Strona główna Analizy Polska, Czechy, Słowacja, czy Węgry? Ten kryzys ostatecznie rozstrzygnie, który kraj regionu jest najsilniejszy gospodarczo

Polska, Czechy, Słowacja, czy Węgry? Ten kryzys ostatecznie rozstrzygnie, który kraj regionu jest najsilniejszy gospodarczo

przez Martyna Trykozko

Pandemia Covid-19 wprawdzie nie zwraca uwagi na narodowość, ale jej wpływ na gospodarki europejskie będzie się znacząco różnił w zależności od tego, jak poszczególne kraje na nią zareagują – ale również od tego, jak zbudowane są ich rynki pracy.

Fala uderzeniowa w postaci ekonomicznego i społecznego lockdownu dotyka wszystkich sektorów europejskich gospodarek.  Nie ma już pewnie ani jednego analityka, który ośmieliłby się stwierdzić, że na kontynencie nie dojdzie w tym roku do recesji.

Kwestią do dyskusji jest wciąż głębokość tej recesji w poszczególnych krajach. Francja ogłosiła już spadek PKB o 6 proc. w pierwszym kwartale tego roku, a Bank Francji oznajmił, że każde dwa tygodnie lockdownu przekładają się na 1,5 proc. straty dla gospodarki.

Według ekonomistów banku Goldman Sachs gospodarka strefy euro w 2020 roku ma się skurczyć o 9 procent.

Prognozy dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej (CEE) są jednak dużo bardziej łaskawe. ING spodziewa się, że węgierska gospodarka skurczy się w 2020 r. o 3,2 proc., a według ekonomistów Credit Agricole PKB Polski skurczy się o 3,8 proc. Według banku Erste PKB Słowacji spadnie o 5 proc., a Czechy o 6,7 proc.

Nowa rzeczywistość

Spadek PKB przełoży się na sytuację na rynku pracy. Jednak większość państw CEE może czekać nieco bardziej miękkie lądowanie dzięki temu, że ich bezrobocie było w ostatnich latach rekordowo niskie.

Społeczny i ekonomiczny cios bezrobocia może być mniej bolesny niż na przykład na południu Europy, szczególnie w krajach, gdzie jeszcze przed nadejściem pandemii stopa bezrobocia była na poziomach dwucyfrowych. Hiszpania, Grecja czy nawet Włochy wciąż nie w pełni podniosły się po kryzysie finansowym z 2008 roku.

W Polsce, która wkroczyła w tę nową rzeczywistość z bezrobociem na poziomie 5,5 proc. – najniższym od 1991 roku – analitycy często rozmawiają o progu 10 proc. i o tym, czy zostanie on przekroczony.

Credit Agricole wskazuje na czerwiec jako szczytowy miesiąc dla bezrobocia w 2020 roku – ma ono wtedy sięgnąć 9,4 proc. Inni analitycy, w tym z Pekao i mBanku, spodziewają się, że stopa bezrobocia na koniec roku wyniesie 13 proc.

Również na Węgrzech stopa bezrobocia ma się mniej więcej podwoić. W lutym wynosiła zaledwie 3,5 proc., a ING spodziewa się, że wzrośnie do 7-8 proc. Słowacja może dojść do podobnego poziomu, zaczynając jednak od 5,5 proc. bezrobocia w lutym.

Czechy wydają się mieć najbardziej łaskawe prognozy wzrostu bezrobocia w regionie. W marcu wyniosło ono 3 proc., co jest najniższym marcowym poziomem od 1997 r., a w maju i czerwcu ma wzrosnąć zaledwie do 3,9 proc. według ministerstwa finansów. Analitycy Erste utrzymują swoją prognozę średnio 3-procentowego bezrobocia w 2020 roku.

„Sytuację Polski, Czech, Węgier czy Niemiec łączy punkt wyjścia do tego kryzysu, czyli fakt, że każdy z tych rynków pracy był na dość niskich lub historycznie niskich poziomach, jeśli chodzi o skalę bezrobocia”, mówi nam Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

“To ma dobre i złe strony”, dodaje. “Jest to dobre na poziomie rynkowym, oczywiście dużo lepiej wchodzi się w taki kryzys w warunkach niskiego bezrobocia, ponieważ nawet przy jego wzroście, nie będzie przytłaczająco duże.”

“Natomiast ten gorszy aspekt polega na tym, że przez ostatnie lata wiele osób w tych krajach przyzwyczaiło się do dość korzystnych relacji na linii pracownik-pracodawca. Dzisiaj trzeba te relacje bardzo szybko weryfikować, co może być dla niektórych bolesne”, mówi Kubisiak.

Kto dostanie najmocniej?

Jednak nie wszystkie zawody są sobie równe wobec cięć spowodowanych pandemią. Do zwolnień będzie zapewne dochodziło we wszystkich zakamarkach gospodarki, ale w niektórych jej sektorach będą większe niż w innych.

Wśród analityków, z którymi rozmawialiśmy, panuje dość ogólna zgoda, że są wśród nich przede wszystkim branże, które bezpośrednio odczuły konsekwencje nałożonych przez rządy ograniczeń związanych z podróżowaniem i spędzaniem czasu “na mieście”.

Są to turystyka, hotelarstwo, transport, restauracje i bary, a także kultura i rozrywka. Wiele restauracji przerzuca się na sprzedaż na wynos, chociaż nie wszystkie są w stanie lub mogą sobie na to pozwolić – a zwolnienia i tak mają miejsce.

Przedsiębiorstwa, które zapewniają ludziom codzienne usługi, takie jak zakłady fryzjerskie czy kosmetyczne, również musiały zamknąć swoje drzwi, a właściciele zastanawiają się, czy ich małe firmy przetrwają. Na szczęście, według Andrzeja Kubisiaka z PIE, to właśnie tego rodzaju firmy najprawdopodobniej szybko staną na nogi.

“Popyt na takie usługi jest w zasadzie niezależny od koniunktury, wiąże się to z czymś, co nazywa się efektem szminki – konsumenci są bardziej skłonni korzystać z nich nawet w trudniejszych czasach. Nie dochodzi tu do radykalnego zachwiania strony popytowej”, mówi.

Producenci samochodów chcą wznawiać produkcję

Przemysł również odczuwa konsekwencje pandemii, szczególnie producenci, którzy są silnie zależni od popytu zewnętrznego i międzynarodowych łańcuchów dostaw, zaznacza Róbert Chovanculiak, analityk ze słowackiego Instytutu Badań Ekonomicznych i Społecznych.

Rynek pracy w naszym regionie szczególnie mocno zabolały zamknięcia fabryk dużych producentów samochodów, które na przestrzeni Europy dotknęły co najmniej miliona pracowników.

Czechy, Słowacja i Węgry – gdzie znajdują się fabryki koncernów takich jak Volkswagen, PSA Peugeot Citroen, Kia, Hyundai, Skoda czy Jaguar Land Rover – są w bardzo dużym stopniu zależne od przemysłu motoryzacyjnego. W 2017 roku na Słowacji dawał on zatrudnienie prawie 80 tys. ludzi, a w Czechach prawie 200 tys.

W marcu fabryki te – również w Polsce – zawiesiły lub znacząco ograniczyły produkcję. Jednak już w pierwszych tygodniach kwietnia ogłoszono, że wiele z nich wznowi działalność.

Zakłady produkcyjne Toyoty w Polsce, gdzie pracuje ponad 2 tys. osób, zaplanowały wznowienie produkcji na 23 kwietnia, ale ostatecznie przesunęły ten termin na początek maja.

Inni, w tym zakład Toyoty w Czechach, również wznawiają działalność w tym tygodniu. Węgierska fabryka Audi Volkswagena wznowiła pracę w ograniczonym zakresie 14 kwietnia, ale główny zakład produkujący samochody wciąż był zamknięty.

“Zamykanie fabryk samochodów to cios dla wielu firm podwykonawczych, które żyją z branży motoryzacyjnej. Według mojej wiedzy część pracowników przeszła do innych sektorów produkcji, które dzisiaj działają na dotychczasowych lub zwiększonych obrotach, np. w branży spożywczej”, mówi Andrzej Kubisiak.

Péter Virovácz, główny ekonomista zajmujący się rynkiem węgierskim w banku ING, mówi, że producenci aut to klejnoty w koronie węgierskiego przemysłu. Zaznacza, że firmy te mają dużo gotówki, więc stać ich na to, żeby wysłać pracowników do domu na płatne urlopy.

“Nawet pomimo tymczasowego zawieszenia produkcji, pracownicy nie zostali zwolnieni i utrzymali swoje wynagrodzenia. Więc największe konsekwencje lockdownu będą związane z kanałem produkcji i eksportu. Ale produkcja, która wcześniej odbywała się na trzy zmiany, jest teraz ograniczona do jednej zmiany – to znacząca różnica”, mówi.

Nie każdy przegrywa

Kto jako pierwszy stanie na nogi, jeśli chodzi o rynek pracy?

“To pytanie za milion dolarów”, mówi Róbert Chovanculiak ze słowackiego Instytutu Badań Ekonomicznych i Społecznych.

“Według mnie lokalne usługi, z których ludzie korzystają i których potrzebują na codzień, wrócą do formy szybciej niż duże korporacje, które będą musiały poczekać na odbicie w światowej gospodarce”, stwierdza.

Andrzej Kubisiak jest podobnego zdania, dodając, że w zawodach z kategorii tzw. białych kołnierzyków, jak praca w marketingu i komunikacji, niektóre usługi prawne czy konsulting, powrót do warunków sprzed pandemii może być trudny.

“Firmy będą szukać oszczędności tam, gdzie można nie ciąć zatrudnienia. To oznacza ograniczanie usług zewnętrznych, które nie są kluczowe w ich funkcjonowaniu. Wcześniejsze kryzysy pokazywały, że są to branże, które najtrudniej się podnoszą – nie dlatego, że były dotknięte lockdownem, ale ponieważ słabła strona popytowa”, mówi.

Są też branże, których kryzys spowodowany koronawirusem w ogóle nie dotyka i takie, które doświadczają wzrostu popytu.

Oczywistym beneficjentem będzie przemysł farmaceutyczny, który doświadcza zwiększonego zapotrzebowania na różne rodzaje produktów. Ale są też inni.

“Cyfryzacja i usługi dostawcze stały się produktami pierwszej potrzeby w sytuacji konieczności pozostawania w domu”, mówi Katarína Muchová, analityczka specjalizująca się w makroekonomii i produktach dłużnych w banku Slovenská sporiteľňa, którego właścicielem jest Erste.

“Sklepy detaliczne i dostawcy usług, którzy byli w stanie przenieść swoją działalność do internetu albo zapewnić klientom dostawę swoich usług, są w dużo lepszej sytuacji niż te, które nie mogły tego zrobić lub którym się nie udało”, dodaje.

W Polsce firmy kurierskie i dostawcze zatrudniają nowych pracowników, żeby zaspokoić zwiększony popyt na ich usługi, który spowodował m.in. lekkie opóźnienia w dostawach kurierskich w porównaniu do czasów sprzed pandemii.

Dobrze zdaje się sobie radzić również branża spożywcza – pracowników szukają zarówno sieci supermarketów, jak i producenci. Sklepy spożywcze nie zostały bowiem nigdzie zamknięte. Analitycy wspominają też o tym, że branża budowlana przechodzi przez kryzys bez drastycznych zmian.

>>> Czytaj też: Masowe zakupy nie pomogły: nawet największa firma spożywcza w Polsce oczekuje spadku sprzedaży – wywiad z prezesem Maspexu

Wyścig do normalności

W tej chwili, po około miesiącu lockdownów, większość europejskich państw zaczyna ostrożne luzowanie obostrzeń, które wprowadzono z powodu koronawirusa. Jeśli wywołana przez niego choroba nie uderzy ponownie ze zdwojoną siłą, można mieć nadzieję na to, że powrót gospodarek do kondycji sprzed kryzysu nie będzie bardzo bolesny.

Kraje Grupy Wyszehradzkiej w dość podobny sposób starają się odpowiedzieć na wyzwania pandemii, ale ich powrót do dobrej kondycji może odbyć się nieco innymi ścieżkami.

“Polska jest największym z tych czterech rynków, ale istotna jest tu struktura zatrudnienia”, uważa Kubisiak z PIE.

“Kraje takie jak Czechy czy Węgry są bardzo mocno uzależnione od produkcji, a zamykanie zakładów [motoryzacyjnych] ma duży wpływ na gospodarkę. Polska jest pod tym względem bardziej zróżnicowana, mamy bardzo silny sektor usługowy, który ma większą wagę w gospodarce”, dodaje.

Michal Palenik ze Słowackiego Instytutu Pracy uważa, że Słowacja ma niższy udział zatrudnienia w małych firmach, co również może wpłynąć na tempo odbudowy rynku pracy.

Z kolei na Węgrzech spodziewany jest najmniejszy spadek PKB. “Wiele prognoz, w tym ING czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, pokazuje, że Węgry poradzą sobie z kryzysem lepiej niż inne kraje CEE”, mówi Péter Virovácz z ING.

“Przyszły rok powinien przynieść poprawę sytuacji”, mówi Katarína Muchová. “Stopa bezrobocia może spaść do 7,3 proc., ale powrót do poziomu sprzed Covid-19 potrwa kilka lat”, dodaje.

Kilka lat to długa perspektywa szczególnie dla osób, które już straciły pracę lub mogą ją stracić w każdej chwili. To oznacza, że rządy powinny robić wszystko co w ich mocy, żeby chronić miejsca pracy. W dłuższej perspektywie może to być trudniejsze w krajach, które w ostatnich latach hojnie wydawały pieniądze.

Państwa Grupy Wyszehradzkiej z radością chwaliły się dobrymi parametrami swoich gospodarek. Reszta tego roku pokaże nam, kto faktycznie stał na silnych nogach, a kto na szczudłach.

Artykuł pierwotnie ukazał się w języku angielskim w magazynie Visegrad Insight.

Powiązane artykuły