Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) planuje ogłosić do 30 czerwca warunki uczestnictwa w pilotażu skróconego tygodnia pracy. Resort szacuje, że przeznaczy na ten projekt 10 mln zł z Funduszy Pracy w pierwszym roku jego realizacji, poinformowała szefowa resortu Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
To będzie pierwsze takie rozwiązanie w tej części Europy. MRPiPS chce zachęcać do skracania pracy i testowania tego rozwiązania w różnych organizacjach. Z tego powodu pilotażowy program skierowano do całego wachlarza pracodawców: przedsiębiorców, jednostek samorządowych, fundacji, stowarzyszeń i związków zawodowych. Podstawowym warunkiem udziału w programie będzie zachowanie tego samego poziomu wynagrodzenia.
Jak wyjaśniła ministra podczas konferencji, skrócenie czasu pracy można wdrożyć na kilka sposobów:
- zredukować liczbę godzin w określonym dniu pracy,
- rozłożyć to na wiele dni i skrócić tygodniowy wymiar pracy lub
- efektywnie wydłużać okresu urlopu, by w większej skali efektywnie skrócić czas pracy.
Zgromadzone w wyniku pilotażu dane pozwolą na opracowanie rozwiązań legislacyjnych tak, by skrócenie czasu pracy było możliwe dla wszystkich pracujących. Resort zamierza też wspierać firmy, które wezmą udział w programie. Środki finansowe będzie można przeznaczyć nie tylko na wdrożenie odpowiednich narzędzi i optymalizację procesów, ale także m.in. na specjalistyczne wsparcie dla menadżerów. W pierwszym roku trwania testów pula środków na wsparcie pilotażu będzie wynosiła 10 mln zł z Funduszu Pracy, z perspektywą na zwiększenie w kolejnych latach.
Ministerstwo ogłosi zasady i warunki działania programu pilotażowego do 30 czerwca. Z informacji wynika, że zainteresowane podmioty będą mogły wprowadzić krótszy czas pracy od nowego roku.
Nie wszyscy zadowoleni z pomysłu
Planowane zmiany nie cieszą pracodawców. Eksperci dodają, że zmiany związane z siatką czasu pracy powinny być szerzej konsultowane z przedsiębiorcami.
Przeciwnicy pilotażowego programu argumentują, że obecna sytuacja gospodarcza nie jest na tyle dobra, by można było forsować przepisy, które narażą szczególnie małe i średnie przedsiębiorstwa (MŚP) na ogromne straty finansowe. Uważają, że nie da się zoptymalizować pracy na produkcji, w transporcie czy w sklepie tak, by w cztery dni wykonać taką ilość pracy, jak w pięć dni.
– Nie można oczekiwać od ludzi, że będą pracować intensywniej w inne dni pracy, bo piątek stał się ustawowym dniem wolnym. Przyjmując takie przepisy, zakładamy, że firmy muszą pogodzić z się ze spadkiem efektywności produkcyjnej, czyli mniejszymi przychodami lub muszą zatrudnić dodatkowe osoby – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
Zły moment na rozmowy?
Sukcesy czterodniowego dnia pracy odnotowano w Danii, Belgii czy Francji – w tej ostatniej wymiar czasu pracy wynosi 35 godzin tygodniowo. Ale przedsiębiorcy są zdania, że moment, w którym dyskutuje się o czterodniowym tygodniu roboczym, jest nietrafiony.
– Firmy walczą dziś o płynność finansową, optymalizują koszty, próbują utrzymać zatrudnienie – a nie eksperymentują z radykalnym skracaniem czasu pracy. Nie jestem fanką idei zmiany czasu pracy z „40 godzin na 32”, bo widzę, jak wygląda rzeczywistość operacyjna w wielu branżach. Ale nie mam też wątpliwości, że czas pracy się skróci – tylko nie tak drastycznie, jak niektórzy sobie to wyobrażają – mówi Katarzyna Opiekulska, dyrektor zarządzająca firmy LSJ HR Group.
Jej zdaniem w perspektywie kolejnych 5-10 lat realnym scenariuszem będzie zmniejszenie wymiaru pracy o 2-5 godzin tygodniowo. Ale nie poprzez jeden dzień wolny w tygodniu, lecz przez stopniowe wprowadzanie elastyczności, automatyzacji i efektywnego zarządzania czasem. Tu na scenę wchodzi sztuczna inteligencja, która pozwala automatyzować zadania, optymalizować procesy i lepiej planować wykorzystanie zasobów.
– To właśnie dzięki sztucznej inteligencji firmy będą mogły z czasem skracać tydzień pracy. Bez utraty produktywności, bez zwiększania kosztów i bez potrzeby zatrudniania dodatkowych osób – dodaje Katarzyna Opiekulska.