Musimy być gotowi na każdy wariant, również taki, że tarcza antyinflacyjna będzie działać dłużej. Finanse publiczne są w dobrej kondycji i możemy to zrobić – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką minister finansów Tadeusz Kościński.
Marek Chądzyński, 300Gospodarka: Czy to jest dobry moment, żeby wprowadzać takie rozwiązania, jak Polski Ład? Mamy pierwsze symptomy rozgrzania gospodarki, np. zaskakująco duży wzrost produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej. Czy dodatkowe pobudzanie popytu jest nam potrzebne?
Tadeusz Kościński, minister finansów: To jest bardzo dobry moment, żeby wprowadzić Polski Ład. Bo on zadziała w trzech obszarach, w których dalsza zwłoka byłaby niewskazana.
Jakie to obszary?
Pierwszy to zapewnienie większych pieniędzy na ochronę zdrowia. Chyba wszyscy się zgadzamy, że Polska potrzebuje dodatkowych inwestycji w zdrowie. Nie można z tym czekać kolejny rok czy dwa.
Drugi obszar to sprawiedliwość podatkowa. Nie może być tak, że ci, co zarabiają mniej, płacą relatywnie większe podatki niż bogatsi. Stąd reset klina podatkowego, jaki wprowadzamy, w tym podniesienie kwoty wolnej do 30 tys. zł i progu dochodów w PIT do 120 tys. zł. Dlaczego mielibyśmy z tym czekać?
No i trzecim obszarem jest wspieranie inwestycji w gospodarce, szczególnie w nowych technologiach. Polski Ład to m. in. ulga na badanie i rozwój, ulga na zatrudnianie specjalistów, na prototyp, na robotyzację. To również trzeba wprowadzać jak najszybciej, żeby pomagać przedsiębiorcom. Patrząc na sprawę z tej perspektywy, staje się jasne, że im szybciej wprowadzimy Polski Ład, tym lepiej.
No ale Polski Ład to też duży impuls fiskalny do gospodarki, prawie 17 mld zł z obniżki podatków.
Oczywiście zgadzam się, że niefortunnie zbiegło się to w czasie z dużym wzrostem inflacji. Choć z drugiej strony te dodatkowe środki na kontach milionów Polaków w pierwszych miesiącach ograniczą koszty społeczne zwiększonej dynamiki cen.
Jest pan zadowolony z ostatecznego kształtu Polskiego Ładu? Zakres sprawiedliwości podatkowej, czy też skali redystrybucji, ostatecznie jest mniejszy, niż w pierwotnym projekcie.
Jestem zadowolony, bo jednak przywracamy elementarną sprawiedliwość, robimy na przykład porządek ze składką zdrowotną. Bo do tej pory było tak, że bogatsi płacili na zdrowie mniej niż osoby mniej zamożne. Natomiast zmiany, jakie zostały wprowadzone w czasie prac nad ustawami –musieliśmy się w niektórych przypadkach cofnąć o pół kroku. Ale to też pokazuje naszą otwartość na dialog.
Jak pan skomentuje opinie – które wygłasza np. Forum Obywatelskiego Rozwoju – że w wyniku Polskiego Ładu będziemy mieli jeden z najbardziej skomplikowanych systemów podatkowych wśród krajów OECD?
Znowu wrzuca się wszystko do jednego worka. Czy estoński CIT to komplikowanie systemu? Jak dużo innych krajów OECD ma w swoim systemie tak przyjazne rozwiązanie dla inwestujących przedsiębiorstw? A na czym polega komplikacja podniesienia kwoty wolnej do 30 tys. zł, czy progu dochodów do 120 tys. zł? Podobnie z ulgami: mechanizm jest przetestowany, pojawiły się tylko nowe rodzaje ulg. Nie ma tu nic skomplikowanego.
Czytaj więcej na ten temat: Polski system podatkowy na 36. miejscu wśród 37 państw OECD. Podatki są u nas zbyt skomplikowane
No nie, choćby sprawa nowych zasad składki zdrowotnej u przedsiębiorców. Inną zapłaci ktoś, kto się rozlicza według skali w PIT, inną ten na podatku liniowym, a jeszcze inną ryczałtowiec. To nie jest ujednolicenie i uproszczenie systemu.
Ale tak jest na wyraźne życzenie przedsiębiorców. To był nasz ukłon w stronę rynku i uważam, że jest nie fair z jego strony, że dziś stawia nam takie zarzuty.
Czy wiecie już, które elementy Polskiego Ładu trzeba poprawić, co wymaga doprecyzowania?
Nie ma rozwiązania, które już dziś uznawalibyśmy za złe, takiego, które wymaga szybkiej poprawki. Ale życie to zapewne zweryfikuje, bo jednak zmiana, jaką wprowadzamy, jest znacząca,. Zawsze coś „wyjdzie w praniu”. Jeśli nie będzie dobrze działać, to to oczywiście poprawimy.
Czy ta rewolucja, o której pan mówi, zamyka drogę do innych zmian w podatkach w przyszłości?
Nie mamy w planie jakichś większych kolejnych zmian. Ale na pewno będziemy się starali identyfikować bariery da przedsiębiorców i je likwidować.
Kiedy będziemy mieli szczyt inflacji? Ekonomiści spodziewają się go w kwietniu przyszłego roku, ich zdaniem może się ona zbliżyć nawet do 10 proc. Podziela pan te opinie?
Zacznijmy od tego, że źródła inflacji w większości są za granicą. Nie wiemy na przykład, co zrobi Gazprom z dostawami gazu do Europy. Przypominam, że zapasy gazu w UE są bardzo niskie, a mamy dopiero początek zimy. To powoduje wzrost jego cen. Nie wiemy też, co się stanie z ropą naftową. Zmierzam do tego, że bardzo trudno jest w tej chwili powiedzieć, że szczyt inflacji będzie np. w marcu lub kwietniu i wyniesie 8-9 albo 10 proc. Tego tak naprawdę nikt nie wie.
Na pewno jednak analitycy Ministerstwa Finansów prezentują panu prognozy inflacji na podstawie wiedzy, którą mamy dziś. Co jest w tych prognozach?
Średnioroczna inflacja w 2021 r. wyniesie około 5 proc. MFW i Bank Światowy na przyszły rok prognozowały inflację w wysokości 5,6 proc. Ale to było jeszcze zanim Urząd Regulacji Energetyki ogłosił nowe taryfy energii elektrycznej i gazu. Pewnie trzeba więc dodać do poprzedniej prognozy 1-2 pkt procentowe. Mówimy zatem o średniej inflacji w 2022 r. mieszczącej się w przedziale 7-8 proc.
Co, w związku z tym, z tarczą antyinflacyjną? Czy rząd jest gotowy, żeby przedłużyć jej działanie?
Tarcza nie jest tylko od tego, żeby obniżyć inflację, tylko żeby było łatwiej ją przeczekać. Chodzi o to, żeby spłaszczyć inflacyjną falę, której spodziewamy się wiosną, żeby schłodzić oczekiwania inflacyjne. Tempo wzrostu cen niestety pozostanie podwyższone przynajmniej w średnim okresie. I jak będzie taka potrzeba, to przedłużymy działanie tarczy na kolejne miesiące. Nasze finanse publiczne są stabilne i zdrowe, fundamenty gospodarki są mocne, więc są podstawy, żeby to zrobić.
Dopuszcza pan taki wariant, że tarcza antyinflacyjna będzie działać przez cały przyszły rok?
Każdy wariant musimy dopuszczać. Nie możemy założyć, że tarcza będzie funkcjonować tylko trzy miesiące mimo ciągle wysokiej inflacji. Wycofanie się z niej w takich warunkach oznaczałoby wpędzenie w kłopoty najbiedniejszych. Im musimy pomagać.
Ale czy będzie nas na to stać? Tarcza w znanym już wydaniu ma kosztować około 10 mld zł. To ile kosztowałoby jej rozszerzenie?
Skoro inflacja ma być wysoka, wyższa od założonej w budżecie, to i przychody podatkowe powinny być wyższe. Będzie więc odpowiednio duża poduszka finansowa.
Co z polskimi postulatami obniżenia VAT na paliwa i na żywność? Na jakim etapie jest ta sprawa, czy Komisja Europejska udzieliła już jakiejś odpowiedzi?
Na razie nie mamy jeszcze oficjalnego potwierdzenia z KE. Rozmawiamy z Komisją, tłumaczymy, dlaczego chcemy to zrobić.
Jeśli dobrze rozumiem, to chodzi tu o to, że jeśli Polska wprowadzi niższe stawki, to Komisja nie zareaguje, np. rozpoczęciem tzw. procedury naruszeniowej…
Rozmawiamy z KE, żeby przedstawić dokładnie swoje argumenty i żeby były one dobrze zrozumiane.
Premier Mateusz Morawiecki mówił ostatnio, że być może zerowy VAT na żywność zacznie obowiązywać już w lutym. Można więc chyba założyć, że sygnały z Komisji są przychylne.
Tak, jak najbardziej. Są jednak jeszcze inne czynniki, które trzeba brać pod uwagę, np. konieczność przeprogramowania kas fiskalnych u sprzedawców.
Mówił pan, że działanie tarczy jest nakierowane przede wszystkim na pomoc dla najuboższych. Natomiast obniżanie VAT – o czym teraz rozmawiamy – pomaga wszystkim. Czy należy przez to rozumieć, że ewentualne rozszerzenie tarczy będzie polegało na zwiększeniu skali dodatków antyinflacyjnych, które mają być wypłacane osobom o najniższych dochodach?
Obniżanie VAT na żywność pomaga najuboższym bardziej niż pozostałym, bo w ich przypadku zakup żywności to większa część budżetu domowego, niż u zamożnych. Natomiast zmniejszenie VAT na paliwa może nie wspiera ich bezpośrednio, ale też ma wpływ. Bo jak wzrasta cena paliwa, to automatycznie też innych towarów.
Wielu ekonomistów zwraca uwagę, że długoterminowe działanie tarczy jest jednak proinflacyjne – bo może szczyt będzie niżej, ale wzrost cen potrwa dłużej.
Pewnie częściowo mają rację. Ale musimy czasem odejść od excela i rozejrzeć się dookoła. Wzrost cen dziś uderza przede wszystkim w ubogich. Nie można tego lekceważyć i ignorować.
Czy pańskim zdaniem Narodowy Bank Polski powinien jakoś dostroić swoje działania do tej nowej sytuacji?
Działanie banku centralnego jest kluczowe w tym wszystkim. Na początku rzeczywiście może nie miał zbyt wielu narzędzi, bo inflacja wynikała przede wszystkim z czynników zewnętrznych. Trudno podwyżkami stóp procentowych obniżać ceny gazu. Jednak gdy doszły do tego czynniki krajowe, gdy wzrosła akcja kredytowa i ujawnił się duży popyt na mieszkania, to wtedy polityka monetarna mogła już działać.
Dotychczasowe podwyżki stóp procentowych, jakich dokonała Rada Polityki Pieniężnej, to sygnał, że trzeba trochę schłodzić gospodarkę. Spodziewam się, że RPP będzie kontynuować te działania w ciągu kilku najbliższych miesięcy, żeby zakotwiczyć oczekiwania inflacyjne i by czynniki krajowe nie wymknęły się spod kontroli.
Jaki będzie docelowy poziom stopy referencyjnej NBP według pana? Ekonomiści mówią: 3,5-4 proc.
Wszystko zależy od RPP, czy chce szokowo wciskać ten hamulec, czy robić to stopniowo. Rada ma odpowiednie dane, na podstawie których podejmuje decyzje i to ona ponosi za to odpowiedzialność.
Uda się tak skalibrować politykę fiskalną i pieniężną, żeby nie doprowadzić do nadmiernego schłodzenia gospodarki?
To jest bardzo ważne, bo jesteśmy pierwszy rok po recesji, nadal są zaburzenia w łańcuchach dostaw, podaż i popyt są niedopasowane i bardzo łatwo doprowadzić do stagnacji lub nawet wrócić do spadku PKB. Trzeba uważać i mieć stalowe nerwy. Gospodarka jest jak tankowiec, dzisiejsze decyzje w sprawie stóp mogą działać dopiero ze sporym opóźnieniem, nawet kilku kwartałów. To nie jest łatwe zadanie.
Wygląda na to, że dotychczas przeprowadzone podwyżki stóp nie poszły za daleko. Podobnie w polityce fiskalnej. Jeszcze w przyszłym roku może być ona rozluźniona, bo stabilizująca reguła wydatkowa zacznie działać dopiero w 2023 r., kiedy to – miejmy nadzieję – pandemia przejdzie do historii.
Jaki będzie wzrost PKB w przyszłym roku?
Około 4,6 proc. To jest nasza prognoza. Są wyższe, ale my musimy być konserwatywni.
Mówił pan ostatnio, że deficyt budżetowy na koniec roku wyniesie około 20 mld zł. Jak to możliwe, skoro po listopadzie było w nim około 50 mld zł nadwyżki? W jakim sposób rząd chce wydać 70 mld zł w miesiąc?
Możemy np. zasilić fundusze celowe. Zapewne więcej pieniędzy dostanie ZUS. No i są jeszcze wydatki niewygasające, czyli takie, które nie przepadną dysponentom z końcem roku budżetowego, tylko będą do wykorzystania w roku przyszłym. To 7,6 mld zł. W przyszłym rok dług sektora general government wyniesie około 55,5 proc. PKB. A fundusze możemy wykorzystywać na finansowanie inwestycji. Poza tym dobrze mieć bufor na wypadek, gdyby pandemia jednak nie odpuściła.
Czyli będziemy mieli powtórkę z zeszłego roku, kiedy to np. już w roku poprzedzającym Fundusz Solidarnościowy dostał pieniądze na tegoroczne wypłaty 13 i 14 emerytury.
Warto te nadwyżki, które mamy dzięki dobrej sytuacji gospodarczej, w ten sposób zagospodarować.
Co z przejrzystością finansów publicznych? Przez walkę z pandemią wyraźnie się ona pogorszyła.
Nie podzielam tej opinii. Zresztą nie tylko ja. Bank Światowy nie ma z tym kłopotu, podobnie jak MFW, OECD, Komisja Europejska i wszystkie agencje ratingowe. Tylko w Polsce mamy z tym kłopot, i to nie wszyscy.
Nie dało się walczyć z kryzysem bez wyprowadzania wydatków poza budżet?
Gdybyśmy mieli brać pieniądze na walkę z pandemią bezpośrednio z budżetu, to trzeba by było go znowelizować, co zajęłoby pewnie kilka miesięcy. W takim czasie duża część firm by zbankrutowała, co skończyłoby się gwałtownym wzrostem bezrobocia, mówiąc krótko – byłoby już za późno. Podjęliśmy decyzję, żeby zrobić to poza finansami publicznym i zapobiegliśmy kryzysowi. Trzeba o tym pamiętać. Chodziło o to, żeby rozwiązanie było jak najbardziej skuteczne.
Polecamy także:
- Będzie więcej zadłużenia poza państwowym długiem publicznym. Przez CPK i Krajowy Fundusz Drogowy [WYWIAD]
- Jak zadłużają się kraje? Ideologia polityczna ma znaczenie. Ale nie w Polsce
- Podatkowy Polski Ład pełen pułapek. Pokazujemy najważniejsze z nich przed wejściem przepisów w życie
- Miliardy na 500 plus? W porównaniu z UE, Polska mało wydaje na „socjal”
- Ta mapa pokazuje, że większość majątku w Polsce należy do zaledwie 10% Polaków