Źródłem przyszłych migracji będzie brak zasobów, z których do tej chwili mogli korzystać. Na przestrzeni najbliższych kilku lat będzie to 100-200 mln imigrantów prących ku Europie. Należy się spodziewać gwałtownej eskalacji migracji. Bardzo ważnym czynnikiem jest próba nowego podziału stref wpływów ekonomicznych w Afryce i w części Azji – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką dr Grzegorz Cieślak z Centrum Badań nad Ryzykami Społecznymi i Gospodarczymi Collegium Civitas, ekspert profilaktyki i prewencji antyterrorystycznej.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka.pl: Kryzysy gospodarcze zawsze prowadziły do zaostrzania relacji społecznych w wielu krajach. Czy pandemia i jej skutki finansowe będą wywoływać lub przyspieszać radykalizowanie się niektórych społeczeństw?
Dr Grzegorz Cieślak: Oczywiście tak, a żeby zobaczyć zakres ryzyka, trzeba widzieć większy obrazek. Pandemia nie jest pierwszym ani jedynym problemem.
Na stare konflikty będą się nakładały kolejne. Co będzie jeszcze eskalowało niebezpieczne zachowania?
U podłoża wielu ruchów radykalnych leży zmieniający się klimat. Zmiany klimatyczne są oczywistym i udowodnionym naukowo powodem, dla którego terroryzm dotknął wiele krajów Afryki, na przykład Nigerię. Bój o Libię – dla większości Polaków dość trudny do zrozumienia – nie toczy się tak naprawdę o to, kto ma rządzić po Kaddafim, tylko o to, kto będzie właścicielem ogromnych złóż wody znajdujących się pod Libią. Wiele takich konfliktów przed nami.
Zmieniający się klimat będzie napędzał wewnętrzne migracje na kontynencie afrykańskim. Ich natężenie będzie komplikować już trudną sytuację regionów. Warto to opowiedzieć na przykładzie sytuacji mieszkańców wokół jeziora Czad. Jezioro Czad zmniejszyło się blisko dziesięciokrotnie w ciągu zaledwie 15 ostatnich lat! Ludność mieszkająca wokół jeziora to rybacy i rolnicy, więc im dalej od wody się znajdowali – tzn. im bardziej woda się od nich oddalała, tym bardziej dążyli ku dużym skupiskom miejskim.
Problem w tym, że te skupiska niewiele im oferowały. Wokół nich szybko pojawiali się manipulatorzy, którzy przedstawiali im prostą wizję świata: nie jesteś winny, nie jest winny klimat, jacyś ONI ci zabrali, więc trzeba to odzyskać, i werbowali ich do organizacji stricte terrorystycznych.
Czy zmiany klimatyczne są silniejszym motorem radykalizmu niż religia, polityka?
Są bardzo ważne, bo świat zachodni na tym polu podejmuje najmniej działań. O ile z konfliktami zbrojnymi próbujemy z mniejszym lub większym skutkiem sobie radzić, o tyle do rozwiązania problemu klimatu, który niszczy tradycyjny model funkcjonowania wielu państw trzeciego świata, świat cywilizowany nie przykłada ręki.
A jeśli przykłada, to tylko, o zgrozo, pogarsza sprawę. Mam na myśli na przykład wywożenie różnego typu niebezpiecznych odpadów na kontynent afrykański i porzucanie ich w tzw. państwach upadłych.
Zachód nie przywiązuje wagi i nie podejmuje próby rozwiązania tych problemów, bo ich nie widzi, nie docenia, nie ma zasobów?
Nawet w Europie czy w Stanach Zjednoczonych nie ma zgody co do tego, jak postępować ze skutkami zmian klimatycznych, więc tym bardziej nikt nie chce zajmować się „cudzymi” problemami. Problemy gospodarcze Zachodu po pandemii jeszcze bardziej odwrócą uwagę świata od Afryki.
Nawet mimo że wiemy dzisiaj z całą pewnością, że ten problem do nas wróci. Gdy słabo wykształceni mieszkańcy najbiedniejszych regionów świata tracą jedyne źródło zarobkowania, migrują do miast, a tam znacznie bardziej prawdopodobne jest, że spotkają kogoś, kto ich zrekrutuje do organizacji terrorystycznych niż że będzie to ktoś, kto im zagwarantuje pracę.
Pierwotnym źródłem migracji będzie brak zasobów, z których do tej chwili mogli korzystać, ale wtórnym, bardzo blisko położonym od pierwotnego, będą konflikty zbrojne, które będą wybuchać na tle braku możliwości korzystania z tych zasobów.
ONZ mówi dziś o 40 czy 50 milionach ludzi, którzy wyszli z domów i nie zamierzają do nich wracać. Na przestrzeni najbliższych kilku lat będzie to 100-200 mln imigrantów prących ku Europie. Należy się spodziewać gwałtownej eskalacji migracji.
Czy istnieje schemat, że im biedniejszy kraj, tym szybciej następuje w nim eskalacja konfliktów i radykalizowanie się społeczeństwa?
Na pewno fakt, że kraj jest ubogi ekonomicznie powoduje, że łatwiej dochodzi do tego typu procesów. Nie należy jednak przyjmować takiej oczywistej ścieżki – że biedny kraj równa się konflikt. Elementem decydującym jest geopolityka – to, jakie interesy będą chcieli osiągać np. gracze regionalni o bardzo silnej pozycji, jak chociażby Iran czy Arabia Saudyjska. W skali globalnej to gracze raczej drugoligowi, ale na swoim terenie, w makroregionie, są w stanie konflikty zarówno rozpętać, jak i wygasić.
Bardzo ważnym czynnikiem jest próba nowego podziału stref wpływów ekonomicznych w Afryce i w części Azji (geograficznie Syria leży w Azji). W tym nowym podziale udział chce wziąć także Federacja Rosyjska, która na obszarze syryjskim zaczyna być w coraz bardziej oczywistym konflikcie z Turcją. Obie strony posługują się prywatnymi armiami i to jest następny problem, o którym świat mówi za mało. Bo prywatne armie to najemnicy, którzy w rozumieniu prawa międzynarodowego posługują się terroryzmem.
Paradoksalnie, często do władzy, jak kilka lat temu Huti w Jemenie, dochodzą grupy niezdolne do jej sprawowania. Nie mogą, a częściej nie chcą wygenerować na przykład systemu bezpieczeństwa, który będzie wspierać rodzącą się lub odradzającą turystykę.
Dlaczego?
Ponieważ chcą podtrzymywać konflikt – to najemnicy, a najemnicy nie potrafią żyć z niczego innego niż konflikt. Zasoby, na których można by było odbudować gospodarkę będą się kurczyć, a więc kraj będzie w coraz większym klinczu, coraz bardziej podatny na kolejne konflikty.
Jak paraliż turystyki przełoży się na życie w krajach, dla których ta branża stanowi ważną część systemu gospodarki, jak Egipt czy Tunezja? Wiadomo, że branża wróci na swoje tory nie wcześniej niż w przyszłym roku…
O nie! Nie sądzę, żeby to był przyszły rok, ani nawet jeszcze kolejny.
Dla takich krajów jak Tunezja i Egipt to ogromny problem. W obu krajach, w zależności od tego, czy liczy się tylko hotele, czy także cały łańcuch dostaw i usług, turystyka generuje od 7 do nawet 20 proc. PKB. Niemała część osób zatrudnionych w turystyce w obu tych krajach pracuje na czarno. Nie jest to więc uwzględnione w oficjalnych statystykach. Łatwo sobie wyobrazić, jak spada poziom ich życia, gdy hotele stoją puste.
W tle bieżących wydarzeń mają zaś miejsce równie poważne zjawiska niezwiązane z epidemią koronawirusa, ale bezwzględnie wpływające na te kraje.
Po arabskiej wiośnie, gdy upadli tyrani, do władzy doszły słabe rządy, które szybko straciły kontrolę na rzecz Al-Kaidy, a z czasem Państwa Islamskiego. Żeby walczyć po stronie Państwa Islamskiego z Tunezji wyjechało 3-3,5 tys. ludzi, głównie młodych. Zakłada się, że połowa z nich zginęła. Wielu, którzy przeżyli, chce wracać – to tzw. fala blow-back, czyli powroty z terenów ogarniętych konfliktami.
Według danych wywiadowczych, do których naukowcy mają dostęp ok. 1000 takich osób deklaruje chęć powrotu, zaś Tunezja kompletnie nie jest gotowa, żeby odeprzeć jakiekolwiek agresywne czy radykalne działania z ich strony.
Dlaczego zakłada się ich radykalne działania skoro wracają do własnych domów?
Pomimo zmęczenia wojną jakaś część z nich będzie skłonna do podejmowania radykalnych działań z bardzo prozaicznego powodu – brak pracy, brak zajęcia. To nie jest tak, że rodzina tylko czeka, by zaoferować im miejsce w domu i stanowisko pracy. Bardzo często te osoby zasilą i tak już całkiem sporą grupę bezrobotnych.
W dodatku będą znajdować się w obszarze zainteresowania lokalnych służb, a to bardzo często powoduje szybką radykalizację, nawet jeśli ktoś nie był wcześniej skłonny do wiązania się z takimi ugrupowaniami.
Dlaczego Tunezja nie będzie w stanie takich działań odeprzeć?
Tunezyjski rząd ma stosunkowo słabe służby policyjne i słabe służby specjalne. Władza (kontrolująca hotele) i siły porządkowe czy służby nie współpracują ze sobą. Przynajmniej od siedmiu lat nie ma tu współdziałania, na jakie byśmy liczyliśmy w momencie zagrożenia.
W branży turystycznej ryzyka od dawna są niedoszacowane. Biura podróży o opinie na temat poziomu bezpieczeństwa prosiły własnych rezydentów.
Jest jeszcze jedna grupa radykałów, których nazywam roboczo „utknięci” – to ci, którzy porzucili swoje kraje, dali się wyszkolić do działań dla potrzeb Państwa Islamskiego i chcieli np. jechać wyzwalać Rakkę, ale ta w międzyczasie upadła. Nie mają dokąd pojechać, nie ma ich kto przewieźć. Utknęli ze swoimi radykalnymi poglądami, ale i z otwartymi kontaktami międzynarodowymi.
Na tego typu struktury bardzo łakomym wzrokiem patrzą zaś ci, którzy chcą sytuację w danym kraju destabilizować dla jakichś własnych celów politycznych – i tu znów pojawia się Rosja czy Iran, które wykorzystują tego typu kontakty.
Czy Egipt różni się od Tunezji, jeśli chodzi o wewnętrzne konflikty i o model radykalizowania się?
Egipt nie uniknął fali blow-back i już ma z nią ogromny problem. Różni się za to od Tunezji o niebo sprawniejszymi służbami. Władze w Egipcie są też dużo bardziej radykalne. Jeszcze kilka lat zaskakiwały nas na przykład masowe aresztowania czy nawet egzekucje na osobach podejrzewanych o terroryzm.
Czy autorytaryzm władzy nie wywoła w końcu kolejnych fal buntu społecznego?
Wiadomo, że na przestrzeni kilku następnych lat z więzienia zaczną wychodzić osoby zatrzymane na fali aresztowań po arabskiej wiośnie. Zaczną też dorastać dzieci tych, którzy ponieśli śmierć w wyniku przejęcia rządów przez obecną władzę. A czynnik zemsty, inaczej niż w Europie, w Egipcie ma duże znaczenie i może zadziałać destabilizująco.
Egipt bierze także udział w konfliktach zbrojnych na obszarze całego regionu, wspiera koalicje, które walczą z terroryzmem. Nie ma więc gwarancji, czy w którymś momencie, w perspektywie pięciu lat, Egipt sam nie stanie się areną działań.
Te scenariusze są brane pod lupę od wielu lat. Nałóżmy na nie teraz scenariusz nowy – po pandemii.
Wszystkie plany związane z rozwojem turystyki, a przez to także gospodarek wielu krajów, legły w gruzach. Nawet gdyby wkrótce otwarto granice, to tąpnięcie w gospodarce ochłodzi plany wyjazdowe milionów ludzi, którzy przez najbliższy rok czy dwa nie będą myśleć o wakacjach, a jeśli już, to możliwie niskobudżetowych. Nawet najbogatsze państwa europejskie będą musiały decydować, które branże wspierać najpierw. W wielu krajach to nie będzie turystyka.
A w takiej sytuacji równie ważną rolę, co rzetelna informacja będą grały fake newsy przekonujące np. o wysokim ryzyku wyjazdu w dane miejsce – ryzyku terrorystycznym, epidemiologicznym czy jeszcze innym. Dobrze sprokurowana plotka wysłana w świat internetem może zrobić wybranej gospodarce więcej krzywdy niż rzeczywiste zagrożenie epidemią.
W czyim interesie to leży?
Choćby konkurentów z branży z innych krajów. Druga grupa to gracze znacznie groźniejsi, którzy w ten sposób osiągają cele polityczne. Jeżeli konflikt Turcji z Rosją będzie się zaogniał, to nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że Federacja posłuży się takim narzędziem, ponieważ robi to codziennie, także w sprawie pandemii.
Czy Turcja, jeżeli chodzi o turystykę, będzie miała ten sam problem, co inne popularne kierunki?
Bardzo lubiana przez Polaków Antalia – środkowe południe Turcji – to są hotele, których właścicielami w dużym stopniu są Kurdowie. A Kurdowie są w konflikcie z prezydentem Erdoganem. Władze Turcji obawiają się też, że Kurdowie będą chcieli uzyskać większą autonomię albo nawet niepodległość na terenach Iraku czy Syrii.
Zdarzały się więc aresztowania i oskarżenia o przynależność do grup terrorystycznych osób, które sprawują kierownicze funkcje lub wręcz są właścicielami hoteli. Ale to dotyczy niedużych regionów.
To, co musimy brać pod uwagę, to fala emigracyjna, którą sytuacja gospodarcza po pandemii może jeszcze wzmocnić. Brak współpracy Turcji i Unii Europejskiej w tej sprawie może się skończyć wprowadzeniem stanu wyjątkowego w Turcji – Erdogan musi być twardym graczem przed własnym elektoratem. To wpłynęłoby na turystykę, na przykład na możliwość swobodnego przemieszczania się, lądowania samolotów z turystami, wykorzystania infrastruktury itp.
A jak trudniejsze warunki rynkowe po pandemii zaostrzą walkę o wpływy gospodarcze na świecie między Chinami a krajami Zachodu? W Afryce, gdzie Chiny już mają silną pozycję, ale także i w samej Europie. Kilka dni temu Niemcy wprowadziły zakaz kupowania spółek, żeby zablokować chińskie plany przejęć firm osłabionych skutkami pandemii.
W Afryce problemem nie są Chiny, lecz działania Rosji, która na obszarze Afryki utrzymuje dziś kilkudziesięciotysięczną armię najemników, pracującą dla bardzo wielu stron politycznych. To niebezpieczna gra, która może skutkować konfliktami i znacząco uderzać w ekonomię tych państw.
Gdy konflikt trwa między rządami danych krajów, to istnieją mechanizmy mediacji – ONZ, różnego rodzaju spotkania na forum międzynarodowym itp. W momencie, kiedy tego typu konflikty będą rozstrzygać podmioty pozarządowe, nie będzie to możliwe, a w zasadzie będzie zupełnie poza kontrolą. I nie chodzi tylko o sam proces, ale także o etap po ewentualnym zakończeniu konfliktu.
Sięgnę po przykład bliższy Polsce. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby dzisiaj pan prezydent Putin był uprzejmy powiedzieć, że w Doniecku już osiągnął wszystkie cele polityczne i ci, którzy tam walczą, mają zaprzestać walk. Przecież ci ludzie popełnili przestępstwa, które się nie przedawniają. Od państwa ukraińskiego ciążą na nich zarzuty o terroryzm. Na taką propozycję mogą odpowiedzieć wyłącznie: nie. Dla nich jedyne wyjście to ciągnąć te działania. I takich miejsc na świecie jest mnóstwo.
Chińskie przejęcia to inny problem. W tej chwili większość rządów europejskich ma już świadomość, że znaczna część rynku po prostu zbankrutuje, a to znaczy, że firmy będą niezwykle łatwe do przejęcia dla kogoś, kto je zasili jakąkolwiek gotówką. Kwestie nacjonalistyczne, polityczne, a nawet etyczne przestają mieć znaczenie, gdy nie ma z czego wypłacić pensji i zapłacić za prąd.
Mądre rządy, które dbają o swoją gospodarkę muszą już teraz mieć plan, co zrobić, żeby ta gospodarka w sposób niekontrolowany nie zmieniła nagle właściciela. Niemieckie działania to próba uchronienia się przed monopolizacją różnych sektorów realizowaną tylnymi drzwiami.
POLECAMY TAKŻE:
>>> Co Ray Dalio, najlepszy inwestor w historii, mówi o pandemii koronawirusa?