Epidemia przyśpieszy „umieranie ze starości” liberalizmu jaki znamy. Ze względu na dzisiejszą potrzebę kontroli procesów po epidemii łatwiej znormalizujemy rządowy nadzór nad niektórymi aspektami naszego życia. Dokona się to w stopniu mniejszym, niż w krajach konfucjańskich, ale na pewno nastąpi.
Społeczne skutki epidemii są nierozerwalnie powiązane z gospodarczymi i zdrowotnymi. Na początek przyjmijmy umownie, że społeczne krótkofalowe skutki to takie, które odczujemy w ciągu 12-18 miesięcy od dziś, przyjmując, że w tym czasie uda się wdrożyć efektywną szczepionkę, która pozwoli zakończyć epidemię.
Skutki długofalowe odczujemy po tym okresie. Skoro eksperci zgadzają się, że od świata „przed” i „po” epidemii dzieli nas co najmniej rok, jest to dobra cezura dla rozgraniczenia krótko- i długoterminowego wpływu wirusa na społeczeństwo. Co się będzie działo ze wspólnotą polską i międzynarodową do tego czasu?
Krótkoterminowe skutki epidemii: bezrobocie, psychozy, dramaty osobiste
Wybuch epidemii wstrzymał z dnia na dzień neoliberalną logikę kapitalizmu. Świat, w którym wartością naczelną jest efektywność i wydajność procesów, a przydatność w systemie wyceniana jest przez pieniądz, nagle zmienił się w świat, w którym wiele kluczowych procesów stanęło, a bardziej niż zasobność portfela dla przeżycia zaczęła liczyć się społeczna użyteczność jednostki.
Kryterium użyteczności społecznej zastosowano m.in. w Hiszpanii i Włoszech do podejmowania decyzji, komu w szpitalu pomóc w pierwszej kolejności w razie, gdyby nie było możliwe udzielenie wszystkim pomocy na jednakowym poziomie.
Ta zmiana prowadzi do dramatów bliższych epoce „Dżumy” Alberta Camusa niż standardom XXI wieku, do jakich przywykliśmy. Pod koniec marca sędziwi mnisi z klasztoru ksawerianów w Parmie rozpaczliwie przekazywali, że jeden po drugim umierają w zamknięciu, pozbawieni jakiejkolwiek opieki ze strony systemu.
W świecie, w którym zanikają interakcje międzyludzkie w przestrzeni publicznej, gwałtownie spada też konsumpcja. To prowadzi do załamania działalności gospodarczej, czego pierwszym skutkiem jest przerwanie relacji na linii pracodawca-pracownik.
Zjawisko to występuje we wszystkich gospodarkach kapitalistycznych ze względu na sieciową naturę interakcji społeczno-gospodarczych. W USA – mocno i błyskawicznie dotkniętych przez koronawirusa – pod koniec marca odnotowano najwyższą w dziejach liczbę podań o zasiłek dla bezrobotnych. Równocześnie Bank of America ogłosił wejście gospodarki w recesję.
W Indiach, po tym, jak na trzy tygodnie zamknięto zakłady pracy i stanął publiczny transport międzymiastowy, rzesze odesłanych z kwitkiem pracowników i ich rodziny musiały pieszo wracać w rodzinne strony, czasem mając do przejścia po kilkaset kilometrów.
W Polsce szczególnie zagrożeni bezrobociem są teraz pracownicy najemni oraz osoby prowadzące działalność gospodarczą (w pierwszej kolejności małe i średnie przedsiębiorstwa), najmniej zaś – na razie – osoby zatrudnione w sektorze publicznym. Dynamizm sytuacji już teraz doprowadza do osobistych dramatów.
Jak pisała 300Gospodarka, przedsiębiorcy którzy budowali przez 30 lat wolnej Polski firmy, nagle stają przed widmem bankructwa i żyją z coraz bardziej uzasadnionym przekonaniem, że mozolnie zajmowane przez nich segmenty rynku przejmą po epidemii międzynarodowe korporacje, bardziej odporne na kryzys.
>>> Czytaj więcej na ten temat: Tak koronawirus uderzył w polskie firmy. Właściciel Lancerto: „W jednej chwili została zahibernowana cała firma. Sytuacja bez precedensu”
Jeszcze gorzej ma prekariat – grupa z pogranicza klasy pracującej i średniej, która zarabia wystarczająco, by żyć z dnia na dzień, ale zbyt mało, aby oszczędzać i wytworzyć poduszkę finansową na czas kryzysu (na rok czy dwa). O dramatach, które od wprowadzenia przez rząd nakazu społecznej izolacji stają się udziałem Polaków już można przeczytać w grupach samopomocowych powstałych po wybuchu epidemii. Użytkownicy zamieszczają tam m.in. desperackie prośby, a czasem wręcz błagania o pomoc w znalezieniu pracy. Posiadając środki do życia na miesiąc lub dwa obawiają się zwolnień wywołanych epidemią i brak możliwości aktywnego poszukiwania innego zarobku.
Dramaty prekariuszy i gwałtownie zubożających przedsiębiorców z pewnością doprowadzą do gwałtownego spadku dobrostanu psychicznego w Polsce. Ten spadek jest nieunikniony ze względu na wymiar zdrowotny epidemii, a jej konsekwencje społeczne jeszcze ten problem pogłębią. Jeśli części Polaków zabraknie środków do życia, a rząd w porę skutecznie nie zareaguje, może dojść do sytuacji ekstremalnych, jak w południowych Włoszech, gdzie desperaci skrzykiwali się przez media społecznościowe do wspólnych grabieży sklepów.
Supermarketów czy aptek pilnowała policja. Niektórzy złodzieje nie ukrywali nawet swojej tożsamości, mówiąc do świadków przestępstwa: „Nie mamy co jeść. Proszę przyjść do nas do domu i zobaczyć”.
Dlaczego stało się to akurat na południu Włoch? Na ten region przypada większość włoskiego czarnego rynku; poza tym mafia w czasach sprzed epidemii dawała ludziom zarobek – niegodziwy, bo zaniżony i niedający szans na poprawę sytuacji, lecz pozwalający na przeżycie z dnia na dzień. Według raportów włoskich służb, to właśnie mafia, pozbawiona dochodów, może teraz organizować rewolty i koordynować szaber.
Mimo że Polska jest odmienna kulturowo, zachodzi pewne prawdopodobieństwo, że także u nas może się ziścić podobny scenariusz, w łagodniejszej wersji. Przedłużająca się izolacja i wyczerpanie środków do życia oraz brak perspektywy ich zaspokojenia mogą bowiem powodować grupowe wybuchy frustracji. Kanalizowane tych frustracji i stresu może odbywać się nie tylko poprzez łamanie zakazów samoizolacji, lecz także przez spontaniczne działania przestępcze w celu zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Z prostego powodu: spełnianie potrzeb biologicznych – a taką jest zaspokojenie głodu – to absolutna konieczność egzystencjalna. W obliczu głodu niewiele znaczą społeczne normy i prawo.
Choć to jeszcze może wydawać się nieoczywiste, sytuacja związana z epidemią radykalnie ograniczyła, a dla części populacji wręcz uniemożliwiła spełnianie większości potrzeb w piramidzie hierarchii Masłowa. Idea hierarchii potrzeb zakłada, że ludzie dążą do spełniania co najmniej pięciu kategorii potrzeb – począwszy od potrzeb fizjologicznych (biologicznych), przez potrzeby bezpieczeństwa, przynależności i miłości, potrzeby szacunku i uznania, aż po potrzebę samorealizacji i pełnego rozwinięcia potencjału osobowego. Przy czym spełnienie potrzeb niższych jest konieczne dla spełniania potrzeb wyższych, w myśl zasady: nie projektujesz w głowie kariery marzeń, kiedy właśnie umierasz ze strachu lub głodu.
Epidemia zredukowała możliwość spełniania większości potrzeb. Załóżmy, że mamy co jeść. Wtedy i tak niespełniona jest potrzeba bezpieczeństwa (strach przed chorobą), a także potrzeba przynależności (nakaz izolacji), nie mówiąc już o potrzebach szacunku i samospełnienia, które poprawnie realizują się dopiero w niezaburzonym kontekście społecznym. A dziś ten kontekst jest zaburzony.
Szczęściem w nieszczęściu jest to, że koronawirus to pierwsza epidemia w erze digitalizacji i mediów społecznościowych, przez które możemy w sposób zdalny – niepełny, ale znaczący – kultywować relacje społeczne.
Rozwiązania zdalne, choć pożądane, zredukują jednak stres tylko w pewnym stopniu. W obliczu braków sprzętu medycznego, ekwipunku, testów i miejsc w szpitalach na psychozy, depresję i inne problemy psychiczne narażeni będą szczególnie pracownicy służby zdrowia, a w drugiej kolejności także co wrażliwsi pacjenci. Znane są przypadki samobójstw popełnianych przez heroicznych, przemęczonych pracowników służby zdrowia po tym, gdy dowiedzieli się o zarażeniu koronawirusem.
Zdarzają się epizody psychotyczne wśród pacjentów, który dostają depresji lub wybuchają agresją po usłyszeniu diagnozy. W USA, gdzie 8,5 proc. mieszkańców nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, zdarzają się nawet dramatyczne przypadki śmierci po odmówieniu opieki nieubezpieczonym nastolatkom.
Szacuje się, że co najmniej milion Polaków już teraz może mieć głęboką depresję, a jeszcze więcej ma problemy psychiczne. A stres związany z epidemią, zmiana sytuacji społecznej (bankructwa, bezrobocie, ograniczenie kontaktów społecznych) z pewnością jeszcze te problemy spotęgują. Ograniczenie kontaktów będzie szczególnie dojmujące, bo obok farmakologii i profesjonalnej terapii to relacja z drugim człowiekiem jest jedną z metod walki ze stanami depresyjnymi. Polska nie jest przygotowana na zapaść psychiczną w kraju. Kumulujące się od dekad niedoinwestowanie polskiej psychiatrii może się odbić na pacjentach bardziej niż kiedykolwiek dotąd.
Cezura czasowa, po przekroczeniu której problemy psychiczne zaczną być szczególnie dokuczliwe to około trzy miesiące od czasu wprowadzenia samoizolacji – po tym okresie zaczyna słabnąć pamięć społeczna bieżących wydarzeń. Obecnie pamiętamy – jako społeczeństwo – iż żyjemy w stanie nadzwyczajnym, lecz potencjalnie krótkotrwałym, pamiętamy też czas sprzed izolacji. Jeśli jednak konieczność izolacji się utrzyma – co w jakimś wariancie na pewno będzie racjonalne i potrzebne – to po okresie trzech miesięcy wielu Polaków zacznie traktować izolację jako stan „od dawna”, który miał się skończyć, a tak się nie dzieje. To może wygenerować nieprzewidywalne zachowania społeczne, z łamaniem nakazów i zakazów czasów epidemii włącznie.
Dlatego rację ma Bartosz Łoza, szef Polskiego Towarzystwa Neuropsychiatrii, prognozując, że załamanie emocji jest dopiero przed nami, a obecnie, jako wspólnota, przechodzimy z fazy alarmowej stresu do fazy adaptacji. Faza ta będzie trwać do momentu ustania źródła stresu, czyli najpewniej do wdrożenia skutecznej szczepionki lub bardzo skutecznych terapii.
Załamanie emocji może przyjść nawet wcześniej, jeśli liczba zarażeń będzie gwałtownie rosnąć i jako kraj zbliżymy się do poziomu włoskiego czy hiszpańskiego. Może wtedy dochodzić do niepokojów społecznych takich jak w hiszpańskiej Andaluzji, gdzie mieszkańcy miasta La Linea de Concepcion obrzucili kamieniami karetki transportujące starszych zakażonych ludzi do lokalnego domu opieki. Policyjny patrol został zaś obrzucony materiałami wybuchowymi. Swoje zachowanie tłumaczyli strachem przed tym, że chorzy starcy będą mogli swobodnie chodzić po ulicach.
Być może po okresie epidemii dojdzie do wzrostu liczby urodzeń generowanych przez konieczność długiego, wspólnego przebywania w domu – tak bywało w okresach izolacji znanych z historii. Taki długi pobyt wiążący się z rosnącym poczuciem stresu może spowodować jednak także wzrost dysfunkcji rodzinnych czy rozwodów ze względu np. na używanie reduktorów stresu (używki), domową przemoc psychiczną i fizyczną lub kumulujące się znużenie wynikające z przedłużającego się zamknięcia z bliskimi osobami.
Długofalowe skutki epidemii: socjaldemokracja, reforma kapitalizmu, normalizacja pracy zdalnej
Za rok lub dwa ludzkość wyjdzie ze stanu pandemii – leczenie stanów wywołanych przez koronawirusa będzie coraz skuteczniejsze, a szczepionka spowoduje, że rozprzestrzenianie się wirusa wyhamuje napotykając osoby odporne.
Taką właśnie nadzieję komunikują Polacy, walcząc ze stresem epidemicznym poprzez wysyłanie internetowych memów. Jeden z nich nawiązuje do pesymistycznej filozofii Artura Schopenhauera, którego wielu postrzegało jako mizantropa: „Za rok będziecie się śmiać z tego wirusa… Oczywiście nie wszyscy”. W tym kontekście warto spytać: co nas wszystkich czeka po upływie roku?
Przede wszystkim okaże się, że epidemia znacząco przyspieszyła rozwój obecnych trendów społecznych, modyfikując oczekiwania wobec globalizacji, państwa i systemu kapitalistycznego.
Długofalowo możemy oczekiwać następujących zjawisk:
Normalizacja pracy zdalnej
Chęć pogodzenia samoizolacji z pracą zawodową prowadzi obecnie do wyrabiania się nowych zwyczajów pracowniczych, jak np. korzystanie z narzędzi do telekonferencji typu Skype czy Zoom. Raz wytworzony zwyczaj przełoży się na zwiększone oczekiwania pracowników po epidemii, aby pracodawca dopuszczał, choćby częściowo, formę współpracy opartą przede wszystkim o rozliczanie z konkretnych zadań, a nie z czasu bytności w miejscu pracy.
Nie jest to nowy trend, jednak w wyniku epidemii jego popularyzacja znacznie przyśpieszy. W efekcie praca zdalna, szczególnie pół-zdalna, czyli zakładająca regularne spotkania na żywo, lecz nie codziennie, stanie się bardziej popularna.
Popularyzacja idei dochodu podstawowego w dyskursie publicznym
Ze względu na nadzwyczajną sytuację społeczną, utrudnione warunki pracy, ogromny stres, bankructwa i widmo bezrobocia, gwarantowany dochód podstawowy (przynajmniej dla najbardziej wykluczonych) przez 12-18 miesięcy, a więc do czasu wdrożenia szczepionki, to rzecz niemal konieczna.
Jakaś formuła regularnych bądź jednorazowych zapomóg w tym duchu już teraz jest rozważana lub wprowadzana przez rządy niektórych państw, w tym Polski. Jeśli w wyniku epidemii dojdzie do masowego zastosowania regularnych świadczeń tego typu to w przyszłości dochód podstawowy wejdzie śmielej do dyskursu publicznego jako postulat partii politycznych.
Nie jest to zupełnie nowy trend. Podobną ideę proponował już w XVI wieku Tomasz Morus, a od kilku lat obserwujemy jej renesans – szczególnie w kontekście rozważań, czy taki dochód zaproponować ludziom, jeśli ich dotychczasową pracę będą w przyszłości wykonywać roboty.
Dochód podstawowy był testowany w Finlandii w latach 2017-2018 z nadzieją, że dzięki niemu bezrobotni będą mieć czas nas znalezienie pracy. Okazało się jednak, że choć byli szczęśliwsi i mniej zestresowani, to pracy nie znaleźli. Prowadzi to do wniosku, że na obecnym etapie rozwoju cywilizacji dochód podstawowy nie jest dobrym rozwiązaniem, jeśli rozważać go jako rozwiązanie permanentne i zrównoważone (sustainable). Co innego jednak w sytuacji kryzysowej.
Więcej postaw socjaldemokratycznych i konserwatywnych
Bardziej ogólną konsekwencją prospołecznych działań państwa w czasie kryzysu będzie zmiana oczekiwań obywateli wobec państwa narodowego i Unii Europejskiej. W przypadku UE będą ścierać się tendencje prointegracyjne (wspólna polityka dotycząca zdrowia) i dezintegracyjne (rozważanie wyjścia ze strefy euro w przypadku zapaści gospodarczej). W wymiarze państwowym we wszystkich krajach, które przejdą epidemię dokona się istotny zwrot socjaldemokratyczny oraz zwrot konserwatywny.
Zwrot socjaldemokratyczny będzie polegał na większym mandacie działania dla państw narodowych i większych oczekiwaniach socjalnych: skoro to państwa okazują się ostatnią ostoją stabilności w czasach zarazy, to wbrew tendencjom neoliberalnym można będzie w przyszłości od nich oczekiwać wymuszania solidarności społecznej, np. poprzez wysokie opodatkowanie najbogatszych na wypadek kolejnych kryzysów.
Zalążki tej zmiany społecznych oczekiwań widać już dziś po nastawieniu celebrytów – jeśli piosenkarka Britney Spears głosi publicznie socjaldemokratyczną pochwałę redystrybucji bogactwa oraz strajków pracowniczych, to znaczy, że jej menedżer założył, iż w ten sposób zdobędzie nowych fanów.
Z kolei zwrot konserwatywny będzie polegał na przesunięciu się centrum debaty publicznej „na prawo”. Zwrot ten – widoczny już teraz – będzie prostą konsekwencją społecznego doświadczenia globalnej niestabilności. Nasze społeczeństwa od dekad obowiązuje bowiem reguła, na którą wskazał psycholog społeczny Jonathan Haidt w książce „Prawy umysł” – w czasach stabilnych szybciej rozprzestrzeniają się postawy lewicowo-liberalne, natomiast w czasach niestabilnych – postawy konserwatywne.
A czasy są wyjątkowo niestabilne: świat staje się wielobiegunowy, a hegemonia amerykańska dobiega końca (zob. www.statepowerindex.com), wybuchają epidemie, postępuje zmiana klimatu, a wielkie migracje zmieniają nasze kultury na zawsze. W takich czasach coraz atrakcyjniejsze wydają się postawy konserwatywne, jako zakorzenione, ostrożne i odpowiadające na poczucie lęku.
W wyniku traumy epidemii w społeczeństwach zachodnich dojdzie też do ewolucji naszych wartości. Jak pokazują badania psychologów, doświadczenia traumatyczne mogą wzmacniać psychicznie i być katalizatorami pozytywnych przemian psychicznych – proces ten nosi nazwę wzrostu potraumatycznego.
Takie przemiany mogą dokonywać się nie tylko w przypadku jednostek, ale i całych społeczeństw – szczególnie, gdy trauma jest globalna. W obliczu wielkiego stresu psychicznego, zapaści poczucia bezpieczeństwa, konieczności izolacji i wymuszonej zmiany trybu życia wiele osób będzie redefiniować egzystencjalne priorytety.
Dokąd to nas zaprowadzi? Mówiąc językiem socjologa Pitirima Sorokina, wiele społeczeństw, wręcz całe cywilizacje, mogą zacząć podważać albo na nowo porządkować podstawy aksjologiczne promowanej przez kapitalizm „kultury zmysłowej”, opartej o szukanie poczucia sensu w konsumpcji i zaspokajanie potrzeb materialnych oraz związanych z fizycznością. Jak twierdzi Sorokin, długofalowo czeka nas osłabianie się kultury zmysłowej i (częściowy) zwrot w stronę kultur myślenia w mniejszym stopniu opartych o materializm (Sorokin nazywał je idealizmem oraz ideacjonizmem; zob. Pressje, Teka XX: Witajcie w Nowym Średniowieczu, 2010).
Protekcjonizm cywilizacyjny i postulaty reformy kapitalizmu
Wraz z ekspansją myślenia socjaldemokratycznego szerzyć się będzie myślenie w kategoriach protekcjonizmu gospodarczego, a nawet kulturowego. Wiele państw ulegnie pokusie przeorientowania systemów społecznych w duchu kapitalizmu blokowego czy cywilizacyjnego, który opisałem w eseju Osiem cywilizacji, trzy internety.
Jego naczelnym postulatem jest dążenie do uzyskania możliwości ograniczania – choćby tymczasowego – wpływu globalizacji na poszczególne regiony świata (bloki, cywilizacje). W końcu, w pewnym sensie, to właśnie niedoskonałości globalizacji odpowiadają za transmisję epidemii – w kluczowym momencie zabrakło wystarczająco mocnych sygnałów politycznych i nie było możliwości wyłączenia lub zatrzymania niektórych poziomów globalnej złożoności.
Tymczasem, będą argumentować zwolennicy protekcjonizmu cywilizacyjnego, tak jak wyłącza się kręcąc zaworem zagrożone segmenty stacji kosmicznej, tak trzeba umieć w razie konieczności tymczasowo wyłączyć pewne procesy i poziomy złożoności naszych cywilizacji.
Dlatego właśnie ze względu na potrzebę kontroli procesów po epidemii łatwiej znormalizujemy rządowy nadzór nad aspektami naszego życia. Na razie dokona się to w stopniu mniejszym, niż ma to miejsce w krajach konfucjańskich, ale nie ma wątpliwości, że ten proces się dokona.
Akceptacja nadzoru przy pomocy technologii
Punktem wyjścia dla ekspansji ww. trendu będą korzyści, jakie da sztuczna inteligencja i nadzór nad jednostkami w walce z epidemią (np. mapowanie telefonów osób zakażonych pozwala na identyfikowanie osób, które miały z nimi styczność). Jako proces sieciowy epidemia rozchodzi się bowiem w sposób, którym rządzą określone reguły. Jest więc procesem, który da się kontrolować – ale tylko wtedy, gdy mamy wiedzę na temat zachowania poszczególnych ogniw sieci. A tymi ogniwami jesteśmy my wszyscy.
W sytuacji epidemicznej, gdy zagrożone jest nasze życie i zdrowie, o wiele łatwiej pozwolimy rządom stworzyć system mapowania naszych zachowań – w końcu powstanie on dla naszego własnego bezpieczeństwa. W ten sposób epidemia przyśpieszy proces „umierania ze starości” liberalizmu jaki znamy. Nie dlatego, że pojawi się jakiś autokrata, ale dlatego, że sami pozwolimy rządom na większą kontrolę, ponieważ korzyści płynące z liberalizmu wydadzą się nam społecznie mniej istotne od korzyści, które przyniesie ograniczenie liberalizmu w zamian za zdrowie i bezpieczeństwo.
Shoshana Zuboff w książce „Surveillance capitalism” nazywa ten nowy model „kapitalizmem nadzoru” – to kapitalizm automatyzujący zachowania i potrzeby ludzi w oparciu o wiedzę zbieraną o ich wyborach. Będzie to jednak stadium przejściowe.
W dłuższej perspektywie coraz więcej kultur będzie bowiem odkrywać zalety jeszcze bardziej centralistycznego „kapitalizmu roju”, tzn. nowej i zabójczo efektywnej formy kapitalizmu przyszłości. To kapitalizm, który daje poczucie bezpieczeństwa, zdrowia i dobrobytu, ale kosztem zastąpienia prawdziwej wolności pozorną kontrolą nad rzeczami mało istotnymi.
Rozwiązania na czas zarazy i później
Musimy założyć, że psychospołeczne i cywilizacyjne skutki epidemii koronawirusa będą tak samo poważne, jak te gospodarcze. Krótkofalowo (do drugiej połowy 2021 roku) w walce ze społecznymi skutkami epidemii liczyć się będzie zasobność skarbca państw oraz związków, w których uczestniczą (takich, jak np. UE). Można w uproszczeniu przyjąć, że im większa gospodarka, tym większe możliwości działania w tym zakresie. Także współpraca w ramach UE i organizacji międzynarodowych może przynieść owoce w postaci trwałego pobudzenia solidarności międzykulturowej.
W jakie zatem rozwiązania służące do redukcji szoku społecznego powinno zainwestować nasze państwo, skoro jego wyjściowe zasoby są dużo mniejsze, niż krajów o wyższym PKB?
Krótkofalowo powinniśmy:
– nieustannie komunikować dziejową wyjątkowość obecnej sytuacji, aby zapobiec psychologicznej normalizacji epidemii po kilku miesiącach, co prowadziłoby do zachowań szkodliwych społecznie;
– w przypadku, gdyby udało się skutecznie i znacząco obniżyć liczbę dziennych zarażeń, rozważyć możliwość ograniczania samoizolacji, ale tylko dla grup najbardziej odpornych (najdłużej w samoizolacji powinny pozostać osoby starsze). Trzeba jednak pamiętać, że jest to rozwiązanie ryzykowne. Koronawirus nie zniknie z systemu społecznego przez najbliższy rok, dlatego zredukowanie wymogów samoizolacji bez wcześniejszego wprowadzenia alternatywnych środków redukcji liczby zakażeń nie ma sensu i doprowadzi do dalszej ekspansji epidemii. Środkiem umożliwiającym częściowe poluzowanie izolacji może być efektywna identyfikacja osób zakażonych dzięki geolokalizacji – mapowanie tras przemieszczania się osób zakażonych i wychwytywanie tych, z którymi miały one kontakt.
– wzorem państw azjatyckich wprowadzić system śledzenia telefonów komórkowych w celu identyfikacji osób, z którymi mieli kontakt zarażeni (np. TraceTogether w Singapurze). Dzięki temu możliwe będzie przeprowadzanie bardziej precyzyjnych testów na koronawirusa oraz skuteczniejsza kwarantanna. To ważne, zwłaszcza, że przez najbliższe miesiące testy w Polsce mogą być zasobem deficytowym, a więc konieczne jest ich jak najefektywniejsze wykorzystanie;
– wprowadzić system pomocowy dla osób wykluczonych ekonomicznie oraz na to narażonych ze względu na bankructwo i bezrobocie – w grę wchodzą zapomogi lub świadczenia okresowe (tymczasowy dochód podstawowy), ponawiane do połowy 2021 r. Należy też rozważyć stworzenie systemu pozwalającego na znalezienie pracy online wraz z dofinansowaniem dla pracodawców, którzy takich pracowników przyjmą. Jeśli potrzeby fizjologiczne nie będą spełniane i wśród bezrobotnych pojawi się widmo głodu, może dojść do gwałtownego załamania się emocji społecznych (vide: Włochy);
– przygotować służby na możliwe napięcia społeczne związane z załamaniem emocji (takie załamanie może nasilić się w lecie 2020 r. w scenariuszu utrzymania do tego czasu pełnej izolacji);
– zwiększyć dostępność masek oraz innych środków ochronnych i zalecić Polakom noszenie ich poza domem (np. N95). To poprawi także dobrostan psychiczny;
– istotnie zwiększyć nakłady na wszystkie, także zdalne środki pomocy psychologicznej i psychiatrycznej (telefony, czaty), a także na monitorowanie społecznego stanu psychicznego; nieustannie komunikować chęć pomocy państwa w tym zakresie; osobne środki przeznaczyć na pomoc i doradztwo psychologiczne dla pracowników ochrony zdrowia oraz przedsiębiorców, których dotknie utrata dorobku życia;
– bardziej zdecydowanie egzekwować kary za niestosowanie się do zasad bezpieczeństwa, kwarantanny oraz samoizolacji. Służbom należy przekazać nowe uprawnienia (ograniczone czasowo do stanu epidemii i zagrożenia epidemicznego);
– wprowadzić dotkliwe i szybko egzekwowalne kary finansowe za składanie fałszywych oświadczeń o stanie zdrowia. Dzięki temu uda się zatamować kłamstwa pacjentów, w wyniku których system ochrony zdrowia ponosi ogromne straty. Należy stworzyć niepubliczny rejestr osób wprowadzających służbę zdrowia w błąd, aby personel medyczny znał ryzyko interakcji z nimi. Gdyby straty z powodu kłamstw medycznych okazywały się dotkliwsze, w ostateczności można wprowadzić upublicznienie wizerunku takich osób („public shaming” stosowany jest w krajach Azji);
– identyfikować i reagować na zdarzenia i procesy integracji oraz dezintegracji europejskiej, które w wyniku epidemii mogą istotnie przyśpieszyć;
In this time of pandemic, we need more Europe, not less https://t.co/FOLahqZRT0
— Donald Tusk (@donaldtuskEPP) April 1, 2020
Długofalowo, po 1-2 latach powinniśmy:
– stymulować rozwój pracy zdalnej – zmniejszy to rozmiary kryzysu społecznego w przypadku kolejnej epidemii czy innej konieczności samoizolacji;
– stworzyć ramy prawne i rezerwy budżetowe na wypadek konieczności tymczasowego wprowadzenia dochodu podstawowego w przyszłości;
– doskonalić narzędzia geolokalizacji i śledzenia historii przemieszczania się obywateli, równocześnie – co bardzo ważne – ograniczyć prawnie możliwość ich stosowania do stanów nadzwyczajnych;
– przygotować się politycznie i społecznie na przesunięcie w ciągu następnej dekady dyskursu o przyszłości Unii Europejskiej w stronę konserwatywną i socjaldemokratyczną;
– przygotować młode pokolenie Polaków do życia w społeczeństwie nadzoru, co w praktyce powinno oznaczać wprowadzenie zajęć z piśmienności technologicznej i odpowiedzialnego dzielenia się danymi cyfrowymi już od szkoły podstawowej;
– gruntownie dofinansować rozwój psychiatrii i opiekę szpitalną. Należy też wprowadzić szczegółowe regulacje prawne związane z zarządzaniem systemem opieki zdrowotnej na wypadek sytuacji kryzysowych, aby uniknąć kontrowersji politycznych – które w sytuacji kryzysowej doświadczanej obecnie zajmują uwagę i czas decydentów;
– zwiększyć czułość służb specjalnych na wydarzenia mało prawdopodobne, lecz występujące stale, które łatwo zaniedbać w trakcie procesów oceny ryzyka przy planowaniu strategicznym (tzw. szare nosorożce).
Dr Grzegorz Lewicki jest konsultantem ds. prognostyki oraz teoretykiem cywilizacji. Prowadzi na Facebooku stronę Global Future Studies. Współpracuje m. in. z Akademią Sztuki Wojennej i międzynarodowymi firmami konsultingowymi. Jest absolwentem London School of Economics, Maastricht University oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego.
>>> A jak wyglądałaby polska gospodarka, gdybyśmy po wojnie nie stali się „bratnim” krajem ZSRR, a państwem przechodzącym podobne przemiany gospodarcze jak Finlandia, Hiszpania, czy Grecja? Przeczytasz o tym w innej fascynującej analizie grzegorza Lewickiego, którą napisał wspólnie z Piotrem Arakiem specjalnie dla 300GOSPODARKI: Polska bez komunizmu. Jaka byłaby Polska w 2018 roku bez Stalina i Jaruzelskiego?