Ukraińskie rolnictwo nie będzie problemem w przyjmowaniu Ukrainy do Unii Europejskiej. Względy geopolityczne i potrzeba wzmocnienia Unii Europejskiej, w tym zapewnienia jej bezpieczeństwa żywnościowego, przemawiają za tym, żebyśmy jak najszybciej, najwcześniej, jak to jest możliwe, przyjęli Ukrainę do UE – mówi Janusz Wojciechowski, unijny komisarz do spraw rolnictwa.
Martyna Maciuch, 300Gospodarka: Chciałabym zacząć od pytania, zajmującego obecnie wiele osób w różnych krajach – czy w związku z wojną w Ukrainie grozi nam kryzys żywnościowy?
Janusz Wojciechowski: Myślę, że kryzys żywnościowy w krótkim czasie nam nie grozi, dlatego że Europa – i Polska również – mają wysoki poziom produkcji własnej żywności. Nie mamy więc powodów do paniki w związku z tą sytuacją, dzięki dużej samowystarczalności UE.
Natomiast, oczywiście, rosyjska agresja powoduje duże perturbacje na światowym rynku żywnościowym. Rosja, ale zwłaszcza Ukraina, jest dostawcą zbóż na rynki światowe. Bliski Wschód i Afryka są mocno uzależnione od dostaw zbóż właśnie z Ukrainy. Unia Europejska w pewnym stopniu też. Jeśli chodzi o pasze, to nawet 52 proc. importu kukurydzy, ok. 19 proc. importu pszenicy i 23 proc. importu nasion oleistych do UE na pasze to jest właśnie import z Ukrainy. Ten import został teraz zablokowany.
Brak dostaw z Ukrainy wywoła napięcia na rynkach światowych. Do tego dochodzi jeszcze Rosja, która na własne życzenie też wyłącza się z handlu światowego. Te dwa kraje są eksporterami łącznie 30 proc. światowego eksportu zbóż.
Jakie narzędzia ma UE, by ograniczyć skutki zahamowania tego eksportu?
Podejmujemy starania, żeby pomóc Ukrainie w eksporcie – właśnie poprzez Polskę. Głównym kierunkiem eksportu były dla Ukrainy porty Morza Czarnego. To przez nie Ukraina wysyłała w świat 82 proc. swojego eksportu zbóż. Ten eksport został zablokowany i trzeba pomóc Ukraińcom w znalezieniu alternatywnego kanału wysyłki. I to robimy. Jestem w kontakcie z rządem polskim w tej sprawie.
I to jest ważny sygnał. Nie grozi nam głód, nie grozi nam brak żywności w Europie w jakimś krótkim czasie. Ale musimy bardzo wzmocnić nasz system żywnościowy i to szybko – żeby w przyszłości podobny kryzys rzeczywiście nie doprowadził do sytuacji, w której brakuje żywności. Bezpieczeństwo w tej sferze musi stanąć obecnie na pierwszym planie. I ostatnie decyzje KE do tego zmierzają.
Komisja ogłosiła w ubiegłym tygodniu strategię z krótko i długoterminowymi działaniami, które mają zrównoważyć skutki trwającej wojny dla rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego na świecie. W tym jest pozwolenie na uprawę na terenach odłogowanych dla unijnych rolników. Czy dysponują państwo szacunkami, w jakiej skali rolnicy mogą podjąć takie dodatkowe uprawy?
Szacunków, ilu rolników to zrobi to nie mamy, bo to indywidualne decyzje każdego rolnika. Natomiast wiemy, o jaką powierzchnię mogą się zwiększyć uprawy w UE – to jest ok. 4 mln ha. Tyle wynosi powierzchnia gruntów, które podlegają wyłączeniu z produkcji bądź istotnym jej ograniczeniom. Czasowo od tego odstępujemy po to, żeby na tych terenach, gruntach obowiązkowo odłogowanych, mogła być prowadzona produkcja rolnicza.
To jest ściśle związane z sytuacją wojenną i ograniczeniem importu. 4 mln dodatkowych hektarów oznacza, że plony zbóż mogą być większe o 20, 30 mln ton. Oczywiście nie wszystkie te obszary będą produkować, więc może to będzie mniejsza skala, ale dajemy rolnikom taką możliwość.
To będzie ważne w krótkim okresie, ale podejmujemy też i inne decyzje, jak uruchomienie rezerwy finansowej ze wspólnej polityki rolnej na pomoc rolnikom, zwłaszcza tym, którzy są dotknięci tą sytuacją. To jest 500 mln euro plus dofinansowanie krajowe, które może wynieść nawet miliard euro. Łącznie to więc 1,5 mld na pomoc dla rolników.
Zgodziliśmy się też jako Komisja na udzielanie im pomocy krajowej, to m. in. sprawa nawozów w Polsce, dzięki której rolnicy będą mogli otrzymać pomoc w związku z drastyczną podwyżką cen nawozów. Wprowadziliśmy również interwencję na rynku wieprzowiny, bo tam od długiego czasu panuje sytuacja kryzysowa. Ostatnio się poprawia, ale za mało. Rolnicy byli zmuszeni sprzedawać świnie poniżej kosztów produkcji, więc prywatne przechowalnictwo, płacenie za pozostawienie w chłodniach, niedostarczanie zbyt dużych ilości na rynek – ten instrument stosujemy. I to powinno poprawić sytuację w rolnictwie w tym krótkim czasie.
No, a w długim czasie musimy myśleć, jak rolnictwo wzmocnić. Myślę, że zrównoważenie produkcji rolnej to jest dobry kierunek, czyli wspieranie małych i średnich gospodarstw. Bo te wielkie fermy są bardzo narażone na ataki, co dobrze widać na Ukrainie. Minister rolnictwa Ukrainy mówił o tym, że są atakowane wielkie fermy hodowlane – np. fermy drobiu pod Chersoniem zostały zaatakowane i zniszczone. Bezpieczeństwo żywnościowe musi się więc opierać na rozproszonym rolnictwie, opartym o małe i średnie gospodarstwa rodzinne. To jeden z wniosków.
Oprócz tego, musimy być mniej zależni od zewnętrznych dostaw, między innymi nawozów. Tu jest miejsce dla rolnictwa opartego na własnych nawozach naturalnych, oborniku, tego typu technikach rolniczych, które sprawiają, że rolnictwo jest bardziej niezależne od zewnętrznych dostawców. Do tego krótkie łańcuchy dostaw, a więc produkcja dostarczana na lokalne rynki.
A co z inną zapowiedzianą polityką, dotyczącą ograniczenia stosowania pestycydów? Stowarzyszenia rolnicze postulują odłożenie jej na później. Czy jest już decyzja, kiedy kwestia z ograniczaniem użycia tych środków ochrony roślin zostanie podjęta?
Nie, właśnie decyzji nie ma i rozpatrzenie tej sprawy zostało świadomie przesunięte na późniejszy termin, bo teraz mamy sytuację kryzysową. Teraz mamy jeszcze w agendzie plany strategiczne państw członkowskich. One są na razie niezatwierdzone, dopiero są w trakcie oceny, więc sprawy dotyczące pestycydów i innych proekologicznych rozwiązań zostały przesunięte na późniejszy czas.
Ja zdecydowanie o to wnosiłem – dzisiaj, w tym dramatycznym, kryzysowym czasie musimy skupić się na tym, żeby rolnictwo zachowało swoje zdolności produkcyjne, a nawet je zwiększyło. I żeby dokończyć sprawę planów strategicznych, bo to one zdecydują o przyszłości rolnictwa w każdym kraju członkowskim na najbliższych kilka lat. To musi zostać zamknięte do połowy tego roku, to jest krótki czas, więc nie powinniśmy się zajmować innymi sprawami, które mogą poczekać.
A jak wygląda pomoc unijna dla Ukrainy w zakresie rolnictwa?
Ukraina zwróciła się do nas z dwiema sprawami. Ja miałem kilka spotkań z ministrem rolnictwa Ukrainy, wiceministrem, ambasadorem Ukrainy. Minister Roman Leszczenko był gościem na posiedzeniu Rady Ministrów ds. Rolnictwa i tam były dwa główne postulaty. Po pierwsze, Ukraińcy mówią: “pomóżcie nam w dostawach paliwa, bo nie mamy paliwa do traktorów. A chcemy wyjść w pole”.
Tutaj jest pełna gotowość i zdolność Polski do pomocy. Chodzi o ok. 50 tysięcy ton paliwa do traktorów dla rolników tygodniowo. Polska jest w stanie zrealizować takie dostawy i to się już zaczyna dziać, a UE jest gotowa to sfinansować.
Druga sprawa to jest ten eksport, w szczególności zbóż. Duża jego część może być skierowana przez Polskę, przez polskie porty. Logistycznie Polska także jest w tym momencie oknem na świat atakowanej przez Rosję Ukrainy.
Unia od lat angażuje się w pomoc m. in. dla krajów, które obecnie są zagrożone kryzysem na rynku zbóż, a już przed wojną miały problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa żywnościowego swoim obywatelom. Czy w związku z wojną w Ukrainie planowane są jakieś nowe inicjatywy UE w zakresie pomocy humanitarnej?
Nowe nie są planowane. Natomiast być może trzeba będzie wzmocnić te istniejące. Zobaczymy, jakie będą skutki trwającej wojny, jak długo to potrwa, jest problem dostaw na Bliski Wschód, dostaw do Afryki Północnej, Jeśli będą sygnały, że tam jest potrzebna pomoc humanitarna w związku z brakiem żywności, no to oczywiście UE będzie takiej pomocy udzielać. Także w naszym interesie leży pewna równowaga, spokój w tych regionach.
Ale na razie musimy obserwować sytuację i to, co się dzieje w tych krajach. A w tej chwili najważniejsze jest, żeby jak największą część ukraińskiego eksportu uratować. I żeby Ukraina mogła zasiać swoje pola pod przyszłe zbiory. I w tym pomagamy bardzo mocno.
Ukraina chce wstąpić do UE, zacieśniać więzy łączące ją z Unią. W kontekście unijnej polityki rolnej, idei wspierania małych i średnich gospodarstw rolnych – czy struktura rolnictwa Ukrainy jest zbliżona, czy łatwo się będzie Ukrainie włączyć w naszą politykę rolną?
Myślę, że nie byłoby trudno, bo UE ma bardzo zróżnicowaną strukturę. Nie mamy takiego zjawiska, jak “typowe gospodarstwo unijne”. W UE są kraje, gdzie gospodarstwa rolne są wielkie, np. Czechy czy Słowacja. Tam dominują duże, kilkusethektarowe gospodarstwa. W Czechach średnia wielkość gospodarstwa to jest 130 ha. Ale w Polsce to 11 ha, a są państwa, gdzie jest jeszcze mniej – np. w Rumunii w granicach 7 ha.
W Europie Zachodniej też mamy podobne przykłady. Włochy mają bardzo małe gospodarstwa, średnio ok. 11 ha, a bardzo wydajne rolnictwo. Rolnictwo włoskie to najbardziej produkcyjne rolnictwo w Europie.
Struktura ukraińskiego rolnictwa na pewno nie będzie więc problemem. Oczywiście względy geopolityczne i potrzeba wzmocnienia Unii Europejskiej, i zapewnienia jej również bezpieczeństwa żywnościowego – które było do tej pory, ale nie jest dane raz na zawsze – przemawia za tym, żebyśmy jak najszybciej, najwcześniej, jak to jest możliwe, przyjęli Ukrainę do UE. To na pewno wyszłoby Europie na dobre i zwiększyłoby jej bezpieczeństwo. Ale oczywiście wiem, że politycznie nie jest to możliwe do zrobienia od razu.
A co z działaniami, które mogłyby zwiększyć bezpieczeństwo żywnościowe Europy w inny sposób – np. zmniejszając zależność rolnictwa od nawozów chemicznych czy paliw? Czy to w ogóle jest coś, o czym teraz myślimy, czy raczej pieśń przyszłości?
Czy da się zmienić sposób zasilania maszyn rolniczych? Sądzę, że w jakimś szybkim, łatwym do przewidzenia okresie raczej nie, na razie pewnie będą zasilane paliwami takimi, jakie znamy do tej pory. Natomiast to, co można zmienić to stosowanie praktyk, których właśnie wcale nie trzeba wymyślać. Do niektórych praktyk po prostu trzeba wrócić. Na przykład rolnictwo połączone ze zrównoważoną hodowlą: ziemia plus określona liczba zwierząt w gospodarstwie, produkcja obornika, który jest bezcenny jako nawóz naturalny, ale także źródło próchnicy. Stosowanie obornika jako nawozu poprawia także jakość gleby i gospodarkę wodną, poprzez zwiększanie zatrzymywanie wody w glebie. Wtedy także susze nie są tak wielkim problemem dla rolnictwa.
To naprawdę rozwiązuje wiele problemów. Na pewno w finansowaniu rolnictwa, we wspieraniu inwestycji rolniczych trzeba stawiać na takie zrównoważone hodowle. Jak ktoś na dziesięciu hektarach ma chlewnię na dziesięć tysięcy świń, to nie jest zrównoważone rolnictwo. No, można to robić, ale to nie powinno być preferowane w polityce europejskiej.
Zamiast tego – preferencje dla hodowli zrównoważonej, a więc odpowiednia liczba zwierząt, ziemia, własne pasze, krótki łańcuch dostaw – to są te rzeczy, które mogą wzmocnić rolnictwo europejskie i nasze bezpieczeństwo żywnościowe na przyszłość.
Polecamy także inne wywiady 300Gospodarki:
- Jak Polska powinna o sobie opowiadać, aby G20 ją przyjęło. Wywiad z Aleksandrem Siemaszko
- Putin przekroczył linię, zza której się nie wraca. Głównym celem stało się maksymalne zniszczenie Ukrainy [WYWIAD]
- Jedzenia nie zabraknie. Ale w cenach żywności za miesiąc, dwa zobaczymy efekt wojny [WYWIAD]
- Wojna to nie czas na ekstrawagancję w zarządzaniu gospodarką. Wywiad z prezesem GPW Markiem Dietlem
- Likwidacja ulgi dla klasy średniej i zmiany w podatkach. Ekspert tłumaczy, kto na tym skorzysta