Różnica między oprocentowaniem nowych depozytów i nowo udzielanych kredytów w końcu przestała się zwiększać, wynika z danych Narodowego Banku Polskiego.
Do tej pory podwyżki stóp procentowych, które Rada Polityki Pieniężnej przeprowadza od października 2022 r., bardzo szybko przekładały się na wzrost odsetek od kredytów, za to oprocentowanie lokat banki zwiększały znacznie wolniej. Jaskrawo widać to było zwłaszcza w pierwszych miesiącach zaostrzania polityki pieniężnej.
Wynikało to z konstrukcji wyliczania oprocentowania, stosowanej przez banki. W przypadku kredytów w większości przypadków oprocentowanie jest zmienne i zależy od rynkowych stawek WIBOR – a te bardzo szybko reagują na podwyżki stóp.
Za to oprocentowanie depozytów najczęściej jest stałe i jest efektem decyzji banku. A banki nie miały motywacji, żeby je podnosić. W sektorze panuje nadpłynność, m.in. dzięki rządowym tarczom finansowym uruchamianym w czasie pandemii. Bankowcy nie musieli więc walczyć o pieniądze klientów wysokim oprocentowaniem lokat – i nie robili tego. A rosnąca różnica między odsetkami od depozytów i kredytów poprawiała im marżę odsetkową i generowała zysk.
Coś drgnęło w lokatach
Taka polityka banków była coraz głośniej krytykowana, zwłaszcza w obliczu gwałtownie rosnącej inflacji, która i tak mocno nadszarpnęła realną wartość gromadzonych oszczędności. Przy dwucyfrowym wzroście cen średnie oprocentowanie nowych lokat wynosiło 1,5-2 proc., podczas gdy od udzielanego w tym czasie kredytu banki inkasowały odsetki w wysokości 7,5-8 proc. Pokazuje to wykres, jaki sporządziliśmy na podstawie danych NBP.
Apogeum zjawisko przybrało w lutym, gdy różnica wyniosła 6,1 pkt procentowego. Ale już od marca coś zaczęło się zmieniać. Średnie oprocentowanie nowo zakładanych lokat najpierw w kwietniu wzrosło z 1,5 do 2 proc., a w maju skoczyło do 3,4 proc. Dystans do oprocentowania kredytów po raz pierwszy w tym cyklu podwyżek stóp przestał się zwiększać. W maju już dość wyraźnie, bo o 0,5 pkt procentowego.
Skąd ta zmiana? Najpierw oprocentowanie depozytów zaczęły podnosić banki z udziałem Skarbu Państwa. To wywołało pierwszy ruch na rynku, dodatkowo wzmocniony przez polityków. Premier Mateusz Morawiecki już pod koniec kwietnia wzywał do tego bankowców sugerując jednocześnie, że jeśli sektor sam tego nie uporządkuje, to rząd może go do tego skłonić innymi metodami.
Prezes PiS zapowiada podatek
Jakimi? To już wiemy od pierwszego weekendu lipca, gdy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zapowiedział obłożenie banków specjalnym podatkiem w przypadku, gdyby te ociągały się z podnoszeniem oprocentowania lokat.
– Nie chcę za bankierów decydować, ale to musi być solidny procent, nie na wysokości inflacji, ale żeby ludzie czuli sens w tym, że te pieniądze jednak dużo mniej stracą, jak będą w banku. (…) Jak nie, no to będziemy musieli obłożyć podatkiem te zyski i koniec – mówił prezes PiS na spotkaniu z sympatykami w Białymstoku (cytujemy za PAP).
Bo mimo zauważalnego wzrostu oprocentowania nowych lokat nadal jest ono niewystarczające, by zmienić całościowy obraz opłacalności trzymania pieniędzy w banku. Średnie oprocentowanie tzw. stanów depozytów – czyli również tych złożonych w bankach wcześniej – nadal rośnie niemrawo, w maju było to średnio zaledwie 0,6 proc. I w takim ujęciu – porównując oprocentowanie wszystkich kredytów i depozytów – różnica nadal się zwiększa. W maju wynosiła już 7 pkt procentowych w porównaniu do 6,6 pkt miesiąc wcześniej.
Polecamy:
- Załamanie popytu na kredyty mieszkaniowe. „Odbicia od dna na razie nie widać”
- Raty kredytów jeszcze wzrosną. Ale zacieśnianie polityki pieniężnej może nie potrwać już długo
- Kredyty hipoteczne w odwrocie. Coraz mniejsza zdolność kredytowa i rosnące raty wystraszyły klientów
- Czynsze za najem mieszkań rosną wolniej niż raty kredytu. Ale i tak jest coraz drożej
- Wakacje kredytowe przyjęte przez Senat. Pomoc dla kredytobiorców ruszy już za kilka tygodni
- Wakacje kredytowe lada dzień. Wszystko, co trzeba wiedzieć o wsparciu dla kredytobiorców
- Wyższe oprocentowanie kredytów hipotecznych robi swoje. Banki boją się, że klienci przestaną je spłacać