Niemiecki sektor lotniczy zaproponował wprowadzenie projektów pilotażowych, które pomogą za pieniądze rządowe wymienić naftę na eko-paliwa, pisze Süddeutsche Zeitung.
Branża zaproponowała także podatek od latania, który zapłacą pasażerowie.
Jednak zdaniem autora oryginalnego tekstu – Michaela Bauchmüllera – wszystkie te propozycje to jedynie stare sztuczki. Każdą z nich już bowiem nie raz wypróbował przemysł motoryzacyjny.
Bauchmüller przypomina, jak producenci motoryzacyjni przeforsowali wsparcie biopaliwa zamiast surowszych limitów na emisję dwutlenku węgla. Szybko się okazało, że aby wyprodukować odpowiednią ilości paliwa „z roślin”, musielibyśmy zaprzestać ich konsumpcji, a i tak to by nie wystarczyło na zaspokojenie naszych potrzeb transportowych.
Tym sposobem zrezygnowano z biopaliwa, ale obniżone limity na dwutlenek węgla zostały
Podobnie było z „E10”, paliwem z dziesięcioprocentową domieszką etanolu. Ono też miało chronić klimat – oczywiście pod warunkiem, że kierowcy chcieliby je tankować.
Istniało jednak prawdopodobieństwo, że paliwo uszkodzi silnik, a dodatkowo istniało zagrożenie, że korzyść cenowa będzie niewielka.
Jak zatem widać na przykładzie branży samochodowej, istnieją duże wątpliwości odnośnie skuteczności zaproponowanych przez przemysł lotniczy rozwiązań.
>>> Renesans węgla w USA okazał się klapą: nawet najsilniejszy region węglowy dotknęły bankructwa
>>> Rumuni odrzucają kolejny projekt elektrowni węglowej budowanej we współpracy z Chińczykami