Kredyty frankowe to dla polskich banków (i kredytobiorców) spory problem. W naszym explainerze opisujemy, skąd się wzięły kredyty frankowe w Polsce, dlaczego stały się problemem i jakie potencjalne skutki może mieć wyrok TSUE.
Dlaczego kredyty frankowe stały się tak popularne?
Kredyty w walutach obcych w Polsce zaczęły zyskiwać na popularności na początku XXI wieku – wówczas w ramach prowadzonej wciąż polityki dezinflacyjnej Narodowy Bank Polski (NBP) utrzymywał stopy procentowe na wysokim poziomie.
Takie działania NBP miały oczywisty skutek dla rynku kredytów, w tym kredytów mieszkaniowych – były one wysoko oprocentowane, więc tylko nieliczną grupę klientów było na nie stać.
Rozwiązaniem tego kłopotu okazały się kredyty w walutach krajów, w których obowiązują stosunkowo niskie stopy procentowe, a także w euro.
Zainteresowaniem cieszyły się również franki szwajcarskie, właśnie dlatego, że szwajcarski bank centralny utrzymuje swoją stopę referencyjną na bardzo niskim poziomie – wystarczy powiedzieć, że między 2002 a 2012 rokiem w Szwajcarii tylko raz, we wrześniu 2007 roku, jej wysokość osiągnęła 2,75 proc.
Dla porównania, w podobnym okresie w Polsce stopa referencyjna NBP, mająca bezpośredni wpływ na wysokość oprocentowania kredytów, nigdy nie spadła poniżej poziomu 3,5 proc.
Oczywiście popularność takich (i wszystkich innych) kredytów zwiększyła się po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej w maju 2004. W następnych latach rosły wynagrodzenia, a złoty się umacniał, zmniejszając ryzyko kursowe i działając na korzyść klientów z kredytami w walutach obcych.
Co więcej, wówczas można było zakładać, że kwestią lat jest wstąpienie Polski do strefy euro, dzięki któremu ryzyko kursowe kredytów walutowych uległoby drastycznemu zmniejszeniu.
Poniższa grafika przygotowana przez Komisję Nadzoru Finansowego obrazuje boom na kredyty w walutach obcych po 2005 roku i odwrót od nich po wybuchu kryzysu w roku 2008:
Na czym polegają problemy z kredytami frankowymi?
W Polsce mamy do czynienia z dwoma podstawowymi rodzajami kredytów walutowych – kredytami denominowanymi i indeksowanymi.
W przypadku kredytów denominowanych klienci zawierają umowy na udzielenie im kredytu w danej wysokości i w danej walucie, lecz faktyczna kwota kredytu wypłacana jest w złotówkach.
Z tym faktem wiąże się ryzyko – kurs waluty, w której wzięty został kredyt, może się różnić (zarówno na korzyść, jak i na niekorzyść klienta).
W efekcie wypłacona w dniu uruchomienia kredytu kwota w złotych może być niższa niż oczekiwana w dniu podpisania umowy kredytu, lecz wciąż stanowić równowartość kwoty przewidzianej w umowie w walucie obcej.
Odpowiedzią na ten problem miały być umowy kredytów indeksowanych kursem waluty obcej – ich kwoty wyrażone były w złotych.
Dzięki temu klient dostawał do rąk w momencie uruchomienia kredytu dokładnie taką kwotę w złotych, jaką od początku zakładał.
Tu jednak dochodzimy do kolejnego problemu: po uruchomieniu takiego kredytu bank przeliczał całościowe zadłużenie klienta w danej walucie po kursie jej kupna.
Następnie, w terminie spłaty każdej z rat przeliczał jej wysokość, po kursie sprzedaży, według określanej przez siebie jednostronnie tabeli kursów.
W efekcie wartość kapitału, którą klient winien jest bankowi, ulegała zmianie w stosunku do zapisów umowy kredytu, na której widnieje kwota w złotych.
Wątpliwości w tym przypadku budzi więc fakt, że klient obarczony jest kosztem tzw. „spreadu”, czyli znanej z kantorów wymiany walut różnicy między ceną kupna, a ceną sprzedaży waluty, ale także to, że kredyty walutowe oparte są m.in. na wysokości stawki LIBOR (z ang. London Interbank Offered Rate), podczas gdy kredyty złotowe oparte są na WIBORze (z ang. Warsaw Interbank Offered Rate).
Żaden z tych sposobów kredytowania nie wydaje się do końca fair. Klient może więc pójść do sądu z prośbą o pomoc. Jaką opinię w sprawie kredytów frankowych przedstawiają zwykle polskie sądy?
Sądy polskie wydawały już wyroki w sprawach dotyczących kredytów w walutach obcych.
W tym roku Sąd Okręgowy w Olsztynie zadecydował o przyznaniu byłej klientce Kredyt Banku (którego „spadkobiercą” przed sądem w tej sprawie został Santander Bank Polska) zwrotu 42 tys. zł nienależnego świadczenia pobranego przez kredytodawcę.
Za niesprawiedliwą uznano praktykę przeliczania wartości raty na podstawie ustalanych jednostronnie przez bank tabel kursów (w ramach tzw. klauzul indeksacyjnych), jak również obciążenie klientki kosztami spreadu.
Także Bank Millennium musiał w ostatnim czasie zwrócić swojemu klientowi ponad 172 tys. zł w związku ze sprawą dotyczącą kredytu indeksowanego we frankach.
Podobną decyzję wydał także w innej sprawie Sąd Okręgowy w Warszawie.
Kluczowym jednak dla linii orzeczniczej polskich sądów może być fakt, że opinię w sprawie kredytów frankowych wydało już Biuro Studiów i Analiz Sądu Najwyższego.
W wydanym w sierpniu tego roku opracowaniu „Kredyty walutowe. Węzłowe zagadnienia” czytamy, że konsumenci nie powinni ponosić kosztów uznania za nieważne klauzul indeksacyjnych w postaci unieważnienia umowy kredytu.
Zdaniem ekspertów Sądu Najwyższego, jeżeli klauzule te stanowią jedynie odniesienie do sposobu przeliczania kwoty udzielonego kredytu ze złotego do waluty obcej, to w istocie doszło do udzielenia kredytu w złotym.
W konsekwencji, kolejne wyroki sądów mogą przewidywać usunięcie z umów kredytowych abuzywnych klauzul dot. indeksacji i pozostawienie stawki LIBOR. Zdaniem Macieja Marcinowskiego, analityka Trigon Domu Maklerskiego, może to dla sektora bankowego oznaczać koszty rzędu 70 mld zł.
Co oznacza problem kredytów frankowych dla polskich banków?
Według jednej z trzech głównych agencji ratingowych Moody’s ryzyko prawne związane z dużym wolumenem kredytów we frankach szwajcarskich może zaszkodzić stabilności polskiego sektora bankowego.
Ryzyko, jak pisze agencja, nie jest naglące, ponieważ proces prawny dochodzenia przez klientów swoich praw jest długi, ale mimo że sądy dotychczas stawały po stronie banków, zmiana ostatecznego werdyktu może być dla nich bardzo kosztowna.
Moody’s szacuje, że przewalutowanie wszystkich kredytów w obcych walutach (ich łączna wartość to 129 mld zł) po kursie z najmniej korzystnego dla banków 2008 roku przy założeniu poziomu oprocentowania kredytów w złotówkach kosztowałoby banki około 1,5-krotność ich zysków z 2018 roku.
>>> Czytaj więcej o opinii agencji: Moody’s: Kredyty walutowe największym zagrożeniem polskich banków. Potencjalne straty to 1,5-krotność zeszłorocznych zysków
Obecnie trwa także postępowanie w sprawie kredytów walutowych przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jaki wyrok wyda TSUE?
Warto wyjaśnić, że postępowanie prowadzone przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest efektem pytań prejudycjalnych, które Sąd Okręgowy w Warszawie wystosował do TSUE w marcu zeszłego roku w bardzo konkretnej sprawie dotyczącej umowy kredytu indeksowanego kursem franka szwajcarskiego.
W maju tego roku rzecznik generalny unijnego trybunału wydał już opinię, która przypomina w treści głównych wniosków późniejszy materiał opublikowany przez polski Sąd Najwyższy.
Zdaniem rzecznika uznanie zapisów klazul indeksacyjnych umów kredytowych za niezgodne z przepisami może skutkować zmianą charakteru umowy kredytowej na klasyczny kredyt złotowy o oprocentowaniu opartym o stawkę LIBOR lub unieważnieniem całej umowy.
Rzecznik TSUE wyjaśnia także, że to do polskich sądów będzie należała każdorazowo decyzja dotycząca precyzyjnej treści wyroku i konkretnych zaleceń.
Opinia ta nie jest wiążąca dla linii orzeczniczej polskich sądów – dotyczy bowiem tylko jednej, konkretnej sprawy – ale, podobnie jak materiały Sądu Najwyższego, stanowi dla nich istotne narzędzie potrzebne do analizy podobnych spraw.
Treść zaleceń z maja nie przesądza także o treści całego wyroku TSUE, trudno jednak sobie wyobrazić, by jego kształt znacząco odbiegał od opublikowanej już opinii.
Kiedy TSUE wyda wyrok?
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie kredytów walutowych ma zostać ogłoszony 3 października o godz. 9:30. W oczekiwaniu na orzeczenie możliwa jest podwyższona zmienność na krajowym rynku finansowym.
Jakie może to przynieść konsekwencje?
Ze względu na fakt, że znamy już opinię zarówno polskiego Sądu Najwyższego, jak i wstępną opinię samego TSUE, nie należy się spodziewać trzęsienia ziemi – rynki niejako z wyprzedzeniem odpowiedziały na nadchodzący, zapewne niekorzystny dla sektora wyrok.
Zdaniem analityków Departamentu Analiz Ekonomicznych Santander Banku może dojść przede wszystkim do krótkotrwałego osłabienia złotego.
„Kurs euro do złotego na fali spekulacji przed TSUE może rosnąć nawet do 4,50, ale taki ruch nie powinien być trwały. Brak jasności nt. implikacji i techniczny popyt na złotego powinien powstrzymać wyprzedaż, ale czynnik kredytów walutowych może ograniczyć potencjał do aprecjacji krajowej waluty w dalszej części roku„.
Z drugiej strony banki z wyprzedzeniem planują swoją politykę dotyczącą udzielania kredytów w oparciu o prognozy uzyskanych środków pieniężnych – depozytów bankowych i zysków pochodzących ze spłaty oprocentowanych kredytów.
Koszty ewentualnych przegranych procesów sądowych dotyczących udzielonych już kredytów, nie wspominając o unieważnianiu umów kredytowych, nie są przewidziane przez banki.
W efekcie, jeśli skala negatywnie rozpatrywanych spraw będzie duża, w długim okresie może zmniejszyć się ilość środków, które banki będą gotowe przeznaczyć na kolejne kredyty.
Potencjalnie może więc to skutkować zwiększeniem oprocentowania kredytów i ograniczeniem skali ich udzielania.
W krótszej perspektywie potencjalne decyzje sądów uderzą oczywiście najmocniej w banki, które udzieliły stosunkowo najwięcej kredytów walutowych, przede wszystkim indeksowanych kursem waluty obcej.
Na polskim rynku w tej grupie znajdują się Bank Millennium oraz należący obecnie do niemieckiego Commerzbanku mBank, o którego planowanej sprzedaży przez obecnego właściciela jest ostatnio głośno.
Według analityków wśród banków, których istotną część portfela kredytowego stanowią kredyty indeksowane kursem walut obcych, są także Santander Bank Polska oraz Getin Noble Bank.
Czytaj też:
>>> Commerzbank będzie musiał ponieść koszty kredytów walutowych, nawet jak sprzeda mBank – mówi KNF
>>> S&P obniżył długoterminowy rating mBanku do BBB z BBB+