Aż 50-70 proc., a czasem nawet 85-90 proc., wartości roszczenia można stracić, sprzedając wierzytelność frankową. Oznacza to, że w przypadku wygranej kredytobiorca odzyskuje np. o 50-100 tys. zł mniej, niż gdyby złożył pozew. Traci też kontrolę nad sprawą, choć i tak musi pojawić się w sądzie.
A nabywca wierzytelności zupełnie nie chroni jego interesów, np. przed pozwaniem przez bank o zwrot kapitału. Prawnicy ostrzegają frankowiczów przed pułapkami, jakie może zawierać to rozwiązanie. Jeśli już ktoś się na nie decyduje, to powinien precyzyjnie określić odpowiedzialność nabywcy roszczeń w umowie i wyraźnie zaznaczyć, kto i w jaki sposób rozlicza się z bankiem.
Rozwiązanie dla tych, którym zależy na spokoju?
Coraz więcej mówi się o skupowaniu wierzytelności z kredytów frankowych. Z tego typu ofert przeważnie korzystają osoby, które nie chcą się procesować z bankami. W zamian za rezygnację z 50-70 proc. wartości roszczenia (zwykle co najmniej 50 tys. zł, w zależności od wysokości spłaconej kwoty), kredytobiorca unika bezpośredniego konfliktu z bankiem.
– Nabywca wierzytelności przejmuje obowiązek prowadzenia sporu. Jednak kredytobiorcy i tak muszą co najmniej raz stawić się w sądzie. Z kolei zaletą cesji jest szybkie otrzymanie pieniędzy i ograniczenie aktywności frankowicza do minimum. Nie musi on szukać prawnika ani ponosić początkowych kosztów. Sprzedając wierzytelność frankową, rezygnuje jednak ze znaczącej części roszczeń. W skrajnej sytuacji i przy źle skonstruowanej umowie cesji, po stronie kredytobiorcy pozostaje ponadto ryzyko zwrotu otrzymanego kapitału – komentuje adwokat Jakub Bartosiak z Kancelarii MBM Legal.
Przejrzysta umowa cesji to podstawa
Jak podkreśla ekspert, w umowie ważne jest precyzyjne określenie odpowiedzialności nabywcy roszczeń. Należy wskazać, jakie koszty ponosi, czy i za co przejmuje odpowiedzialność względem banku, a także jakie są zasady rozliczeń kwot zasądzonych wyrokiem. Warto wpisać do umowy terminy podejmowania czynności przez firmę, zasady kontaktu z klientem, prawo do uzyskiwania informacji. Szczególną uwagę należy zwrócić na to, kto rozlicza się z bankiem. Jeśli dokonuje tego kredytobiorca, powinno to być uwzględnione w umowie z nabywcą cesji.
– Przykładowo frankowicz otrzymał za cesję 100 tys. zł. Po wyroku bank wypłaca 200 tys. zł, które trafiają do nabywcy roszczeń. Jeśli bank skutecznie zażąda zwrotu wypłaconego kredytu, np. 150 tys. zł, to powinna to być odpowiedzialność nabywcy, ewentualnie wspólna – a nie wyłącznie kredytobiorcy – wyjaśnia wieloletni ekspert rynku kredytów walutowych i złotowych.
Samodzielny proces (bez cesji) oznacza, że kredytobiorca uzyskuje 100 proc. możliwych do odzyskania środków i w pełni kontroluje przebieg procesu. Po zleceniu sprawy prawnikowi jego zaangażowanie ograniczone jest właściwie do 1-2 godzin poświęconych na przygotowanie do rozprawy i samą rozprawę. Z kolei cesja może odbywać się na różnych warunkach. Zawsze jest to decyzja kredytobiorcy.
– Nabywcy cesji najczęściej oferują frankowiczom 30-50 proc. wartości roszczenia. Zdarzają się też oferty znacznie niższe – w wysokości jedynie 10-15 proc. roszczenia. Oznacza to, że kredytobiorca otrzymuje zaledwie niewielką część potencjalnej wygranej. Różnice wynikają z indywidualnych sytuacji kredytobiorców – daty zawarcia umowy kredytu, banku czy spłaconej kwoty – tłumaczy mec. Bartosiak.
Do sądu i tak trzeba się pofatygować
Trzeba też pamiętać o tym, że sprzedaż roszczenia wobec banku nie zamyka sprawy całkowicie. Kredytobiorca i tak musi przynajmniej raz stawić się w sądzie. Może to być rozprawa zdalna (połączenie online), ale może odbyć się także stacjonarnie w siedzibie sądu. Zwykle jest to sąd właściwy dla miejsca zamieszkania, najczęściej sąd okręgowy.
– Jednak większym problemem jest fakt, że bank może pozwać kredytobiorcę o zwrot kapitału. Cesja dotyczy tylko roszczeń majątkowych, np. zwrotu nadpłat. Natomiast nie eliminuje obowiązku zwrotu wypłaconego kapitału i nie dotyczy unieważnienia umowy, niezbędnego np. do wykreślenia hipoteki z księgi wieczystej nieruchomości – zwraca uwagę adwokat z MBM Legal.
Opłacenie procesu przez zewnętrzne firmy finansujące może wydawać się atrakcyjne, ale wiąże się zwykle z bardzo wysokimi kosztami i utratą kontroli nad sprawą. Klient nie ma wpływu na podejmowane w toku procesu działania.
Dla nabywcy cesji rezygnacja (np. wskutek niedochowania terminu do wniesienia pisma albo zawarcia ugody) z jednej z setek czy tysięcy spraw jest nieistotna. Jednak dla kredytobiorcy zobowiązanie hipoteczne to często najważniejsze finansowe wyzwanie w życiu. Odzyskuje również znacznie mniej, niż gdyby sprawę prowadził profesjonalny pełnomocnik.
– Jeśli początkowe koszty są zbyt wysokie, warto negocjować z pełnomocnikiem lub zwyczajnie poszukać innego. Zawsze będzie to rozwiązanie tańsze niż cesja roszczeń na rzecz dodatkowego pośrednika. Do tego prawnicy ponoszą osobistą odpowiedzialność za należyte działanie i zawsze są ubezpieczeni na wypadek popełnienia błędu – dodaje mec. Jakub Bartosiak.
Ekspert dodaje również, że odpowiedzialność firm kupujących taką wierzytelność frankową jest ograniczona. W przypadku spółek z o.o. jest to wskazane wprost w nazwie – „spółka z ograniczoną odpowiedzialnością”. Problem dotyczy też innych firm finansujących.
– Umowy z nimi bywają niejasne i mogą zawierać ww. pułapki, szczególnie w kwestii rozliczeń z bankiem. Wynika to z różnego rozumienia „korzyści” uzyskanych w wyniku procesu oraz – ewentualnej – konieczności zwrotu części lub całości kapitału kredytu – mówi adwokat.
Ugoda z bankiem też może być korzystna
Frankowicze mają też możliwość zawarcia ugody z bankiem. W ten sposób spór o wierzytelność frankową zostaje zamknięty szybciej niż na drodze procesowej. Natomiast każdy bank proponuje inne warunki ugody. Obecnie zdarzają się już takie, które są opłacalne dla klientów – niewiele mniej korzystne niż możliwy do uzyskania wyrok. Dotyczy to już ok. 5-10 proc. spraw. Ocena, czy ugoda jest korzystniejsza niż cesja, musi być dokonana indywidualnie, w zależności od konkretnych propozycji.
– Można też wspomnieć o sceptycznym podejściu niektórych sędziów do cesji. Wynika to z faktu, że po cesji zmienia się charakter roszczenia. Miejsce faktycznie pokrzywdzonych, indywidualnych kredytobiorców zajmują profesjonalne podmioty, których wyłącznym celem jest maksymalizacja zysku. Ponownie trzeba podkreślić znaczenie szczegółów umowy cesji. Czy nabywca cesji może się z niej wycofać, jeśli sprawa sądowa nie pójdzie po jego myśli? Czy kwota, którą otrzymuje kredytobiorca przy sprzedaży roszczenia, jest ostateczna? I czy również dla niego wynik procesu ma znaczenie? – wylicza mec. Bartosiak.
Najpewniejszym i najszybszym sposobem na pozbycie się zadłużenia i wykreślenie hipoteki jest uzyskanie wyroku ustalającego nieważność, następnie – zaświadczenia z banku ze zgodą na wykreślenie i złożenie go w sądzie wieczystoksięgowym. Teoretycznie powinien wystarczyć do tego sam wyrok. Jednak warto dołączyć do niego również zgodę banku, by uniknąć długotrwałych sporów i wyjaśnień w sądzie wieczystoksięgowym.
– Po prawomocnym wyroku banki bez problemu wydają takie dokumenty. Jeśli kredytobiorca nie dysponuje wyrokiem ustalającym nieważność, konieczne jest wszczęcie odrębnego postępowania o uzgodnienie treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Tak może być, gdy np. pozew dotyczył tylko zapłaty albo to bank pozwał kredytobiorców – mówi adwokat z MBM Legal.
Przeczytaj również:
- Sprawy frankowe tracą impet. W sądach widać dwucyfrowy spadek liczby pozwów
- Złoto w NBP jest warte 205 mld zł. Polski bank liderem zakupów na świecie
- Polacy odkładają niewiele. Tak wyglądają finansowe paradoksy regionów
- Finanse mężczyzn między rozsądkiem a ryzykiem. Raport BIG InfoMonitor