Polska już nie tyle stepowieje, co wysycha. W efekcie możemy mieć problemy nie tylko z cenami warzyw, ale i z produkcją wodoru, na którego rozwój liczy wiele branż. Żeby zaradzić problemowi, musimy przede wszystkim zmienić stosunek do wody, mówi 300Gospodarce ekspert WWF Polska Mikołaj Troczyński.
Stepowienie zaczęło się w Wielkopolsce jeszcze w XVII wieku. Wówczas było skutkiem zaburzenia stosunków wodnych – pogłębiano i regulowano rzeki, by dostosować je do żeglugi – i wycinania lasów. Na to w późniejszym okresie nałożyła się zmiana klimatu
– Dziś pojęcie stepowienia wychodzi z użycia. To, co jeszcze 10-15 lat temu było nazywane w Polsce stepowieniem, w tej chwili jest przejęte przez suszę, przez zmiany wywołane przez globalne ocieplenie – mówi Mikołaj Troczyński.
Problem pojawił się w erze przemysłowej, ale tak naprawdę przełom nastąpił w latach siedemdziesiątych XX wieku. To wtedy ludzkość zaczęła konsumować rocznie więcej niż wynoszą odnawialne w ciągu roku zasoby planety.
Polskie niedobory wody
Polska ma specyficzne warunki, ponieważ w porównaniu z resztą Europy mamy stosunkowo małe opady deszczu i jedne z najmniejszych zasobów wodnych na mieszkańca. Dlatego była jednym z krajów, które jako pierwsze naszej szerokości geograficznej zaczęły odczuwać skutki suszy.
– Kraje południa Europy były nie tyle bardziej przyzwyczajone, co lepiej przygotowane do problemów z wodą. Zjawisko okresowej suszy było tam częstsze i wynikało z samych uwarunkowań klimatycznych regionu śródziemnomorskiego, ale obecnie ten problem się znacznie zaostrzył – tłumaczy ekspert.
Czytaj także: Najgorsze lato w historii: rekordowe upały, susza i pożary. Oto mapa zmian klimatu w Europie
Zmiana następuje gwałtownie, a w Polsce jeszcze nałożyła się na sposób gospodarowania wodą, który dominował po II wojnie światowej.
– Melioracja dosłownie oznacza ulepszanie. Tymczasem w Polsce melioracja prowadziła do odwodnienia terenów rolniczych, łąk i mokradeł. U nas to było po prostu osuszanie. Słysząc to określenie nie myślimy o nawadnianiu czy o retencjonowaniu wody, tylko o drenażu. Takie melioracje powodują, że mamy bardzo duży problem z zatrzymaniem wody opadowej – mówi Mikołaj Troczyński.
Można powiedzieć, że klimat śródziemnomorski “przesuwa się na północ” ze wszystkimi tego konsekwencjami. W Polsce opadów nie jest dużo mniej niż w ubiegłym wieku, tylko te opady inaczej się rozkładają. Zimą jest sucho. W lutym i marcu, kiedy powinien leżeć śnieg, gleba jest odkryta.
– To, co powinno spadać w postaci śniegu, leżeć i powolutku wsiąkać w glebę, spada w postaci deszczu, spływa do rowów i odpływa do Bałtyku w ciągu kilku dni. Śnieg powinien leżeć kilka miesięcy albo kilkanaście tygodni przynajmniej, żeby woda mogła przesiąknąć do głębszych warstw. Wsiąkanie wody w glebę jest procesem powolnym – wskazuje Mikołaj Troczyński.
Płytkie nawodnienie
Gleba może się więc wydawać wilgotna, jednak dotyczy to tylko wierzchniej warstwy. Głębsze warstwy są suche a to powoduje, że systematycznie obniża się poziom wód gruntowych do tego stopnia, że od kilku lat występuje w Polsce zagrożenie suszą hydrogeologiczną. To najwyższy stopień suszy.
– Do suszy rolniczej już się przyzwyczailiśmy. W latach sześćdziesiątych występowała co pięć lat, w osiemdziesiątych – co dwa lata, a po 2010 roku już praktycznie co rok – mówi ekspert.
Susza hydrogeologiczna to inne, długotrwałe zjawisko. Nie odwróci się tego stanu przez jeden rok, nawet gdyby padało ciągle. W Polsce nie jesteśmy do tego przygotowani.
Droższe warzywa i mniej sosnowych lasów
Skutki suszy widać już od wiosny w rolnictwie. To jest okres, kiedy rośliny ozime powinny się rozkrzewiać, a wschodzić powinny zasiewy jare. Tymczasem w glebie brakuje wody.
– Dodatkowo jest mniej dni pochmurnych, a więcej słonecznych. To powoduje z jednej strony np. wzrost produkcji z fotowoltaiki, ale też bardzo szybkie wysuszenie gleby. Nasila się też wietrzność, jeszcze przyspiesza parowanie wody – mówi ekspert.
Skutkiem problemów rolnictwa jest oczywiście wzrost cen. W pierwszej kolejności będzie on dotyczył warzyw. To najbardziej wymagające rośliny, jeśli chodzi o uprawę i nawodnienie, ale obniżą się również plony zbóż, które trudno podlewać.
Kolejny problem to mniej wody w rzekach. Widać to na przykładzie katastrofy ekologicznej na Odrze. Prawdopodobnie przez wiele lat odprowadzano do rzek iduże ilości zasolonej wody , jednak w ostatnim roku było za mało słodkiej wody, która mogłaby solankę rozcieńczyć.
Polecamy: Ciepłe zimy, wczesne wiosny i wyższe temperatury. Klimatolog mówi, co nas czeka [WYWIAD]
– Susza przyczynia się do uszkodzenia drzewostanów, zwłaszcza sosnowych. Leśnicy donoszą że sosna jest w coraz większych kłopotach w Polsce. Może się okazać, że sztandarowe polskie drzewo będzie znikać z naszych lasów. Ten proces już się rozpoczął dla świerka – mówi też Mikołaj Troczyński.
Efektem jest też to, że rodzime gatunki są bardziej podatne na choroby i pasożyty. W większym nasileniu będą atakować patogeny roślin uprawnych czy drzew. Ponieważ pojawiają się warunki, pozwalające przeżyć organizmom które mroźna i śnieżna zima do tej pory eliminowała można spodziewać się także zagrożenia dla ludzi i zwierząt. To choćby obce gatunki kleszczy czy komarów wraz z chorobami, które przenoszą (jak np. malaria).
Ciśnienie w rurach i problem w wodorem
– To co będziemy obserwować w najbliższych latach, to powtarzające się niedobory wody, w pierwszej kolejności do podlewania ogródków. Takim problemom dość łatwo można zaradzić, bo na każdy dom średniej wielkości w Polsce rocznie spada ponad 50 metrów sześciennych wody, którą teraz często odprowadza się do kanalizacji burzowej – dodaje ekspert.
Tę wodę deszczową można magazynować i wykorzystać w ogrodzie albo do celów technicznych w gospodarstwie domowym. WIększym problemem może zbyt niskie ciśnienie w wodociągach.
– Jest jeszcze jeden aspekt związany z wodą, o którym warto wspomnieć. Dużo się słyszy w tej chwili i o wykorzystaniu wodoru w transformacji energetycznej. Warto też wziąć pod uwagę, że wodór jest produkowany z wody. Na 1 kilogram wodoru potrzeba 9 litrów wody do elektrolizy – zauważa Mikołaj Troczyński.
Jak sobie radzić z problemem?
Sposoby radzenia sobie z suszą powinny iść w dwóch kierunkach. To z jednej strony odchodzenie od paliw kopalnych, by powstrzymać zmianę klimatu. Druga kwestia to adaptacja do zachodzących zmian. Polska może wykorzystać rozwiązania znane w suchszych rejonach świata od lat – oszczędzanie i magazynowanie wody.
Na pierwszym miejscu powinno być również oszczędzanie i niemarnowanie innych zasobów. Każdy produkt, który wyrzucamy do śmietnika to ileś litrów wody i pewna ilość energii.
– Przede wszystkim musimy jednak zmienić spojrzenie na gospodarkę wodną. Trzeba wodę cenić bardziej, nie traktować jej jako utrudnienie tylko jako cenny zasób. Trzeba myśleć, jak dobrze wykorzystać to co nam spada z nieba za darmo – mówi ekspert.
Dziś deszczówkę odprowadzamy do kanałów a wydobywamy nieodnawialną wodę z zasobów podziemnych.
Przeciw suszy i powodzi
– Ochrona przed suszą ma też aspekt przeciwpowodziowy ponieważ struktura opadów się zmieniła. Opady, które kiedyś spadały stopniowo przez trzy tygodniu, dziś spadają na przykład w trzy godziny – dodaje Mikołaj Troczyński.
Deszcze nawalne nie tylko powodują podtopienia, ale też wypłukują materię organiczną i składniki mineralne z gleby. Do tego dochodzi erozja wiatrowa. Na zaoranych glebach widać czasem burze pyłowe – wywiewają one to, co jest najcenniejsze w glebie.
– Sposób gospodarowania gruntem jest bardzo istotny. Ważne jest, żeby zachować okrytą glebę. Można w tym celu stosować poplony czy siewki. Także dbać o bioróżnorodność również w okolicy pól i na polach, nie stosować monokultury na dużych obszarach przez wiele lat po sobie – wyjaśnia ekspert. Jednym z najlepszych sposobów na ochronę gleby i zatrzymanie wody jest zalesienie.
Co ciekawe, takie ekologiczne metody w rolnictwie stosował już w połowie XIX wieku w Wielkopolsce Dezydery Chłapowski. Opublikował on podręcznik rolnictwa, w którym promował płodozmian, nawożenie organiczne i stosowanie zadrzewień śródpolnych.
– Również w urbanistyce można wprowadzić zmiany, jeśli chodzi o zieleń, tak zwane ogrody deszczowe czy zagospodarowanie wody opadowej. Samą strukturę zabudowań można też zaprojektować tak, żeby nie tworzyły się wyspy ciepła – mówi Mikołaj Troczyński.
– Najlepszym magazynem wody są głębsze warstwy gruntu, kilka metrów pod ziemią. To dlatego, że woda jest tam chroniona przed parowaniem i nie może szybko odpłynąć. Za to może podsiąkać ku górze i jest dostępna dla korzeni roślin – podkreśla.
Jednym ze sposobów wykorzystania wody z głębszych warstw jest uprawa roślin głębiej korzeniących się. To na przykład niektóre rośliny uprawne, jak lucerna, ale też drzewa i krzewy które które mają głębszy system korzeniowy. Aby poprawić kondycję trawników można wsiewać w murawę mikrokoniczynę. To roślina bobowata, która pobiera azot z powietrza. Trafia on do gleby, gdzie skorzystać z niego może też trawa.
Złym pomysłem jest na pewno regulowanie i pogłębianie rzek, a także budowanie na nich przegród.
– Regulacja brzegów bardzo ogranicza potencjał rzeki do samooczyszczania. Poza tym wyprostowanie i umocnienie brzegów bardzo utrudnia kontakt wód rzeki z wodami gruntowymi. W związku z tym zmniejsza się działanie przeciwpowodziowe i przeciwdziałanie suszy – wyjaśnia Mikołaj Troczyński.
Polecamy także:
- Dziesięć boisk na minutę. W takim tempie świat traci lasy, mimo politycznych deklaracji
- Ziemia się ociepla i wysycha. Kryzys wodny to także nasza odpowiedzialność [RECENZJA]
- Ciepło, gorąco, skwar: katastrofa klimatyczna nie ominie Polski. Oto scenariusze
- Upały, susze, powodzie. Ekstremalne zjawiska pogodowe zabiły tysiące Europejczyków
- Susza uderza uderza w rolnictwo. Warzywa mogą być jeszcze droższe
- Susza już tu jest. Brak opadów to zagrożenie dla rolnictwa i dla lasów
- Susza najgorsza od czterech dekad. Afryka drastycznie odczuwa zmiany klimatu [WYWIAD]