Giełdy w USA i Europie źle znoszą sugestię zmniejszenia skali miesięcznego skupu aktywów przez amerykańską Rezerwę Federalną. Bo rynek przywykł do tego, że największy bank centralny zapewnia mu stały dopływ pieniądza.
Spekulacje, że Fed ograniczy skalę skupu jeszcze w tym roku nasiliły się po publikacji zapisu z lipcowego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), czyli amerykańskiego odpowiednika naszej rady Polityki Pieniężnej.
Wynika z niego, że FOMC dyskutuje o tzw. taperingu (czyli odchodzeniu od luźnej polityki monetarnej) i jest duże prawdopodobieństwo, że większość jego członków się za nim opowie.
W połączeniu z innymi negatywnymi informacjami – jak ryzykiem osłabienia wzrostu gospodarczego w Chinach, czy polityką lokalnych lockdownów w Państwie Środka, które skutkują m.in. zamykaniem portów, kluczowych dla handlu międzynarodowego – wiadomości z USA ciążą rynkom akcji na całym świecie.
W czwartek najważniejsze indeksy europejskich giełda tracą, przed południem frankfurcki DAX spadał o 1,8 proc, paryski CAC-40 był o 2,8 proc. niżej, a londyński FTSE-100 o 2,1 proc.
Dyskusja stopniowym odchodzeniu od skupowania aktywów przez Fed trwa już od wielu tygodni, a zwolennicy normalizacji polityki pieniężnej mają jeden mocny argument: wzrost inflacji w USA do 5,4 proc. w lipcu, przy wielu innych sygnałach świadczących o coraz większej aktywności gospodarczej.
Tymczasem od wybuchu pandemii Fed pompuje w rynek 120 mld dolarów miesięczne, skupując różne rodzaje aktywów. To wyraźnie zwiększyło jego bilans, obecnie wartość wszystkich aktywów amerykańskiego banku centralnego przekracza 8 bilionów dolarów.
Od wybuchu pandemii bilans Fed-u się podwoił, co widać na tym wykresie:
Działania Fed nie są wyjątkiem na świecie, większość banków centralnych zdecydowała się na użycie narzędzia, jakim jest interwencyjny skup, również polski NBP.