Kręgi biznesowe oskarżyły Downing Street o szerzenie niepewności i doprowadzenie do braku przejrzystości informacji na temat swobody poruszania się obywateli Unii Europejskiej w przypadku scenariusza no-deal – pisze Financial Times.
Rzeczniczka premiera powiedziała w poniedziałek, że w takim wypadku „swobodne przemieszczanie się w obecnym kształcie zakończy się 31 października”.
Gabinet poprzedniczki Borisa Johnsona Theresy May proponował, aby do ograniczenia swobody przepływu obywateli Unii dochodziło w sposób stopniowy. Podejście Johnsona jest więc radykalnie inne.
Czy aby na pewno? Kilka godzin później Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało oświadczenie, w którym zapewniło obywateli UE, że oni i ich rodziny są „mile widziani” w Wielkiej Brytanii, a deadline składania wniosków do systemu osiedleńczego dla obywateli Unii pozostaje bez zmian, czyli grudzień 2020 roku.
Cała sytuacja przypomina odrobinę poczynania administracji Donalda Trumpa, która potrafi wydać dwa sprzeczne sygnały jednego dnia, a następnego zrobić coś zupełnie jeszcze innego – jak było to w przypadku ceł na chińskie produkty.
Na Wyspach liderzy biznesowi wyrazili frustrację z powodu braku orientacji i wynikającym z tego brakiem możliwości zaplanowania działania ich przedsiębiorstw po 31 października.
„Planowanie na przyszłość jest niemożliwe, gdy zasady gry ciągle się zmieniają” – podsumowuje sytuację Jasmine Whitbread, szefowa organizacji lobbyingowej London First.
Ta informacja pojawiła się dziś rano w skrzynkach odbiorczych subskrybentów naszego codziennego newslettera 300SEKUND. Jeśli chcesz się na niego zapisać, kliknij tutaj.
>>> Czytaj też: Brexit albo Corbyn, oto jest pytanie. Droga do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE wciąż jest wyboista