityczną ustawką. Wywiad z wiceministrem finansów Arturem Soboniem

Zmiany w podatkach nie są polityczną ustawką. Wywiad z wiceministrem finansów Arturem Soboniem

przez Marek Chądzyński
Konferencja prasowa Premiera M. Morawieckiego i Wiceministra A. Sobonia (24.03.2022). Fot. Prawo i Sprawiedliwość

Doradcy podatkowi proponują, aby prowadzący działalność gospodarczą mogli wybrać jeszcze raz formułę opodatkowania za 2022 r., ale ex post, czyli dopiero przy rocznym rozliczeniu podatków. Jeśli będzie dobra propozycja uregulowania tego w przepisach, to będziemy o tym rozmawiać, deklaruje wiceminister finansów Artur Soboń.

Marek Chądzyński, 300Gospodarka: Czy podatki po wprowadzeniu w życie zmian, które przedstawił właśnie rząd, będą bardziej, czy mniej sprawiedliwe? Bo na pierwszy rzut oka wygląda to jak krok wstecz w zaprowadzaniu tej sprawiedliwości, która było przecież leitomotivem Polskiego Ładu.

Artur Soboń: Jeśli porównamy skutki nowych zmian do tego, co było przed  2022 r., to widać, że nowy system będzie bardziej progresywny niż jeszcze w 2021 r. Przy przekroczeniu dochodu 18 tys. zł obciążenia rosną, a w przypadku niższych dochodów ich wielkość spada.

Tylko, że pan porównuje teraz skutki nowych zmian do sytuacji sprzed wprowadzenia Polskiego Ładu. A to Polski Ład miał przywrócić sprawiedliwość w podatkach, czyli zwiększyć obciążenia dla bogatych i zmniejszyć dla biednych. I jak zestawimy z nim to, co proponuje teraz rząd, to się okaże, że ten wzrost obciążeń dla bogatych nie będzie już taki duży, za to najbiedniejsi niczego nowego nie dostaną.

Proponuję, by nie wkładać zbyt dużo energii w obronę rozwiązań z 2021 r. jako prostych i sprawiedliwych. Respektujemy to, co dał podatnikom Polski Ład, dokładając jedynie korzyści tym, którzy wcześniej korzystali mało, albo wcale. To w sumie 13 mln podatników, w tym przedsiębiorcy, dla których nowe propozycje są bardziej atrakcyjne od tych, które oferował im Podatkowy Polski Ład. I mam wrażenie, że bardziej sprawiedliwe w kontekście sytuacji gospodarczej, w jakiej się znaleźliśmy.

W jakim sensie bardziej sprawiedliwe? Przecież zmiany w podatkach zmniejszą progresję w systemie podatkowym w porównaniu do Polskiego Ładu 1.0.

Rzeczywiście, może progresja jest odrobinę mniejsza, ale za to mamy rozwiązania bardziej powszechne i systemowe, zamiast celowanych do określonych grup podatników.

Czy to cofnięcie się o pół kroku w porównaniu do Polskiego Ładu to jest cena za to, żeby ten system podatkowy był prostszy?

Tak, choć zdaję sobie sprawę, że on w Polsce wcale prosty nie jest. Natomiast zmiany, jakie proponujemy będą powszechne, bardziej zrozumiałe i przede wszystkim ich skutki będą przewidywalne. Natomiast z rozwiązaniami celowanymi jest taki problem, że czasem można źle wycelować.

Gdy mówi pan o tych celowanych rozwiązaniach, to co właściwie ma pan na myśli? Ulgę dla klasy średniej?

Tak, to było takie sztuczne matematyczne zasypanie luki, jaka powstawała przy jednoczesnym zwiększeniu kwoty wolnej i likwidacji odliczenia od podatku części składki zdrowotnej. Niestety, przez to właśnie, że system podatkowy w Polsce nie jest idealny, to obniżka podatków nie oznacza tego samego dla wszystkich. Bo są np. różne koszty uzyskania przychodów, różne składki od różnych składników wynagrodzenia itd. Wielu podatników ma tzw. zbiegi różnych dochodów, od których płaci podatki. To wszystko sprawia, że celowanie w jakiś określony próg dochodowy matematycznym wzorem, który ma łatać luki przy obecnym kształcie systemu kończy się nieprzewidywalnością podatków.

Czy pańskim zdaniem ulga dla klasy średniej to był główny grzech Polskiego Ładu?

Może nie tyle grzech, co błąd, który generował najgorszą rzecz w podatkach, gorszą nawet od wysokich stawek: nieprzewidywalność. Jeśli ludzie nie wiedzą, ile w gruncie rzeczy podatku zapłacą, bo mogą stracić ulgę, gdy np. zajdą w ciążę, albo dostaną w grudniu nagrodę, to powstaje system, który jest nie do zaakceptowania.

A nie obawia się pan teraz zarzutów, że tak naprawdę Ministerstwo Finansów uległo lobby wpływowych, zamożnych podatników na działalności gospodarczej, rozliczających się liniowym PIT, którzy skutecznie torpedowali poprzednie próby wprowadzenia niekorzystnych dla siebie zmian w podatkach? Tak było np. przy projekcie jednolitej daniny, teraz mamy powtórkę, bo rząd jednak umożliwi im zaliczanie składek zdrowotnych w koszty.

Będzie można odliczać składkę na liniówce, ale do określonego limitu. Jeśli zestawimy to z obniżką podatku na skali podatkowej, gdzie niższa stawka spada z 17 do 12 proc., to się okaże, że na liniowym PIT można zyskać maksymalnie ok. 1650 zł rocznie, a na skali przy dochodach 120 tys. zł około 4500 zł. W tym sensie twierdzenie, że zrobiliśmy jakiś ukłon w stronę liniówki jest nieprawdziwe, bo jej korzyść jest mniejsza niż u podatników rozliczających się na skali.

Rozumiem, że pomysł z odliczeniem części składki od podstawy opodatkowania był po to, żeby wybić argument z rąk tym, którzy mogliby powiedzieć: znowu rząd pomija przedsiębiorców w tych korzystnych zmianach.

Po pierwsze, chciałem, żeby zmiany były powszechne, po drugie, żeby były korzystne dla wszystkich form rozliczania podatków stosowanych przez przedsiębiorców. Chodziło o to, aby respektować wybór formy opodatkowania, jakiego prowadzący działalność gospodarczą dokonali w tym roku. Żeby nie zmuszać ich do ponownego przeliczenia swojego podatku od pierwszego stycznia, a z tym wiązałoby się ponowne podejmowanie decyzji o wyborze formuły. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla części środowiska przedsiębiorców umożliwienie ponownego wyboru jest teraz jednym z głównych postulatów.

Ponowny wybór formy opodatkowania w ciągu jednego roku podatkowego jest w ogóle możliwy?

Moim zdaniem skala zamieszania byłaby bardzo duża, bo przecież nie chodzi tylko o podatek, ale i składkę zdrowotną. Nie wszyscy prowadzą pełne księgi, dla niektórych ryczałtowców to byłby kłopot. Poza tym trzeba by stworzyć przepisy, które by to opisywały.  Dla mnie ta skórka nie jest warta wyprawki.

No ale mamy deklarację ze strony Izby Doradców Podatkowych, że jest ona w stanie przedstawić propozycję, aby w rozliczeniu rocznym za 2022 r. można było dokonać ponownego wyboru, ex post. Jeśli ta propozycja będzie dobra, to będziemy rozmawiać.

Czyli to miałoby działać tak, że podatnik na JDG na wiosnę przyszłego roku mógłby podsumować sobie rok 2022, przeliczyć, która forma opodatkowania mu się najbardziej opłacała i dopiero wtedy dokonać wyboru?

Tak, to zmierza do tego, żeby wybór mógł być dokonywany ex post.

Czy zmiany w podatkach, jakie przedstawił rząd wyczerpują już pańskim zdaniem zestaw zmian, jakich można dokonać w PIT?

Tak, bo opracowując już konkretne rozwiązania analizowaliśmy różne warianty, kalibrowaliśmy system, testowaliśmy, liczyliśmy i sprawdzaliśmy wpływ i kwoty wolnej, i stawek, czy możliwości odliczenia składki od podstawy opodatkowania. To, co leży na stole to jest ostateczny wynik naszych prac.

Mieliśmy przy tym następujący wybór: albo epizodyczne rozwiązanie tylko na rok 2022, albo od razu przygotowanie rozwiązania docelowego.

To pierwsze i tak wymagałoby przecież normalnej drogi legislacyjnej i weszłoby w życie w trakcie roku podatkowego. Oznaczałoby także, że do napisania nowej, docelowej ustawy na 2023 r. musimy usiąść w drugiej połowie roku.

Druga opcja, czyli przygotowanie docelowych rozwiązań od razu była lepsza. Zdecydowaliśmy, że najlepiej, by nowe przepisy od razu obejmowany całe przychody za rok 2022, a podatnicy mogli je odczuć w zaliczkach na podatek już od 1 lipca 2022 r.

Jak to będzie technicznie wyglądało w lipcu, gdy płatnicy podatku będą naliczali zaliczki według nowych zasad? Czy oni dokonają przeliczenia wstecz zaliczek w poprzednich miesiącach? W takiej sytuacji podatnicy chyba dostaliby dużo wyższe wypłaty na rękę.

Nie, to przeliczenie będzie dokonywane dopiero w zeznaniu rocznym.

Czyli to nie będzie tak, że ludziom pensje netto pójdą w lipcu ostro w górę. Dopytuję, bo jest też i taka teoria, że obecne zmiany w podatkach to polityczna ustawka, pod wybory, które miałyby się odbyć w połowie roku.

Wybory będą w roku 2023, a zaliczki będą liczone według nowych przepisów od lipca 2022 r.

Chciałbym też nieco ostudzić oczekiwania tych, którzy szukają w tym wszystkim drugiego dna: nie będzie tak dużego korzystnego skoku wypłat, bo część podatników płaci dziś podatki według zasad obowiązujących w 2021 r., rolując w pewnym sensie część swojego zobowiązania podatkowego do rozliczenia rocznego, którego będą dokonywać dopiero w przyszłym roku.

Z drugiej strony mamy jeszcze sporo takich podatników, którzy nie wypełnili PIT-2, nie rozliczają kwoty wolnej w zaliczkach i oni dostaną nieproporcjonalnie duże zwroty. Dlatego zależy nam, żeby nowy system zaczął działać w połowie roku tak, żeby drugie półrocze było już na nowych zaliczkach, a pierwsze zostało korygowane dopiero w rozliczeniu rocznym. Tak, żeby nie generować zbyt dużych zwrotów lub zbyt dużych dopłat.

Jaka jest generalnie teraz filozofia systemu podatkowego? Bo kiedy wprowadzano Polski Ład to sprowadzała się ona mniej więcej do tego: przedsiębiorcy powinni rozliczać się według CIT, a samozatrudnieni iść na ryczałtowy PIT. Co chyba częściowo się nawet udało sadząc po tym, jak duże było zainteresowanie przechodzeniem na ryczałt w tym roku.

Jestem ostrożny we wskazywaniu, że podatnicy powinni wybierać taką czy inną formę opodatkowania. Każdy podatnik ma swoją odrębną specyficzną sytuację i czasem jeden parametr może decydować o tym, który ze sposobów rozliczania jest dla niego bardziej korzystny. Dlatego stroniłbym od podawania prostych recept dla przedsiębiorców.

Na pewno są tacy przedsiębiorcy, dla których korzystny jest ryczałt. W tym roku ponad 130 tys. podatników prowadzących działalność gospodarczą zmieniło formę opodatkowania właśnie na ryczałt od przychodów ewidencjonowanych. Więc rzeczywiście, stał się on bardziej popularny. Ale są też tacy, którzy wybierają nadal podatek liniowy. No i pewnie dla wielu najprostsza i najbardziej atrakcyjna, zwłaszcza przy obniżce stawki, będzie skala. A dla jeszcze innych estoński CIT.

Zapowiadał pan ostatnio zmiany w CIT. Czego one będą dotyczyć?

Niebawem, w ciągu najbliższych kilku tygodni je opublikujemy. O jednej już mówiłem i dotyczy ona tzw. minimalnego podatku CIT.

A inne? Czy to będzie np. zwiększenie zakresu estońskiego CIT? Albo zmiany stawek?

Nie planujemy zmian w estońskim CIT. Widzimy wzrost popularności tego rozwiązania. Firm, które w ten sposób rozliczają podatek dochodowy w tym roku przybyło ok. 4 tysięcy. W tamtym roku było ich tylko kilkaset. Bardziej bym więc promował estoński CIT, niż coś w nim zmieniał.

A jeśli chodzi o minimalny CIT, to w jakim kierunku miałyby pójść zmiany? Zmieni się katalog podmiotów objętych tym podatkiem, czy może stawka?

Zmiany pójdą w kierunku większej ostrożności. Przy tak radykalnym rozwiązaniu, jakim jest podatek minimalny, którego wszystkich skutków nie jesteśmy w stanie przewidzieć i to w sytuacji zagrożenia dla gospodarki związanego z wpływem wojny na Ukrainie, powinniśmy być maksymalnie ostrożni. Czy to w sprawie samej podstawy obliczania podatku, czy w ustalaniu, kto powinien go płacić i jakimi kryteriami się kierować przy takiej decyzji.

Wyliczał pan ostatnio, że łączny koszt zmian w podatkach – zarówno tych z Polskiego Ładu, jak i nowych propozycji – to ubytek w dochodach budżetu rzędu 30 mld zł. Jak chcecie to pogodzić z dużym wzrostem wydatków, np. na zbrojenia czy dodatkowe emerytury w tym roku? Jak to wszystko pomieścić w budżecie?

Pokażemy pod koniec kwietnia wieloletni plan finansowy, który będzie brał pod uwagę wszystkie zagrożenia dla gospodarki, które dziś występują. Choć chciałbym wyraźnie podkreślić: fundamenty polskiej gospodarki są mocne. Widać to po wskaźnikach, jak eksport, czy produkcja przemysłowa, ale także po wpływach do budżetu w pierwszych miesiącach roku.

Nam jednak zależy na tym, żeby utrzymać tempo wzrostu gospodarczego rzędu 3-4 proc. PKB. Wtedy łatwiej zarządzać deficytem, bo oczywiście deficyt budżetowy wzrośnie. Ale dla nas ważne jest, żeby gospodarka się rozwijała, żeby zachęcać do inwestowania. I temu ma służyć obniżka podatków. To jest w większym stopniu impuls prorozwojowy niż proinflacyjny. W jakimś zakresie on może wpływać na inflację. Ale są też opinie ekonomistów bankowych, którzy wskazują, że wobec obecnych wydarzeń pesymizm konsumentów może się zwiększyć tak bardzo, że będą oni wstrzymywać konsumpcję.

Tylko jest pytanie, czy w ogóle pomysł, by wspierać gospodarkę przez stymulowanie konsumpcji obniżką podatków, jest słuszny. Bo problem mamy raczej po stronie podaży, niż popytu, choćby w postaci ograniczenia importu ze Wschodu. Z popytem chyba nie powinno być problemu, gdy pensje rosną o 11 proc. rok do roku.

No ale z drugiej strony, przy tak wysokiej inflacji mamy bardzo dużą presję na wzrost płac, co ogranicza możliwości rozwojowe firm. Nie możemy zostawić przedsiębiorców samych. Jako państwo mówimy: podzielimy się trochę tym ryzykiem.

Wiemy, że te złe czynniki z punktu widzenia polskiej gospodarki mają charakter przede wszystkim zewnętrzny. I my prostymi impulsami fiskalnym tego nie zmienimy. Ale możemy pobudzać impulsy prorozwojowe, np. obniżając podatki. Co właśnie robimy.

Ale to się będzie musiało skończyć wzrostem deficytu, który trzeba będzie jakoś sfinansować. Nie martwi pana to, że rentowności polskich obligacji są teraz na poziomach najwyższych od dekady?

Polska jest państwem należącym do Unii Europejskiej i ocena ryzyka powinna być w naszym przypadku analogiczna, jak w innych państwach UE. Potwierdzeniem tego powinno być jak najszybsze uruchomienie środków z Krajowego Planu Odbudowy i polityki spójności. I to jest dzisiaj ten czynnik ograniczający te ryzyka, o których pan mówi.

Mówiąc krótko, dzięki KPO potrzeby pożyczkowe miałyby nam spaść?

Nie tylko, również percepcja ryzyka inwestowania w polskie obligacje u inwestorów powinna się poprawić.

Jak duże są szanse, że KPO zostanie szybko uruchomiony?

Nie mam żadnych innych informacji na ten temat poza tymi, które przekazują premier i Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej. Na dzisiaj Polska uruchomiła wszystkie rozwiązania legislacyjne, których oczekiwała Komisja Europejska. Z formalnego punktu widzenia my jesteśmy gotowi już od dawna. Co do drugiej strony to oczywiście mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej, ale nie potrafię powiedzieć nic więcej.

Wracając do rentowności obligacji: to nie tylko kwestia oceny ryzyka przez zagranicznych inwestorów, ale też perspektyw dla stóp procentowych. Po tym, jak państwo ogłosiliście plan zmian w podatkach, rynek podniósł swoje oczekiwania co do wzrostu stóp, zakładając, że NBP będzie musiał je podnieść wyżej w odpowiedzi na wzrost inflacji spowodowany m.in. tymi zmianami.

Ale zanim pokazaliśmy jakiekolwiek zmiany podatkowe to prezes NBP zapowiadał przecież podwyżki stóp.

I myśli pan, że nie ma związku między tym,  jak rynek wycenia przyszłe stopy procentowe, a kolejną rundą luzowania polityki fiskalnej?

Myślę, że Rada Polityki Pieniężnej i prezes Narodowego Banku Polskiego robią to, co zapowiadają od kilku miesięcy i nie ma tu żadnej zmiany polityki monetarnej.

Zarzut, jaki się przewija w komentarzach ekonomistów jest taki, że polityka pieniężna i fiskalna są niejednorodne. NBP naciska na hamulec podnosząc stopy, a rząd dodaje gazu zwiększając wydatki i obniżając podatki. Czy z tej perspektywy nie ma ryzyka, że w gospodarce będą nam narastały jakieś nierównowagi?

Kiedy się stosuje niestandardowe instrumenty w niespokojnych czasach, to one zawsze będą poddawane – i słusznie – krytycznej analizie przez rynek. Ktoś powie, że tarcze antyinflacyjne służą temu, aby obniżyć poziom inflacji, a ktoś inny, że tylko przedłużają w czasie jakieś zagrożenie, wynikające z nadmiernego wzrostu cen, co będzie miało konsekwencje po zakończeniu funkcjonowania tarcz.

Zwracam jednak uwagę, że zarówno w czasie Covid-19, jak i teraz, wszystkie rządy postępują bardzo podobnie. Co sugeruje, że katalog skutecznych środków, po jakie można sięgnąć jest ograniczony. W naszym przypadku to działa, gospodarka stoi na mocnych fundamentach i jest zdrowa.

Powiązane artykuły