Wenezuela to memento dla całego cywilizowanego świata, którego ten kraj był kiedyś częścią, przekonuje Tomas Forro w książce „Gorączka złota. Jak upadała Wenezuela”. Nieumiejętne korzystanie z naturalnych bogactw, nieudolne władze i duża przestępczość sprawiły, że ten kraj znalazł się na samym dnie.
Tomas Forro, słowacki reporter zajmujący się kryzysami politycznymi i konfliktami zbrojnymi na całym świecie, postanowił sprawdzić, jak to się stało, że Wenezuela, czyli kraj bogaty w złoża ropy i złota, nie jest w stanie związać końca z końcem.
Jak relacjonuje autor, jeszcze w 2007 r. Wenezuela, dzięki wysokim cenom ropy, przeżywała czas prosperity. Kiedy ceny ropy spadły, kraj mógł teoretycznie ratować gospodarkę przez zwiększenie wydobycia tego surowca. Ale zacofany wenezuelski przemysł nie był w stanie tego zrobić. Wydobycia ropy nie udało się zwiększyć, nie mówiąc już o jej przetwarzaniu.
Wenezuela, kraj z tak dużymi zasobami, znalazł się na łasce i niełasce wierzycieli. Zaraz po śmierci Hugo Chaveza, prezydenta Wenezueli w latach 1999-2013, chińskie pożyczki osiągały wartość 50 mld dolarów. Prezydent Nicolás Maduro w 2013 i 2014 r. powiększył ten dług o kolejne 17 mld USD.
Pożyczone pieniądze w dużej części przepadły przez korupcję i nieefektywne rządzenie.
Jak nie ma pieniędzy, to trzeba je dodrukować
Brak pieniędzy próbowano ratować ich dodrukowywaniem. W 2011 r. państwowa drukarnia papierów wartościowych w pobliżu Caracas zmodernizowała linie do produkcji banknotów, dzięki czemu mogła ich drukować dwa razy więcej, ale po kilku latach to także nie wystarczyło. Cztery lata póżniej Wenezuela musiała drukować swoją walutę również w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. Doprowadziło to do ogromnej inflacji i nieustannych podwyżek cen.
Jednak dla Maduro najważniejszym problemem było to, że generałowie, od których zależało jego przetrwanie (to wojsko tłumiło protesty na ulicach i wiece opozycji oraz rozpędzało głodne tłumy spod sklepów pałkami, gazem łzawiącym lub ostrą bronią), chcieli nie tylko władzy, ale i pieniędzy. A ponieważ nie było zysków z ropy, rządowi urzędnicy i dowódcy armii zwrócili uwagę na złoto.
Walki o złoto
Największe złoża złota znajdowały się tam, gdzie siedziby rdzennych mieszkańców. Jednak Maduro, który głosił ideologię sprawiedliwości społecznej, krytykował kapitalizm i mówił o szacunku dla człowieka, w tym dla Indian, nie mógł tak po prostu odebrać im złota. Zaczął współpracować z przestępczymi bandami, które terroryzowały Pemonów i zabierały im kopalnie a tym samym środki do życia (podobny los spotkał setki tysięcy pozostałych obywateli kraju).
Rozruchy wewnętrzne w kraju wykorzystały także kolumbijskie bojówki, które nie dość, że okradały miejscową ludność, to jeszcze walczyły między sobą. Rodzinna Kolumbia rozprawiła się z nimi. W Wenezueli one nie tylko odzyskały siły, ale je zwielokrotniły. Wenezuelski rząd pozwolił im stanąć na nogi, bo sami urzędnicy czerpali korzyści np. z przemytu narkotyków, a tym partyzanci z ELN się między innymi zajmowali.
Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!
– Wenezuela uczy nas, że do głębokiego upadku całego kraju nie jest potrzebna niszcząca wojna ani żadna wielka katastrofa żywiołowa. Może on przebiegać stopniowo, pełzająco, kiedy przez dłuższy czas nie rozwiązuje się – albo źle się rozwiązuje – standardowych problemów czy kryzysów. Kiedy ignoruje się zagrożenia i szuka się zbyt prostych wyjść. Wenezuela nie potrafiła właściwie obchodzić się z własnymi bogactwami i utraciła możliwość korzystania z nich – podsumowuje Tomas Forro.
Co będzie dalej? Autor zauważa, że wenezuelskie społeczeństwo żyje w niedostatku i zachowuje się zgodnie z logiką takiego stanu rzeczy.
– Mózg zatruty chroniczną biedą i niedostatkiem jest opętany pragnieniem zaspokojenia natychmiastowych potrzeb tu i teraz. Nie zajmuje się planowaniem dalszej przyszłości – pisze Tomas Forro.
Kraj nie potrafi wydobyć się z tej sytuacji i na dodatek wciąż ją pogarsza. Zamiast jednoczenia się i wspólnych inicjatyw prowadzących do przemian, mamy tu do czynienia z rozpadem i rezygnacją.
Niebezpieczeństwo na każdym kroku
Tego wszystkiego i o wiele więcej dowiadujemy się z najnowszej książki Tomasa Forro „Gorączka złota. Jak upadała Wenezuela”. Autor pokazuje upadek tego kraju z perspektywy zwykłych ludzi. Stara się ocenić ich obiektywnie. Kiedy orientuje się, że jeden z Pemonów okazał się złodziejem, nie ukrywa tego. Nie wybiela Indian za wszelką cenę. Próbuje zrozumieć i wyjaśnić motywy postępowania wojskowych i bandyckich gangów, jednocześnie nie usprawiedliwiając dokonanych przez nich zbrodni.
Opisuje swoje codzienne życie w miejscu, w którym brakuje dosłownie wszystkiego a każde wyjście na ulicę w najlepszym przypadku kończy się utratą resztek pieniędzy, w najgorszym śmiertelnym pobiciem. Wiele ryzykuje. Doświadcza na własnej skórze, jak nieludzko traktuje się miejscową ludność. Udaje mu się wyjechać z Wenezueli na dosłownie chwilę przed zamknięciem granic z powodu Covid-19.
Książka jest logicznie uporządkowana. Mimo wielu wątków i retrospekcji (Forro odwiedzał Wenezuelę także przed kryzysem) udało się wszystko połączyć w zajmujący, chociaż smutny i przygnębiający reportaż.
To też może Cię zainteresować:
- Bloomberg Misery Index: rekordowy „awans” USA, Wenezuela najgorszym krajem do życia
- Wenezuela chce sprzedawać ropę w lokalnej kryptowalucie
- Wenezuela ma pierwszy bitomat
- 300SEKUND: Koniec niemiecko-francuskiego tandemu, Westminster w chaosie, Wenezuela w ciemnościach