Każdy kraj rozwinięty lub do takiego aspirujący potrzebuje nowych zasobów utalentowanych pracowników. Badania pokazały jednak, że tylko nieliczne państwa w Europie dobrze adaptują wykształconych imigrantów – zbyt wielu pracuje poniżej kwalifikacji. To marnotrawstwo dla gospodarki.
Procedura uzyskania wizy dla konkretnego pracownika jest dla firmy w USA tak długa, bolesna i droga, że „mając wybór między badaniem prostaty a sponsorowaniem wizy pracowniczej, menedżer ds. rekrutacji prawdopodobnie wybierze pierwszą opcję” – mówi Zeke Hernandez, wykładowca Wharton Business School, cytowany w tygodniku The Economist.
Publikacja „America is sabotaging itself in the global battle for talent” sprzed kilku dni odbiła się szerokim echem, także w Polsce. Wytyka szereg błędów, zaniedbań i zaniechań w polityce migracyjnej USA, prowadzących do utraty wielu wysoce wyspecjalizowanych pracowników spoza USA.
Mózgi na zielonej granicy
Absurdów jest tak wiele, że – jak wykazała analiza Washington Post – wykwalifikowanemu pracownikowi łatwiej będzie uzyskać zezwolenie na pracę, gdy będzie się ubiegał o azyl po nielegalnym przekroczeniu granicy.
– Ameryka nakazuje, aby żaden kraj nie otrzymał więcej niż 7 proc. zielonych kart w danym roku. Jest to trudne dla wnioskodawców z krajów o dużej populacji. Typowy wnioskodawca z Indii może na zatwierdzenie czekać 134 lata – szacuje w tekście think-tank Cato Institute.
Migration Policy Institute oszacował na przykład, że w Ameryce w czasie, gdy szalała pandemia Covid-19 (zmarło ok. 680 tys. Amerykanów) było 165 tys. pielęgniarek i lekarzy kształconych za granicą, których umiejętności były marnowane.
Zdaniem autorów The Economist, USA pozostały daleko w tyle za zmieniającymi się trendami i krajami takimi, jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kanada, Szwecja, czy mała Portugalia, gdzie uzyskanie wiz pracowniczych jest stosunkowo proste i skutkuje pozyskiwaniem do pracy utalentowanych imigrantów.
Stany Zjednoczone tracą zdolnych obcokrajowców, mimo że ci sami wybraliby ten kraj do życia bez proszenia. Aż 73 proc. zagranicznych absolwentów amerykańskich uniwersytetów twierdzi, że zostaliby w kraju, gdyby wiza była łatwo dostępna, ale ponieważ tak nie jest, to zostaje tylko 41 proc., podaje think tank Economic Innovation Group.
The Economist, analizując dane z sondażu Gallup World Poll, oszacował natomiast, ilu absolwentów każdy kraj mógłby zyskać i stracić, gdyby przeprowadzka była łatwa.
Najsilniejszymi magnesami są trzy duże, bogate, anglojęzyczne kraje. Bez barier 23 mln absolwentów mogłoby się przeprowadzić do USA, 17 mln do Kanady, 9 mln do Australii.
Chiny i Indie straciłyby największą liczbę absolwentów w wartościach bezwzględnych – odpowiednio 14 mln i 12 mln. W wartościach względnych to Iran, Ekwador i Demokratyczna Republika Konga odnotowałyby największy odpływ absolwentów netto.
Wkład imigracyjny
Każdy kraj rozwinięty lub do takiego aspirujący potrzebuje wciąż nowych zasobów utalentowanych pracowników. Tego wymaga wyścig na innowacje. Bez najlepszych zawodników gospodarka, nawet dziś najlepiej rozwinięta, nie utrzyma się w grupie liderów. Do tego potrzebuje innowacyjnego myślenia, coraz to nowych rozwiązań i technologii.
Zdaniem badaczy z Harvard University cytowanych przez The Economist, imigranci stanowią 14 proc. populacji Ameryki, 16 proc. wynalazców i bezpośrednio produkują ponad 23 proc. innowacji, mierzonych patentami, cytowaniami patentów i wartością ekonomiczną tych patentów.
– Biorąc pod uwagę, w jaki sposób zwiększają produktywność swoich rodzimych współpracowników, odpowiadają za oszałamiające 36 proc. całkowitej innowacji – czytamy.
W dobie paneuropejskich dyskusji o potrzebie lepszej integracji społeczno-ekonomicznej migrantów, a przede wszystkim kontroli nad migracjami chodzi o to, by stawiając mury nie wylać dziecka z kąpielą.
Imigrantów potrzebuje europejski rynek pracy, tym bardziej potrzebuje imigrantów, którzy mogą się wylegitymować umiejętnościami wyższymi niż przeciętne. Ale to nie wystarczy. Musi być spełniony jeszcze jeden warunek: kraj, który przyjmuje imigranta musi umieć zaadaptować jego umiejętności. Jeśli przyjezdni wykonują zadania poniżej swoich kwalifikacji to tracą obie strony.
Europa dyskryminuje imigrantów?
I bardzo często tak się właśnie dzieje – dowodzą w najnowszej pracy ekonomiści z włoskiego Uniwersytetu Mediolańskiego. Prof. Tommaso Frattini i Angela Dalmonte przeanalizowali, jak wygląda integracja wysoko wykształconych imigrantów na europejskich rynkach pracy. No i wygląda słabo.
Jednym zdaniem? Wolimy swoich. I to swoich rozumianych, jako rdzenni mieszkańcy danego kraju, bo mniejsze szanse na zatrudnienie mają nie tylko migranci w pierwszym pokoleniu, świeżo przybyli, ale także ich dzieci urodzone i wyedukowane już w danym europejskim kraju. Imigranci z wykształceniem wyższym są też bardziej narażeni na konieczność przekwalifikowania się.
Powodem nie są z pewnością braki w edukacji imigrantów.
– Wbrew powszechnym poglądom odsetek imigrantów w Europie z wykształceniem uniwersyteckim na poziomie 32 proc. jest porównywalny z odsetkiem tubylców – 34 proc. – piszą Frattini i Dalmonte w artykule „Skilled but struggling: The ‘brain waste’ dilemma of migrants in Europe”.
Włoscy ekonomiści spostrzegli też bardzo ciekawą rzecz: odsetek imigrantów i tubylców z wykształceniem uniwersyteckim silnie koreluje w obrębie każdego kraju. Tam, gdzie populacja tubylcza jest bardziej wykształcona, tam imigranci również. I odwrotnie. To pokazuje, że lokalny klimat edukacyjny danego kraju ma wpływ na zachowania i wybory przyjezdnych.
Za mądry na zasiłek, za obcy na wysoki stołek
Różnica w szansach na pracę jest największa w przypadku imigrantów, którzy zdobyli wykształcenie uniwersyteckie za granicą: ich prawdopodobieństwo zatrudnienia jest o 15,6 punktów procentowych niższe niż w przypadku tubylców z wykształceniem wyższym (88,5 proc.), wskazują badacze.
Luka w prawdopodobieństwie zatrudnienia jest mniejsza (około 4 punktów procentowych) w przypadku 38 proc. imigrantów pierwszego pokolenia z wykształceniem wyższym, którzy otrzymali dyplom uniwersytecki już w kraju, w którym obecnie mieszkają.
Niestety, nawet drugie pokolenie, czyli dzieci imigrantów urodzone już w Europie, ma niższe prawdopodobieństwo zatrudnienia niż podobnie wykształcone potomstwo rdzennych Europejczyków.
Imigranci z zagranicznym dyplomem, gdy już znajdą pracę, znacznie częściej niż tubylcy wykonują też zajęcia poniżej ich umiejętności. Różnica jest nieco mniejsza w przypadku imigrantów wykształconych w kraju przyjmującym, ale nadal istnieje.
Badacze z Włoch sprawdzili tezę, iż jedną z przyczyn gorszego traktowania imigrantów mogą być ograniczenia językowe lub inne umiejętności specyficzne dla kraju i rynku pracy. Jednak ich wstępne porównania jej nie potwierdziły.
Może zatem przyczyną jest gorsza jakość edukacji w krajach pochodzenia imigrantów? To prawda, że w większości krajów europejskich migranci z wykształceniem wyższym pochodzą z krajów o niższej jakości edukacji niż w miejscu docelowym. Zdaniem włoskich ekonomistów, wśród krajów, gdzie imigranci stanowią przynajmniej 10 proc. populacji, najbardziej te różnice widać w Danii, Niemczech, Włoszech i Holandii, najmniej w krajach takich jak Łotwa i Norwegia. A jednak, znów, autorzy badania konkludują, że różnice w jakości edukacji mają znaczenie, ale nie mogą wyjaśnić więcej niż 13 proc. całkowitej różnicy.
Europa marnuje zasoby
Obiektywne przyczyny trudno zatem dostrzec – Europa po prostu marnuje zasoby.
– Traci umiejętności, które mogłyby potencjalnie przynieść korzyści europejskiemu rynkowi pracy. Wyższe wykształcenie imigrantów jest porównywalne z wykształceniem osób pochodzących z UE, ale nie jest wykorzystywane w produktywny sposób. Lepsze określenie przyczyn takiego marnotrawstwa umiejętności i opracowanie ukierunkowanych polityk pozwoliłoby Europie uwolnić pełny potencjał jej zróżnicowanej siły roboczej – pisze Frattini.
To jest ważna lekcja do odrobienia, bo na razie, wbrew utyskiwaniom The Economist, to Stany Zjednoczone wciąż zajmują bardzo wysoką, trzecią pozycję w rankingu Global Talent Competitiveness Index. Dane GTCI z ostatniej dekady pokazują zaś, że lista dziesięciu najlepszych krajów pozostała niezwykle stabilna, a USA przeważnie utrzymywały się w pierwszej czwórce.
Niewiele państw w Europie stawianych jest za przykład skutecznego „łowcy talentów”. The Economist wyróżnia tu Portugalię, nazywając ten niewielki kraj „biegłym w integrowaniu wykwalifikowanych przybyszów z rynkiem pracy”. Portugalia otworzyła się na wyspecjalizowanych imigrantów, gdy widmo kryzysu przyparło gospodarkę tego kraju do ściany.
Badanie przeprowadzone przez Lighthouse Reports wykazało, że dziś migranci z wyższym wykształceniem w Portugalii częściej niż ci z innych krajów UE wykonywali pracę odpowiadającą ich umiejętnościom. Eksperci zwracają jednak uwagę, że w części ten sukces może być powiązany z głośnym brazylijskim programem stażowym „Ciência sem Fronteiras”, w ramach którego naukowcy, specjaliści porozumiewający się tym samym przecież językiem przyjeżdżali do Portugalii tylko na określony czas.
Portugalia 🇵🇹 w ciągu dekady osiągnęła ogromny sukces w przyciąganiu wysoko wykwalifikowanych imigrantów. Dlaczego nie my? @MaciekDuszczyk „Portugal’s population of legal immigrants has shot up, from fewer than 400,000 in 2015 to more than 1m today. On June 3rd the new prime… https://t.co/pxqeC6EWAj pic.twitter.com/G8QyhyWEMX
— Marcin Piatkowski 🇪🇺 (@mmpiatkowski) August 17, 2024
Zobacz także: Polska wśród najmniej innowacyjnych gospodarek Unii. Ale cała UE czuje oddech konkurencji
Dobrym znakiem, jest fakt, że pozycję lidera Global Talent Competitiveness Index od 10 lat zajmuje kraj z Europy – Szwajcaria – a w TOP10 jest jeszcze aż sześć innych europejskich krajów. Problemem Europy jest jednak rozczłonkowanie i brak skalowalności. To czego Europa potrzebuje na cito, to wspólne działania. Jak mówi w rozmowie z 300Gospodarką Jakub Jasiczak, szef porozumienia spółek akademickich, mimo zjednoczenia Europy, w innowacjach każdy kraj próbuje działać indywidualnie, na czym Europa jako region dużo traci.
– Jako Unia nie tworzymy innowacji wspólnie, przez to przegrywamy z Chinami, ze Stanami Zjednoczonymi – podkreśla ekspert.
Ponieważ większość migrujących talentów wybiera kierunki oczywiste, jak USA czy Kanada, tym bardziej inne państwa powinny pochylić się nad odpowiednimi politykami migracyjnymi, które zamiast bezrefleksyjnie odstraszać wszystkich migrantów, będą jednak stawiać na wyłuskiwanie tych, którzy wniosą wartość dodaną. I przyciągną kolejnych.
– Skupiska talentów mają ogromną przewagę, ponieważ wybitni ludzie lubią pracować z innymi wybitnymi ludźmi w tej samej dziedzinie. Dlatego na przykład 57 proc. z 20 proc. najlepszych badaczy AI pracowało w Ameryce w 2022 r. – zwraca uwagę The Economist.
Nową politykę migracyjną ma do 20 września przedstawić odpowiedzialny za ten program ekspert w tej dziedzinie wiceminister MSWiA Maciej Duszczyk.
– Naprawdę czas na poważną dyskusję o paradygmacie migracyjnym w UE! – napisał na platformie X minister Duszczyk.
Czy ma na myśli także i to, by taka Brains Valley (pardon my English, po polsku to nie brzmi dobrze) miała szansę zaistnieć w Polsce?
Korzystając z urlopu odświeżyłem sobie wiedzę na temat dyskusji naukowej o wyzwaniach migracyjnych. Połajanki Finlandii, Polski i krajów bałtyckich za ochronę granic i przeciwstawianie się wojnie hybrydowej. Naprawdę czas na poważną dyskusję o paradygmacie migracyjnym w UE!
— Maciek Duszczyk (@MaciekDuszczyk) August 18, 2024
Warto też przeczytać:
- Co hamuje konkurencyjność UE? Żeby dogonić USA Europa musi się zintegrować
- Najnowszy ranking innowacyjności krajów. Polska wypada słabo na tle UE
- Niemcy szykują się do rewolucji przemysłowej. Ich plan może zagrozić innym krajom UE
- W branży chipów w USA brakuje talentów. To efekt protekcjonizmu i zamykania granicy
- Polskie zasady grantów dociskają biotech. „Wsparcie z funduszy UE stało się nieosiągalne” [WYWIAD]