Chińska odpowiedź na nowe amerykańskie cła nadeszła błyskawicznie i z niespotykaną dotąd siłą. 4 kwietnia Pekin ogłosił wprowadzenie 34-procentowych taryf celnych na wszystkie towary importowane ze Stanów Zjednoczonych. Nowe stawki mają wejść w życie 10 kwietnia i stanowią najostrzejszy gest odwetowy wobec wcześniejszych decyzji administracji Donalda Trumpa. Ale to nie wszystko – Chiny sięgają po znacznie szerszy arsenał środków.
Wraz z ogłoszeniem nowych taryf, chińskie władze zapowiedziały wprowadzenie kontroli eksportu metali ziem rzadkich – surowców kluczowych dla sektora elektronicznego, zbrojeniowego i energetycznego. Dodatkowo 11 amerykańskich firm i instytucji trafiło na tzw. listę nierzetelnych podmiotów. Znaleźli się tam m.in. dostawcy sprzętu wojskowego na Tajwan oraz firmy zaangażowane w rozwój zaawansowanych technologii.
Nie mniej istotna jest skarga złożona przez Chiny do Światowej Organizacji Handlu (WTO), co oznacza, że konflikt handlowy może wejść również na ścieżkę prawną i instytucjonalną.
Rynki reagują nerwowo
Skutki ogłoszonych decyzji natychmiast odczuły rynki finansowe. Z amerykańskich giełd w ciągu 24 godzin zniknęło ponad 2,4 biliona dolarów. Akcje gigantów technologicznych, takich jak Apple czy Nvidia, notowały gwałtowne spadki. Firmy produkcyjne zaczęły szukać alternatywnych lokalizacji dla swoich zakładów i rozważać nowe kierunki eksportu, by zmniejszyć zależność od Chin i USA.
Bank JP Morgan podniósł prognozy ryzyka globalnej recesji do 60%, wskazując na narastającą niepewność związaną z przyszłością globalnego handlu.
Europa nie jest celem, ale może ucierpieć
Choć Europa formalnie nie bierze udziału w konflikcie amerykańsko-chińskim, pozostaje w jego cieniu.
– Wojna handlowa USA–Chiny ponownie pokazuje, jak bardzo gospodarka światowa pozostaje wrażliwa na decyzje polityczne. Tym razem jednak reakcja Chin jest znacznie bardziej zdecydowana – zauważa Marcin Stradowski z Foodcom S.A.
Jego zdaniem, nawet jeśli europejskie firmy nie są dziś bezpośrednio objęte sankcjami, muszą liczyć się z pośrednimi skutkami – zwłaszcza w kontekście zakłóceń w łańcuchach dostaw, dostępności surowców i spadku popytu na rynkach eksportowych.
Dla Unii Europejskiej obecna sytuacja może okazać się momentem przełomowym. Wobec rosnącej konfrontacji między Chinami a Stanami Europa ma szansę ukształtować swoją pozycję jako niezależny gracz w światowej gospodarce – stabilizujący globalny handel i broniący zasad multilateralizmu. Jednocześnie musi przygotować się na turbulencje, które mogą odbić się zarówno na przedsiębiorstwach, jak i konsumentach.
Konflikt, który do niedawna wydawał się odległym sporem celnym, dziś realnie zagraża globalnej stabilności ekonomicznej – a jego skutki będą się rozlewać po całym świecie jeszcze długo po 10 kwietnia.
Polecamy także:
- Czy cła Trumpa zagrożą polskiej gospodarce? Eksperci: to możliwe, ale są też szanse
- Jak amerykańskie cła wpłyną na chińską gospodarkę? Pekin przygotowuje się na turbulencje
- Świat odpowiada na cła Trumpa. Panuje gospodarczy niepokój i dyplomatyczna ostrożność
- Nowe amerykańskie cła mogą spowolnić transformację energetyczną