Od 4 kwietnia na Ukrainie tamtejsi strażacy walczyli z ogniem w lasach w strefie zamkniętej wokół uszkodzonej elektrowni atomowej w Czarnobylu. We wtorek stojący na czele zarządzania kryzysowego Nikolai Czeczetkin odwołał alarm: 500 strażaków, wspomaganych przez ulewne deszcze, miało ugasić pożar.
Istnieją wątpliwości co do oficjalnej wersji. Jak donosi Süddeutsche Zeitung, zdjęcia satelitarne pokazują, że w okolicach eksplozji elektrowni jądrowej z 1986 r. w poniedziałek wielkanocny paliły się jeszcze dziesiątki tysięcy hektarów lasów.
Wątpliwości dotyczą nie tylko daty ugaszenia pożaru, ale też jego zasięgu, o czym informuje The Guardian.
O tym, że ogień wdarł się do miasta Prypeć, czyli około dwa kilometry od resztek reaktora jądrowego Unit 4 w Czarnobylu, miejsca największej katastrofy nuklearnej w historii, donosił w poniedziałek przewodnik wycieczek Jaroslav Jemelianenko. Oskarżył rząd o ukrywanie prawdy na temat pożaru.
Podobnego zdania jest członek rosyjskiego Greenpeace’u Rashid Alimov, który stwierdził, że pożary są większe niż oficjalnie się przyznaje i stanowią zagrożenie dla zdrowia.
W pobliżu dawnej elektrowni jądrowej znajdują się radioaktywne odpady, które pod wpływem pożaru mogą spowodować podwyższenie poziomu radioaktywnego promieniowania w regionie.
Z ustaleń policji ukraińskiej wynika, że pożary spowodowane zostały wypalaniem traw przez ludzi.
Czytaj:
>>> Dlaczego płonie las amazoński i co ma do tego polityka?
>>> 4 mapy, które pokazują, jak wygląda susza w Polsce